Verstappen we własnej lidze i odrodzenie Mercedesa. 5 wniosków po GP Hiszpanii

GP Hiszpanii na „Circuit de Catalunyaw sezonie 2023 przeszło już do historii. Wyścig przyniósł wiele ciekawych rozstrzygnięć i pozwolił nam zrozumieć parę kwestii jeszcze dokładniej.

REKLAMA

Holenderska dominacja

Max Verstappen kolejny wyścig w tym sezonie pokazał, że jest kierowcą, który dysponuje na ten moment najlepszym samochodem i najlepszą formą w całej stawce. Nie miał sobie równych w całych zmaganiach. Jednym zagrożeniem był dla niego Carlos Sainz na pierwszym okrążeniu. Zrównali się ze sobą bolidami i to by było na tyle. Przez cały weekend Verstappen był na pierwszym miejscu. Zanotował on swojego trzeciego wielkiego szlema w karierze. Na ten moment nie ma kierowcy, który w jakikolwiek sposób mógłby zagrozić dwukrotnemu mistrzowi świata. Przez chwilę takie aspiracje prezentował światu Sergio Perez, jednak w dwóch ostatnich wyścigach pokazał, dlaczego nie jest materiałem na mistrza.

Niemcy + Anglia = solidność

Mercedes swoją postawą w zeszłym sezonie pokazał, że często wystarczy mieć mało awaryjne auto. Nawet gdy nie idzie, gdy tempo jest po prostu słabe to połączenie dobrych kierowców i mało awaryjnego samochodu daje dobry efekt. Tak też było w tym wyścigu. Lewis Hamilton i George Russell znaleźli się tam, gdzie powinni. Znakomicie wykorzystali zmiany opon i z dużą pewnością siebie kroczyli po podwójne podium dla swojego zespołu. Kolejny raz zespół pokazał, że tor w Barcelonie im sprzyja i potrafią na nim zanotować dobre wyniki. Wyjątkiem oczywiście jest 2016 rok, ale co tam się wydarzyło, to każdy kibic Formuły 1 doskonale wie.

Tego czego brakuje Ferrari, to zawsze ma Mercedes. Wyrachowania. Nawet gdy nie idzie, to próbuje poprawkami. Stara się zrobić wszystko, aby przygotować możliwie jak najbardziej bezpieczną maszynę. Nie kombinuje zbytnio ze strategiami i stara się jechać w miarę bezpieczny wyścig. Wynik w Barcelonie daje na ten moment pozycję wicelidera w klasyfikacji konstruktorów. Nie ma się co dziwić. Kiedy ma się dobrze funkcjonujących obu kierowców, to wyniki przyjdą prędzej czy później. Jednak do powrotu dominującego Mercedesa jeszcze długa droga. Jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma.

Mentalna porażka Ferrari

Carlos Sainz do domowego wyścigu startował z pierwszego rzędu. Jak już wspominałem na pierwszym okrążeniu był stosunkowo blisko wyprzedzenia Maxa Verstappena. Na tym się skończyły dobre przygody kierowcy włoskiego zespołu w całym wyścigu. Dał się wyprzedzić trzem kierowcom, kończąc wyścig na 5. miejscu. Nie było w tym nic aż tak bardzo przerażającego gdyby nie fakt, że wyprzedzili go kierowcy, którzy startowali odpowiednio z 11 i 12. miejsca. Nic w tym sezonie się nie zgadza w Ferrari. Zaczyna on w wielu aspektach przypominać sezon z 2020 roku. Jednak tym razem konkurencja jest słabsza, a samo Ferrari prezentuje całkiem solidne tempo. Brakuje jak zwykle w tym wszystkim chłodnej głowy i wyciągania wniosków. Złośliwi powiedzą, że po staremu. Szczerze? Trudno się z tym nie zgodzić.

Azjatycka solidność

Obaj kierowcy z Azji pokazali się w tym wyścigu z bardzo dobrej strony. Mowa oczywiście o Yukim Tsunodzie i Guanyu Zhou. Ten pierwszy jechał po dwa cenne punkty, jednak po walce z Chińczykiem dostał pięć sekund kary i osunął się z miejsca dającego jakiekolwiek punkty. Ten drugi pokazuje, że jest solidnym kierowcom, który cały czas ma duży potencjał. Pokazuje przy tym miejsce w szeregu rozleniwionemu Valtteriemu Bottasowi. Walczy o jakiekolwiek punkty dla swojego zespołu, mimo że auto w wielu momentach na to nie pozwala. Natomiast jego partner panoszy się na końcu stawki.

Szkoda mi trochę Yukiego. Widać, że ustabilizował formę w obecnym sezonie. Pokazuje w końcu swój potencjał i również wyciska dużo z maszyny, którą ma. Brakuje trochę szczęścia i wyrachowania. Na to jednak przyjdzie czas. Zasługuje na coś więcej niż tylko dwa punkty w siedmiu wyścigach. Niestety dla niego za 11. miejsce nie ma punktów, a taka lokata jest w ostatnim czasie ulubioną reprezentanta Kraju Kwitnącej Wiśni.

Budowanie Lance Strolla?

Nie można początku sezonu Kanadyjczyka zaliczyć do udanych. To jest pewne. Fernando Alonso wręcz niszczy swojego zespołowego kolegę, pokazując mu co weekend wyścigowy, że wiek to tylko liczba. Stroll w Barcelonie pierwszy raz w tym roku wygrał kwalifikacje z Alonso. Zaczął świetnie wyścig, przez moment był nawet na trzeciej pozycji. To jednak tyle z pozytywów. Zaczął tracić tempo i osuwać się w tabeli. Fernando Alonso by tak na pewno nie zrobił. Możemy być niemal tego pewni. Pieniądze szczęścia nie dają i jeśli Kanadyjczyk się szybko nie obudzi, to jego ojciec będzie musiał się poważnie zastanowić czy dalej na siłę angażować swojego syna w rozwój zespołu. Na ten moment ten rozwój bardziej pokazuje 41-letni Hiszpan, który już dawno powinien mieć swoje najlepsze lata za sobą.

Ma również za sobą mentalne budowanie Lance’a Strolla. Alonso postanowił, że na ostatnich okrążeniach nie będzie wyprzedzał swojego zespołowego kolegi. Nie wiadomo dokładnie, co to miało na celu. Czy to nie jest przesadzone głaskanie człowieka, który nie pokazuje zbyt wiele? Możliwe, że tak, ale zobaczymy czy metody Fernando zaowocują. Na ten moment Aston Martin ma jednego kierowcę i bez wątpliwości jest nim dwukrotny mistrz świata.

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    107,601FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ