W ostatnich tygodniach Newcastle miało problem ze zdobywaniem bramek. Po zwycięstwie 5:1 z Aston Villą w 1. kolejce Premier League strzelili tylko trzy gole w pięciu meczach we wszystkich rozgrywkach, a symbolem problemów ofensywy Eddiego Howe’a był ostatni mecz z Milanem na San Siro, w którym ograniczali się praktycznie tylko do defensywy.
Tymczasem… Bum!
Newcastle przyjechało na Bramall Lane, aby zmierzyć się z Sheffield, beniaminkiem Premier League. Na papierze był to dobry mecz na podreperowanie bilansu bramkowego, ale… chyba nikt nie spodziewał się takiego koncertu w wykonaniu ekipy Eddiego Howe’a. Newcastle wcale nie rozpoczęło z wysokiego C. Nie od razu założyli oblężenie na pole karne Sheffield. Ba, spotkanie było całkiem wyrównane. Już na początku meczu musiał zejść Harvey Barnes z powodu urazu, ale patrząc wyłącznie przez pryzmat tego spotkania to Srokom wyszło to na dobre, ponieważ wprowadzony Anthony Gordon rozruszał i ożywił grę. To po jego akcji i wyłożeniu piłki Seanowi Longstaffowi Newcastle otworzyło wynik spotkania w 21. minucie. Potem worek z bramkami się rozwiązał.
Dwa następne gole to efekt stałych fragmentów gry. Najpierw dośrodkowanie z rzutu rożnego Trippiera i strzał głową Dana Burna, a następnie centra z rzutu wolnego prawego obrońcy Newcastle i gol Svena Botmana. Zespół Eddiego Howe’a już po pierwszej połowie ustawił sobie mecz, ale nie był to wcale ofensywny koncert tej kapeli. Do przerwy Sroki oddały tylko 6 strzałów.
Po zmianie stron Newcastle rozszalało się na dobre
Swoje dołożyli zawodnicy ofensywni. Najpierw trafił Callum Wilson, później Anthony Gordon, Miguel Almiron, Bruno Guimaraes i wprowadzony z ławki Alexander Isak. To dość ciekawe, że przy ośmiu golach mieliśmy ośmiu różnych strzelców. W drugiej połowie Newcastle zaczęło grać na totalnym luzie, a Sheffield im to umożliwiało. To był naprawdę katastrofalny występ defensywny zespołu Paula Heckingbottoma. Najlepiej ilustruje to gol Miguela Almirona, który bez presji przyjął piłkę między liniami, zagrał Bruno Guimaraesa, Brazylijczyk poczekał kilka sekund aż Paragwajczyk wbiegnie na prostopadłą piłkę i w prosty sposób zagrał Almironowi na sam na sam. Przypominając sobie choćby jak Sheffield broniło się z Manchesterem City to trudno wytłumaczyć skąd nagle tak fatalna postawa.
***
Po więcej informacji o Premier League zapraszamy na grupę Kick & Rush – wszystko o lidze angielskiej