Pogrom na wagę Ligi Mistrzów?! Tottenham przejechał się po Villi

Aston Villa i Tottenham to jedyne zespoły w tym sezonie Premier League, które momentami były w stanie nawiązywać do prowadzącej trójki. Kolejne miesiące pokazały jednak, że Arsenal, City i Liverpool grają na innym poziomie, a klubom z Birmingham i Londynu pozostaje walka o miejsce w top4. Miejsce, które gwarantuje awans do Ligi Mistrzów. A jako, że różnica w tabeli między tymi nimi jest niewielka, to na Villa Park zapowiadało się niezwykle ważne i emocjonujące starcie. W końcu zarówno The Villans jak i Koguty znane są przede wszystkim ze strzelania bramek.

REKLAMA

Tottenham w pierwszej połowie nie miał łatwo

Pierwsza połowa zamiast oczarowywać zdecydowanie zawiodła. Brak okazji, strzałów i goli. W skrócie – mecz dla koneserów. Unai Emery zdecydował się wystawić aż piątkę obrońców co skutecznie odebrało Tottenhamowi ich mocne strony. The Lions kosztowało to jednak utratę ofensywnego pazura. A to nie zapowiadało niczego dobrego dla gospodarzy. I rzeczywiście. Gdy Ange Postecoglou znalazł w przerwie sposób na ominięcie defensywy Aston Villi, to w drugiej odsłonie spotkania na boisku liczył się już tylko jeden zespół.

Nieco przypadku, szczęścia ale i wyrachowania. Tyle wystarczyło Kogutom, by w niespełna 10 minut wyjść na dwubramkowe prowadzenie. I to po kontuzji Micky’ego Van De Vena. Najpierw Pepe Matar Sarr dopadł do piłki i znalazł w polu karnym Jamesa Maddisona minimalnie unikając spalonego. Później błąd popełnił Ezri Konsa, a dobrej okazji nie zmarnował Brennan Johnson. A to wcale nie był koniec kłopotów dla gospodarzy.

Pogrom

John McGinn mówił w ostatnim wywiadzie, że starcie ze Spurs będzie najważniejszym meczem w nowożytnej historii klubu. I to właśnie Szkot nie wytrzymał presji po dwóch bramkach rywali. Po jego niebezpiecznym wejściu ucierpiał Destiny Udogie, a kapitan gospodarzy musiał wylecieć z boiska. W tej sytuacji nawet zmiany Unaia Emery’ego nie mogły pomóc. Tottenham grając w przewadze jeszcze podwyższył prowadzenie do 4-0 dzięki bramkom Sona oraz Wernera i znacznie zbliżył się do Ligi Mistrzów. Strata Kogutów do top4 to już tylko 2 punkty, a zespół Postecoglou ma jeszcze zaległy mecz. Teraz powrót do UCL jest już tylko w rękach u nogach londyńczyków.

Przystawka przed daniem głównym tej kolejki, może nawet i całego sezonu przyniosła wiele emocji, aczkolwiek nieco innych niż można było oczekiwać przed pierwszym gwizdkiem sędziego Kavanagha. Miejmy nadzieję, że starcie Liverpoolu z Manchesterem City będzie dużo lepsza. W końcu to już ostatni moment bezpośredniej rywalizacji Jurgena Kloppa i Pepa Guardioli.

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    107,604FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ