Erling Haaland zapisał się w historii Premier League. Everton walczył, ale poległ

Pojedynek Manchesteru City z Evertonem był spotkaniem drużyn z dwóch biegunów, jeśli chodzi o tabelę Premier League. Ekipa Pepa Guardioli znajdowała się tuż za plecami liderującego Liverpoolu, drużyna Seana Dyche’a tuż nad strefą spadkową. Zadanie Evertonu utrudniał fakt, iż ich szkoleniowiec, ze względu na żółte kartki, nie mógł pomóc swojej drużynie z ławki rezerwowych.

REKLAMA

Everton nie dał się rozpędzić gospodarzom

Początek meczu nie był porywający. To, co się rzucało w oczy, to dosyć ofensywne podejście Evertonu, który starał się naciskać na gospodarzy już na ich połowie. Sean Dyche musiał oglądać mecz Manchesteru City z Brentford sprzed tygodnia, gdyż tak jak londyńczycy, przysparzali wiele problemów ekipie z Etihad Stadium. Everton w ciągu pierwszych trzydziestu minutach nie pozwolił gospodarzom na zbyt wiele. Zarówno Erling Haaland, jak i Phil Foden nie mieli szansy pokazać swoich atutów przy dobrze dysponowanej formacji defensywnej gości. Tylko Jeremy Doku starał się wybić ponad przeciętność i atakował lewą flanką, gdzie zazwyczaj wygrywał pojedynki biegowe z Benem Godfreyem.

Sytuacja zaogniła się po połowie godziny gry, gdy praktycznie cała drużyna Obywateli uczestniczyła w oblężeniu bramki rywali. Cały zespół z Liverpoolu bronił się we własnym polu karnym, stawiając zasieki, przez które piłka nie zdołała się prześlizgnąć. Na pochwałę zasługuje duet stoperów James Tarkowski oraz Jarrad Branthwaite, który wykonał tytaniczną pracę na rzecz zachowania czystego konta. 

Everton co jakiś czas wyprowadzał ataki na bramkę Manchesteru City, lecz Dominic Calvert-Lewin był bez szans. Praktycznie za każdym razem angielski napastnik musiał sobie radzić w pojedynkę, co utrudniało stworzeniu zagrożenia pod bramką Edersona. Najlepszą okazję na przełamanie impasu strzeleckiego oglądaliśmy w doliczonym czasie do pierwszej połowy. Po serii rzutów rożnych piłka znalazła się pod nogami Manuela Akanjiego, ale strzał Szwajcara zablokował Tarkowski. Najlepszą laurką dla obrony The Toffies niech będzie fakt, że do tego momentu nie pozwolili Manchesterowi City na oddanie celnego strzału w stronę swojej bramki.

źródło: X Premier League

Powrót Haalanda

Remis nie zadowalał Pepa Guardioli, więc z szatni wyszedł inny Manchester City. Drużyna gospodarzy wrzuciła wyższy bieg i rozpoczęła konsekwentne ostrzeliwanie bramki Jordana Pickforda. Większość z tych prób była niecelna, ale w końcu coś się zaczęło dziać. Wciąż świetną dyspozycją popisywali się defensorzy Evertonu, ale i obrona zaczęła w końcu przeciekać. Na efekty działań Manchesteru czekaliśmy do 71. minuty. Po jednym z rzutów rożnych, piłka jakoś odbiła się tak, że trafiła wprost do Haalanda. Norweg nie myślał zbyt wiele i huknął z pierwszej piłki w bramkę. Piłka z ogromną prędkością odbiła się jeszcze od bezradnego Pickforda i wpadła do siatki. To pierwsza bramka Haalanda od listopadowego meczu z RB Lipsk w Lidze Mistrzów. 

źródło: X Manchesteru City

Everton nie wyglądał na drużynę, która zamierzała się poddać. Niestety, na boisku znajdował się Kevin De Bruyne. Belg w 85. minucie kapitalnie uruchomił Haalanda i przyczynił się do podwyższenia prowadzenia. Norweski napastnik kompletnie zmiażdżył fizycznie Branthwaite’a, przebiegł paręnaście metrów i ze spokojem pokonał bramkarza. Tym samym Norweg w 50 pierwszych spotkaniach w Premier League, zdobył 51 bramek. Ta sztuka nie udała się dotąd żadnemu innemu zawodnikowi.

źródło: X Fabrizio Romano

W nagrodę za swoje starania ekipa przyjezdna zdołała strzelić gola za sprawą Beto, ale nie została ona uznana. Portugalczyk znajdował się bowiem na ofsajdzie. Manchester City nie pozwolił przeciwnikom na więcej, ostatecznie zdobywając trzy punkty i obejmując prowadzenie w tabeli. Przynajmniej do czasu meczu Liverpoolu.

Manchester City — Everton 2:0 (Haaland 71′, 85′)

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    107,617FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ