W wyścigu o tytuł punkty tym razem stracił Manchester City, który na własnym stadionie zremisował tylko z Chelsea. Do wyścigu o Ligę Mistrzów podłącza się natomiast Manchester United. W podsumowaniu 25. kolejki Premier League standardowo bierzemy pod lupę 5 tematów: głębie ofensywy Liverpoolu, szukanie balansu przez Guardiolę, środek pomocy Luton oraz (nie)skuteczność Arsenalu i Evertonu.
Jurgen Klopp ma bardzo szerokie pole manewru w ofensywie
Liverpool pojechał na Gtech Community Stadium brakiem Alissona oraz Trenta Alexandra-Arnolda, a Mohamed Salah zaczął tylko na ławce rezerwowych. W trakcie spotkania kolejni zawodnicy musieli zakończyć mecz przez urazy – Curtis Jones, Diogo Jota i Darwin Nunez. Mimo to The Reds pokonali Brentford 4:1, a na pierwszy plan wysunęli się ofensywni gracze Liverpoolu. Prowadzenie objęli za sprawą Darwina Nuneza, któremu asystował Diogo Jota. W drugiej połowie za nich grali już Mohamed Salah oraz Cody Gakpo, którzy przyczynili się do podwyższenia rozmiarów zwycięstwa. Egipcjanin i Holender zaliczyli po golu i asyście. Luis Diaz, który rozegrał cały mecz również dołożył punkt do klasyfikacji kanadyjskiej notując asystę.
Dodajmy jeszcze, że w poprzedniej kolejce przeciwko Burnley (3:1) jednym z kluczowych piłkarzy był wprowadzony w przerwie Harvey Elliot. Ponadto wielu zawodników może grać na różnych pozycjach w ofensywnej trójce, co Jurgen Klopp w tym sezonie potrafił już wykorzystywać. Można było mieć obawy, jak Liverpool poradzi sobie bez Mohameda Salaha, ale reszta zawodników ofensywnych stanęła na wysokości zadania. Liverpool w tym sezonie strzelił najwięcej bramek w Premier League i duża w tym zasługa każdego z graczy przedniej formacji.
Arsenal uciszył dyskusje o potrzebie nowego napastnika
Gdy Kanonierzy odpadali z Pucharu Anglii z Liverpoolem (0:2) po dobrym, ale po raz kolejny bardzo nieskutecznym meczu podniosły się głosy o potrzebie ściągnięcia prawdziwego, bramkostrzelnego napastnika. Działacze na Emirates Stadium nie dali się jednak ponieść momentowi i trzymali się długofalowej strategii zachowując spokój w styczniowym okienku transferowym (co – nieskromnie mówiąc – również sugerowaliśmy). Kanonierzy wyjechali na zimową przerwę do Dubaju i po powrocie efekty są piorunujące. 5 meczów, komplet punktów i 21 goli strzelonych:
- 5:0 z Crystal Palace (3,52 xG)
- 2:1 z Nottingham (1,39 xG)
- 3:1 z Liverpoolem (2,85 xG)
- 6:0 z West Hamem (4,00 xG)
- 5:0 z Burnley (2,21 xG)
Nieskuteczność przestała być problemem. W każdym z ostatnich 5 meczów Arsenal strzelał więcej goli niż wynosił ich współczynnik xG (goli oczekiwanych). Tak to już jest ze skutecznością – raz wpada, raz nie. Z West Hamem i Burnley, po kontuzji Gabriela Jesusa, na „9-tce” ustawiony jest Kai Havertz, który często wymienia się pozycją z Leandro Trossardem. Swoje gole ostatnio dokłada także Bukayo Saka, cały czas Arsenal jest bardzo groźny przy stałych fragmentach gry, więc problemów ze strzelaniem goli już mieć nie powinni.
Everton jest najbardziej nieskutecznym klubem w Premier League
O ile nieskuteczność Arsenal szybko odeszła w niepamięć, tak Everton prześladuje ona już od początku sezonu. Remisując u siebie z Crystal Palace (1:1) zespół Seana Dyche’a wygrzebał się ze strefy spadkowej, ale przed meczem oczekiwano zwycięstwa. Gdy The Toffees w połowie grudnia mieli serię 5 wygranych w 6 meczach wydawało się, że wkrótce oddalą się na dobre od strefy spadkowej. Od tego czasu nie wygrali jednak żadnego z ośmiu kolejnych spotkań. Można tłumaczyć to po części terminarzem (dwukrotnie grali z Manchesterem City i Tottenhamem, raz z Aston Villą), ale główny powód tak słabych wyników Evertonu to nieskuteczność.
W analizowanym okresie Everton przy współczynnik xG (goli oczekiwanych) wynoszącym 13,51 strzelił tylko 5 goli. Co więcej, aż cztery bramki padły po stałych fragmentach, a więc na gola z gry czekają już prawie dwa miesiące (ostatnie takie trafienie 27 grudnia z Man City). Everton wcale nie gra źle. Pozwala rywalom na stosunkowo mało okazji, sam je tworzy i swoim chaotycznym stylem gry potrafi włożyć kij w szprychy niemal każdego rywala, ale przez ogromną nieskuteczność efektów w punktach nie widać. Według modelu xG używanego przez portal Understat The Toffees w całym sezonie „powinni” strzelić 16-17 goli więcej. Nieskuteczność na tak długim dystansie to już jest problem, który trzeba rozwiązać transferami. Everton po prostu nie ma zawodników, którzy potrafią trafiać do siatki.
Manchester City musi znaleźć balans, aby być faworytem do tytułu
Manchester City w tej kolejce tylko zremisował z Chelsea (1:1) i po 25. kolejce – przy założeniu, że wygra zaległy mecz – musi gonić Liverpool. Stratę punktów w sobotnim meczu można sprowadzić do skuteczności, ale można też lekko zakwestionować balans w zespole Guardioli. W poprzednich rozgrywkach zdobyli potrójną koronę, dzięki temu, że trener wiosną znalazł idealny balans w zespole. Pep kilkukrotnie w swoich wypowiedział dzielił piłkarzy na tych, którzy częściej podejmują ryzyko oraz tych, którzy grają bezpieczniej. W poprzednim sezonie w najważniejszych meczach w ofensywie tymi „bardziej ryzykownymi” byli tylko Erling Haaland i Kevin De Bruyne. Z tego też powodu Foden oraz Mahrez byli tylko rezerwowymi.
Można odnieść wrażenie, że obecnie, po wyleczeniu kontuzji De Bruyne’a, Guardiola ciągle tego szuka. Na Chelsea wyszedł bardzo ofensywnie, czy – przekładając to na język Hiszpana – ryzykownie. W jednym składzie znaleźli się Haaland, KDB, Foden, Doku i Alvarez, który bez piłki grał jako środkowy pomocnik obok Rodriego. Chelsea, zanim przestawiła się na obronę prowadzenia i zmieniła ustawienie na piątkę obrońców, dość łatwo wyprowadzała kontrataki. Po godzinie gry współczynnik goli oczekiwanych (xG) The Blues wynosił 1,55, a ponadto kilka potencjalnie bardzo groźnych akcji nie zakończyło się nawet strzałami. Pep Guardiola musi jak najszybciej rozwiązać ten problem, bo – jak pisaliśmy przed tygodniem – Manchester City ma wszystko, aby zdobyć tytuł.
Barkley i Lokonga to środek pomocy na kluby z górnej części tabeli
Manchester United odniósł czwarte ligowe zwycięstwo, natomiast w spotkaniu z Luton (2:1) naszą uwagę przykuł duet środkowych pomocników rywali – Barkley i Lokonga. Odkąd ten drugi wyleczył kontuzję i wskoczył do podstawowego składu to zarówno wyniki, jak i gra Luton się poprawiły. Przeciwko Czerwonym Diabłom mecz ułożył się w taki sposób, że często mieli okazję do prezentowania swoich umiejętności z piłką przy nodze. Rywale po 7 minutach prowadzili już 2:0 i zamiast kontrolować spotkanie przez utrzymywanie się przy futbolówce to postanowili oddać ją rywalom. Barkley i Lokonga w skuteczny sposób złapali za kierownicę, zapewniając zespołowi utrzymanie piłki, regulowanie tempa gry oraz decydowanie o kierunku ataku.
Zespół Roba Edwardsa generalnie grał dobrze, ale w ostatniej tercji boiska brakowało im jakości. Luton w niedzielnym spotkaniu zanotowało aż 58% posiadania piłki i pomału zrywa ze stereotypem zespołu nastawionego na dalekie podania, fizyczność i walkę w powietrzu. Ross Barkley i Albert Sambi Lokonga wprowadzają do drużyny więcej jakości technicznej, dzięki czemu Luton ma także argumenty w grze po ziemi oraz wychodzeniu spod pressingu. Przeciwko Man United Lokonga zaimponował także powrotami do defensywy. Gdy Luton otworzyło się w celu wyrównania to zostawiało rywalom mnóstwo miejsca do kontrataków, ale wiele razy środkowych obrońców wyręczał Belg. Duetu środka pola, jaki mają w Luton może pozazdrościć wiele klubów Premier League.
Luton Town 1:2 Manchester United
Co jeszcze wydarzyło się w 25. kolejce Premier League?
- Newcastle nadal nie może naprawić swojej defensywy i przez dwa stracone gole na własnym stadionie z Bournemouth zdobyli tylko punkt. W ostatnich 7 meczach Premier League stracili 19 goli.
- Gole traci ciągle także Tottenham, który w tej kolejce przegrał u siebie z Wolves (2:1). Oni w ostatnich 7 meczach stracili natomiast 14 bramek.
- Potknięcie Kogutów wykorzystała Aston Villa, która wygrała z Fulham (2:1) i wskoczyła na piąte miejsce. Dwa gole dla The Villans strzelił Ollie Watkins.
- W fatalnej formie jest West Ham. Porażka z Nottingham (0:2) była ósmym z rzędu meczem bez zwycięstwa biorąc pod uwagę wszystkie rozgrywki. Bilans zespołu Davida Moyesa w 2024 roku to 4 remisy i 4 porażki.
- Sheffield poniosło trzecią porażkę co najmniej pięcioma golami na własnym stadionie w tym sezonie Premier League. Tym razem, grając w dziesiątkę od 13. minuty, przeciwko Brighton (0:5).
- W środku tygodnia czeka nas Liga Mistrzów (Arsenal zagra z Porto), ale będą także dwa mecze Premier League. Manchester City podejmie Brentford w spotkaniu, które zostało przełożone ze względu na udział w Klubowych Mistrzostwach Świata mistrzów Anglii, a Liverpool szybciej zaplanowany nominalnie na weekend mecz z Luton, ponieważ w niedzielę odbędzie się finał Carabao Cup, w którym zagrają z Chelsea.
***
Po więcej informacji o Premier League zapraszamy na grupę Kick & Rush – wszystko o lidze angielskiej