Liverpool pokonał PSG w stylu, którego synonimem w Lidze Mistrzów w ostatnich latach był Real Madryt. Było cierpienie, były bardzo trudne momenty, była heroiczna postawa bramkarza i był gol w końcówce meczu. Mimo pozytywnego wyniku dla piłkarzy The Reds był to sygnał ostrzegawczy, a Arne Slot wie, że jego zespół po raz pierwszy oblał poważny test. Bo na Parc des Princes w piłkę grała tylko jedna drużyna.
Dalekie podania
Przed spotkaniem można było stawiać znaki zapytania przy podejściu, jakie zastosuje Arne Slot przeciwko PSG. Zespół Luisa Enrique ma swój model gry, którego trzyma się bez względu na siłę przeciwnika i jego nastawienie. Zawsze chcą cierpliwie budować ataki pozycyjne, posiadać piłkę i jak najszybciej ją odzyskiwać. The Reds pod wodzą Arne Slota są zespołem bardziej elastycznym, który zwłaszcza w meczach wyjazdowych przeciwko rywalom z najwyższej półki – a właśnie taki przyszedł w środowy wieczór – dostosowuje strategię do silnych i słabych stron przeciwnika. Tak grającego Liverpoolu jak na Parc des Princes w tym sezonie jeszcze nie widzieliśmy.
Instead of trying to play through the press with risky passes into midfield, Liverpool consistently went long. Van Dijk, rather than Alisson, often took goal kicks, launching the ball over PSG’s front line to target the attackers. pic.twitter.com/EUPKicK8P7
— Fathalli (@FathalliMo) March 6, 2025
Trener, zazwyczaj ceniący cierpliwość w budowaniu ataków, nastawił swój zespół na dalekie podania. Bez żadnego rozgrywania, korzystania z bramkarza jako dodatkowego wolnego zawodnika w budowaniu ataku – jak często robi to Manchester City. Liverpool widząc, że PSG już przy otwarciu ustawia krycie jeden na jednego na całym boisku posyłał dalekie podania do graczy ofensywnych. Ich adresatem najczęściej był Mohamed Salah, jednak Egipcjanin trafił na mocnego fizycznie bocznego obrońcę (Nuno Mendesa) i nie potrafił utrzymać futbolówki. Goście mieli też ogromne problemy ze zbieraniem drugich piłek, przez co ich ataki kompletnie się nie zazębiały. Liverpool zanotował najniższą celność podań w tym sezonie (74,5%). a także mieli najwyższy odsetek prób dalekich podań w porównaniu do wszystkich zagrań. Średnio co piąte podanie The Reds w tym meczu było wykonane na odległość ponad 30 jardów (27,4 metra).
Liverpool dał się zdominować
Strategia dalekich podań nie działała jednak dobrze i Liverpool nie tylko oddał kontrolę nad meczem, ale również dał się zdominować. Żaden zespół przeciwko Liverpoolowi w spotkaniu tego sezonu nie dotknął piłki w polu karnym oraz w tercji ataku więcej razy od PSG. Gracze Luisa Enrique wykonali także najwięcej podań w ostatnią tercję boiska. Przewaga terytorialna gospodarzy przełożyła się także na liczbę sytuacji. Liverpool pod wodzą Arne Slota po raz pierwszy pozwolił rywalom na minimum 20 strzałów (PSG oddało ich aż 27) i 9 uderzeń w światło bramki. Według modelu goli oczekiwanych (xG) lepsze jakościowo sytuacje przeciwko The Reds w tym sezonie stworzyło sobie tylko Newcastle na St. James’ Park.
PSG 0 : 1 Liverpool
— markstats bot (@markstatsbot) March 5, 2025
▪ xG: 1.96 – 0.29
▪ xThreat: 1.67 – 0.78
▪ Possession: 70.2% – 29.8%
▪ Field Tilt: 84.1% – 15.9%
▪ Def Action Height: 45.5 – 36.6
Donations https://t.co/nlgfzDqYhs pic.twitter.com/mj5flvhw9W
Liverpool od początku meczu sprawiał wrażenie zespołu spanikowanego. Ekipy, która została zaskoczona przez rywali i całkowicie straciła pewność siebie. Przestała wierzyć w swoje umiejętności. To zupełnie inny obraz niż ten, który oglądaliśmy dotąd za kadencji Arne Slota. Zdarzały się mecze, w których rywale potrafili wybić ich z rytmu odpowiedniem przygotowaniem taktycznym w bronieniu (Everton, długimi fragmentami Nottingham w obu meczach i Newcastle na St. James’ Park), natomiast w rywalizacjach z najsilniejszymi przeciwnikami zawsze cechował ich spokój i konsekwentna realizacja planu na mecz. Pod ich dyktando toczyły się mecze z Realem, Bayerem i oba z Manchesterem City. Bardziej wyrównane były starcia z Arsenalem i Chelsea, ale nie możemy powiedzieć, że Liverpool w nich nie grał tego, co sobie założył. Na Parc des Princes było zupełnie inaczej. Była panika. Od pierwszego gwizdka sędziego.
Niski blok na przetrwanie
Grając w panice przez cały mecz Liverpool nie utrzymałby jednak czystego konta i nie zabrał jednobramkowej zaliczki do Anglii. W drugiej połowie goście trochę uspokoili grę lepiej zachowując się bez piłki. Można było odnieść wrażenie, że w pierwszej połowie PSG spychało rywali do głębokiej obrony wbrew ich woli, natomiast po przerwie Arne Slot mając świadomość, że to nie jest dzień jego piłkarzy nastawił swoją drużynę na niską obronę i przetrwanie tego spotkania. Choć nadal paryżanie byli stroną dominującą to Liverpool zaczął czuć się nieco bardziej komfortowo bez piłki. Gospodarze w drugiej połowie nie mieli już takiej łatwości w kreowaniu szans. Wartość goli oczekiwanych (xG) spadła z 1,42 do 0,41. Po zmianie stron PSG nie stworzyło już żadnej „dużej sytuacji” (big chance), a wcześniej miało trzy takie szanse. Oddali także jeden strzał mniej z pola karnego. Przetrwać finalnie się udało, a kluczową rolę odegrał w tym fantastyczny Alisson.
Alisson Beckers 8 world class saves vs PSG pic.twitter.com/UQZsqLtM1X
— 🎴 (@sbzcomps) March 5, 2025
Kibice Liverpoolu raczej nie liczyli na nic więcej niż bezbramkowy remis, ponieważ ich ulubieńcy ciągle nie potrafili tworzyć żadnych sytuacji. Większość potencjalnych kontrataków była kasowana przez PSG w przeciągu kilku sekund. Zespół Slota słynący z zabójczych szybkich ataków wczorajszego wieczoru nie potrafił tego pokazać. Po odbiorze piłki mieli problem z przekroczeniem linii środkowej, a większość podań mających na celu przyspieszenia akcji i zdobycie terenu było niedokładnych. Porównując znów to spotkanie do pozostałych w wykonaniu Liverpoolu w tym sezonie – bez dwóch zdań mamy do czynienia z najgorszym statystycznie występów w ofensywie za kadencji Arne Slota. W żadnym spotkaniu liczby The Reds w rubryce strzałów, strzałów celnych, goli oczekiwanych (xG) i kontaktów z piłką w polu karnym nie były tak niskie. Strzał Harveya Elliota na wagę zwycięstwa był drugim (pierwszym celnym) i ostatnim wykonanym przez gracza w czerwonym trykocie w tym spotkaniu.
Liverpool miał szczęście?
Są dwie szkoły oceny zespołu po takim występie. Jedna będzie chwalić Liverpool za znakomitą mentalność i podkreślać, że jeśli nawet potrafili przetrwać taki mecz to są gotowi na wielkie rzeczy. Druga zwróci uwagę, iż zwycięstwo zostało odniesione w dużej mierze dzięki szczęściu, a kolejny taki występ nie ujdzie już drużynie na sucho.
Arne Slot na pomeczowej konferencji prasowej przyznał, że z przebiegu spotkania nawet remis byłby dla nich szczęśliwy. Holender ma świadomość, iż jego zespół na Parc des Princes spisał się słabo. Po raz pierwszy pod jego wodzą dał się wyraźnie zdominować. Nigdy wcześniej nie miał takich problemów z utrzymaniem się przy piłce i tworzeniem sytuacji bramkowych. Pierwszy raz widzieliśmy ten zespół tak zagubiony. Dlatego, że wcześniej Liverpool takich kłopotów nie miał – możemy uznać, że był to tylko wypadek przy pracy. Wypadek, który i tak zakończył się szczęśliwie. Bez żadnych konsekwencji.