Manchester City faworytem do tytułu. 5 wniosków po 33. kolejce Premier League

W środku tygodnia z pięciu uczestników europejskich pucharów zwycięstwo odniósł tylko jeden (Aston Villa z Lille w LKE), a w weekend wróciliśmy do ligowego grania. Po 33. kolejce Premier League standardowo wybraliśmy 5 tematów, które chcemy szerzej omówić: szanse na zatrzymanie Manchesteru City, nieskuteczność Liverpoolu, problemy Arsenalu przeciwko rywalom broniącym w określony sposób, rozszyfrowany Tottenham oraz czy Palmer to najlepszy zawodnik tego sezonu?

Manchester City stał się murowanym do tytułu

Manchester City wykonał swoje zadanie wygrywając pewnie z Luton na własnym stadionie (5:1). Sam mecz był jednym z najbardziej jednostronnych w tym sezonie Premier League, więc nie ma co się nad nim rozwodzić. Zwycięstwo było jednak bardzo ważne, ponieważ dzięki potknięciom konkurencji pozwoliło Obywatelom wrócić na pozycję lidera tabeli po raz pierwszy od listopada. Wydawało nam się, że będziemy świadkami historycznego wyścigu o tytuł z udziałem trzech znakomitych zespołów i do końca ciężko będzie wskazać faworyta do mistrzostwa. Tymczasem już teraz, na sześć meczów przed końcem sezonu, na wyraźne prowadzenie wysunął się Manchester City.

REKLAMA

Wprawdzie zespół Pepa Guardioli ma tylko dwa punkty przewagi nad Arsenalem i Liverpoolem (oraz gorszy bilans bramek od Kanonierów) to rozum podpowiada, że zbyt wiele razy byliśmy świadkami tej historii, aby znowu dać się nabrać. Gdy Manchester City na wiosnę obejmuje prowadzenie w wyścigu o tytuł to nie daje już się wyprzedzić. To zespół tak doświadczony i zaprawiony w bojach o najwyższe cele, że presja działa na nich wyłącznie pozytywnie i stają się bezbłędni. Gdy patrzymy na terminarz – też trudno wskazać spotkania, w których mieliby się potknąć (z drużyn z aktualnego top 7 został im tylko mecz z Tottenhamem na wyjeździe).

Arsenal ma problemy z rywalem broniącym w agresywnym średnim bloku

Co zawiodło natomiast u obu pozostałych konkurentów w walce o tytuł? W przypadku Arsenalu – chyba wszystko po trochu. Piłkarze wydawali się bardziej nerwowi niż zwykle i nie udźwignęli presji, Mikel Arteta prawdopodobnie niepotrzebnie wrócił do ustawienia w ofensywie z pierwszej połowy sezonu (Havertz cofnięty na „8-kę”, Jesus na „9-tce”, Zinchenko w składzie), ale Kanonierzy po raz kolejny zagrali kiepsko z rywalem broniącym w określony sposób. Ustawionym w systemie 4-4-2, grającym zazwyczaj w agresywnym średnim bloku. Tak gra Fulham, z którym Kanonierzy w tym sezonie zdobyli 1 punkt w dwóch meczach, tak gra Aston Villa (oba mecze przegrane), tak grało także Porto w Lidze Mistrzów, które odpadło z Arsenalem dopiero po rzutach karnych.

W niedzielnym spotkaniu z Aston Villą mieliśmy kolejny argument za tą tezą. Pierwsza połowa w wykonaniu zespołu Mikela Artety była bardzo dobra, ale nie potrafili udokumentować przewagi trafiając do siatki, natomiast gdy rywale po przerwie zaczęli grać bardziej agresywnie i ustawiali się wyżej to udało im się zneutralizować Arsenal, który zagrał chyba najgorszą połowę w całym sezonie. Gospodarze próbowali wykorzystywać przestrzeń za linią obrony posyłając dalekie podania, ale The Villans zawsze są na to przygotowani, ponieważ to najlepiej łapiący na spalone zespół w czołowych ligach Europy.

Arsenal 0:2 Aston Villa

Liverpool dopadła nieskuteczność w najgorszym momencie

Na początku stycznia, gdy Arsenal regularnie nie wygrywał meczów, mimo że tworzył sobie sporo sytuacji wielu kibiców i ekspertów uważało, że jeśli Kanonierzy nie sprowadzą napastnika to nieskuteczność będzie kosztowała ich wypadnięcie z wyścigu o mistrzostwo Anglii. Na końcowym etapie sezonu problem z przekładaniem sytuacji na gole ma jednak Liverpool. W niedzielę – według współczynnika xG – Liverpool powinien strzelić trzy gole, a ani razu nie trafił do siatki i przegrał 0:1 z Crystal Palace ponosząc pierwszą porażkę w tym sezonie Premier League na Anfield (w czwartek również u siebie przegrali natomiast z Aston Villą). Dla The Reds nie był to pierwszy mecz w ostatnim czasie, w którym zawodziła skuteczność. Prześledźmy ich spotkania po przerwie reprezentacyjnej w kontekście liczby goli i współczynnika xG (dane ze strony Understat):

  • z Brighton – 2 gole z 3,21 xG
  • z Sheffield – 3 gole z 2,52 xG
  • z Manchesterem United – 2 gole z 4,43 xG
  • z Atalantą (Liga Europy) – 0 goli z 2,60 xG
  • z Crystal Palace – 0 goli z 3,04 xG

Łączny wskaźnik goli oczekiwanych sugeruje, że The Reds powinni zdobyć blisko 16 goli (15,8 xG), a trafili do siatki tylko 7 razy. Jeszcze przed niedzielnym meczem z Crystal Palace takiego stanu rzeczy upatrywano w braku Diogo Joty, który jest świetnym finisherem, ale przeciwko Orłom także Portugalczyk się nie popisał marnując jedną świetną okazję.

Liverpool 0:1 Crystal Palace

Tottenham został rozszyfrowany przez konkurencję

Porażka z Newcastle (0:4) była dla Kogutów trzecim meczem wyjazdowym z rzędu bez zwycięstwa. Eddie Howe przygotował idealny plan, aby wykorzystać słabe punkty Tottenhamu i zneutralizować ich mocne strony. Sroki zagrały na bardzo dużej intensywności, zakładając wysoki pressing już po rozpoczęciu gry. Sposób rozegrania drużyny Postecoglou jest bardziej ryzykowny niż większości zespołów, ponieważ angażuje mniej zawodników w pierwszej linii rozegrania. Boczni obrońcy przesuwają się bardzo wysoko, więc najczęściej zostaje tylko bramkarz oraz dwóch stoperów. Newcastle nie miało problemów z przejęciem futbolówki w okolicach koła środkowego.

REKLAMA

Drugim słabym punktem Tottenhamu, który przeciwnicy w ostatnim czasie wykorzystują coraz częściej jest atak pozycyjny przeciwko głęboko broniącym zespołom. Newcastle w sobotę mieszało wysoki pressing z niskim i w obu fazach gry byli bardzo efektywni. Raz, że Tottenham nie tworzył wielu sytuacji, a dwa – goście potrafili błyskawicznie przejść do kontrataku po odbiorze futbolówki. Newcastle przy tylko 27% posiadania piłki strzeliło 4 gole i wykreowało współczynnik xG (goli oczekiwanych) w wysokości 2,88. Dla Ange’a Postecoglou to jasny sygnał, że trzeba bardziej zadbać o defensywę.

Newcastle 4:0 Tottenham

Cole Palmer to najlepszy zawodnik tego sezonu Premier League

Zaczęło się od tez, iż Cole Palmer to największe objawienie tego sezonu w Premier League. Później z każdym kolejnym meczem coraz bardziej przekonywaliśmy się, że żaden inny transfer nie znaczy tyle dla klubu kupującego, co Anglik do Chelsea. Z czasem zaczął być faworytem do zdobycia statuetki dla najlepszego młodego piłkarza tego sezonu. Teraz, na finiszu rozgrywek, 21-latek rzuca rękawice w walce o nagrodę dla najlepszego zawodnika całej ligi. Spotkanie z Evertonem (wygrane 6:0) było kolejnym popisem Cole’a Palmera. Po pół godzinie gry miał już na swoim koncie hat-tricka, a w drugiej połowie dorzucił czwarte trafienie wykorzystując rzut karny. Pomocnik Chelsea tym samym zrównał się w klasyfikacji strzelców z Erlingiem Haalandem (po 20 goli), a w punktacji kanadyjskiej (czyli gole + asysty) z Olliem Watkinsem (po 29).

We wczorajszym spotkaniu Cole Palmer został przesunięty z prawego skrzydła na pozycję nr 10, ale dla niego to żadna różnica. Jest tak dobrym piłkarzem, że swoje atuty potrafi wykorzystać na każdej pozycji w ofensywie. Anglik jest kluczową postacią Chelsea w każdym spotkaniu i nie przechodzi obok meczów. Tak dobre liczby w zespole znajdującym się obecnie na 9. miejscu w tabeli tylko zwiększają szanse Palmera na zdobycie nagrody dla najlepszego piłkarza tego sezonu Premier League. Gdybyśmy mieli dziś wybierać do kogo powinna trafić ta statuetka to oddalibyśmy swój głos na Cole’a Palmera.

Chelsea 6:0 Everton

Co jeszcze wydarzyło się w 33. kolejce Premier League?

  • Wróćmy na chwilę do meczu Manchesteru City. Obywatele zaliczyli aż 105 kontaktów z piłką w polu karnym Luton, co jest najwyższym wynikiem w meczu Premier League odkąd Opta zbiera takie dane (sezon 2016/17).
  • Po znakomitym meczu przeciwko Liverpoolowi w ćwierćfinale Anglii Manchester United nie potrafi wygrać. W sobotę zremisowali z Bournemouth (2:2), co było czwartym kolejnym meczem bez zwycięstwa.
  • Matheus Cunha wrócił do gry i już strzelił dwie bramki, ale Wolves tylko zremisowało na wyjeździe z Nottingham Forest (2:2). Zespół Nuno Espirito Santo ma punkt przewagi nad strefą spadkową.
  • Brentford wreszcie przełamało serię 9 meczów bez zwycięstwa. W sobotę przed własną publicznością ograli ostatnią drużynę w tabeli, Sheffield (2:0).
  • Fulham pokonało na London Stadium West Ham (2:0), który w ostatnich 9 meczach we wszystkich rozgrywkach wygrał tylko dwa razy. Oba gole dla The Cottagers strzelił Andreas Pereira.
  • Na Turf Moor Burnley zremisowało z Brighton (1:1). Dla obu zespołów był to czwarty kolejny mecz bez zwycięstwa. Fatalny błąd, który kosztował Burnley utratę prowadzenia popełnił bramkarz, Arijanet Muric.

***

Po więcej informacji o Premier League zapraszamy na grupę Kick & Rush – wszystko o lidze angielskiej

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    108,724FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ