W niedzielę o 15:00 Formuła 1 gościła swoją obecnością w Hiszpanii na torze „Circuit de Catalunya” w Barcelonie. Po sobotnich kwalifikacjach podstawowe pytanie nie brzmiało: „kto wygra wyścig”, bo odpowiedź była na to dosyć oczywista. Takim pytaniem było: „kto zajmie pozostałe miejsca na podium”. Patrząc na to, że Charles Leclerc startował z końca stawki, Sergio Perez z 11. miejsca, a pierwsze siedem miejsc startowych okupowali kierowcy z siedmiu różnych zespołów to ściganie w Barcelonie zapowiadało się na bardzo ciekawe. Jednak tego wyścigu do zbytnio interesujących zapisać nie będzie można.
Szachy w środku stawki
Na samym starcie wyścigu nie wydarzyło się zbyt wiele. Carlos Sainz zrównał się z Maxem Verstappenem swoim samochodem i to by było na tyle jeśli chodzi o jakąkolwiek walkę z podwójnym mistrzem świata w tym wyścigu. Holender jechał w innej lidze, jechał swój wyścig i nie musiał nawet zbytnio forsować tempa. Wiedział, że nikt nie jest w stanie mu zagrozić. Dodatkowo na pierwszym okrążeniu startujący z 3. miejsca Lando Norris kolizją z Lewisem Hamiltonem i uszkodzeniami przedniego skrzydła. Po indycdencie musiał zjechać do boksu i stracił już na samym początku szansę na podium.
To by było na tyle z ciekawych momentów tego wyścigu. W trakcie niemal całego „widowiska” trwała partia szachów. Różne strategie różnych zespołów i walka o poszczególne miejsca. To Lance Stroll, to Mercedesy to Carlos Sainz. Można tak naprawdę wymienić kilku kierowców, którzy w tym wyścigu walczyli o podium. Ciągłe zmiany opon, to miękkie , to twarde. Łatwo się dzisiaj można było pogubić. Widać, że zmieniona specyfikacja toru sprawiała nierównomierne zużywanie opon, co wielu zespołom sprawiało mętlik w głowie. Przynajmniej mechanicy mieli co robić.
Kto wykorzystał szansę?
Z kolei w środku stawki górował Yuki Tsunoda. Japończyk jechał dzisiaj naprawdę solidny wyścig i walczył o jakiekolwiek punkty jak na wojnie. Wiedział, że go na to stać. Jest w dobrej formie reprezentant kraju kwitnącej wiśni. W ostatnich wyścigach omijały go punkty. I gdy już się wydawało, że dopiął swego to Japończyk po walce z Chińczykiem dostał 5 sekund kary i wypadł z punktowanej dziesiątki. Jednak kolejny raz na brawa Yuki jak najbardziej zasługuje. Na podobną pochwałę również zasługuje inny kierowca azjatyckiego pochodzenia – Guanyu Zhou. Obaj Panowie po prostu jechali solidny wyścig i walczyli o symboliczne punkty. Jednak jakże cenne dla swoich zespołów.
Im dłużej ten wyścig trwał można było śmiało odnieść wrażenie, że walkę o miejsca za Maxem Verstappenem wygrają Mercedesy. Kierowcy tego zespołu wyglądali dzisiaj najlepiej i najbardziej solidnie. Udowodnili to i właśnie obaj Brytyjczycy zajęli miejsca dające miejsca na podium. Dublet jeśli chodzi o kierowców Mercedesa. Z pewnością woleli by dublet z jednym kierowcom na czele. Jednak jak się nie ma co się lubi to się lubi co się ma. Na tyle w tym momencie stać Mercedesa. Wycisnęli maksimum z tego wyścigu i mogą jak najbardziej być z siebie dumni. Niemiecka solidność dalej daje się we znaki.
Takiej solidności i spokoju brakowało u innego kierowcy. W porównaniu do kierowców Mercedesa zabrakło miejsca na podium dla Carlosa Sainza. Ewidentnie przerosła go presja swoich kibiców i wymagań względem słabego wyniku Charlesa Leclerca. Niech o słabym rezultacie Hiszpana świadczy fakt, że wyżej w końcowej klasyfikacji wyścigu byli Serigo Perez i George Russell. Oczywiście to zawodnicy, którzy w wyścigu startowali z początku drugiej dziesiątki. Carlos startował z pierwszego rzędu. Kolejna zaprzepaszczona szansa w Ferrari. Nie wygląda to dobrze w ekipie z Maranello. Zaczyna się coraz mniej zgadzać i sezon w wielu aspektach zaczyna przypominać ten z 2020. Są przebłyski i zagubienia. Złośliwi powiedzą, że „po staremu” i trudno się z tym nie zgodzić.