Manchester United po dwóch porażkach z rzędu w lidze miał nadzieję się odkuć z Evertonem. The Toffees zaś ostatni raz wygrali w Premier League… w 2023 roku. Seria 10 meczów bez zwycięstwa na pewno na drużynie mocno ciążyła, dlatego nie zważali na ciężki teren i liczyli na 3 punkty w starciu z Czerwonymi Diabłami. Gospodarze przed tym spotkaniem mieli dodatkowo problemy z obsadą lewej obrony i prawego skrzydła. Na tych pozycjach według przedmeczowych grafik znaleźli się… Victor Lindelof i Scott McTominay.
Everton stracił dwie bramki na własne życzenie
Już od początku meczu piłkarze Evertonu rzucili się do wysokiego, agresywnego pressingu. Piłkarze Manchesteru United fatalnie sobie z nim radzili i po chwili zaczęli popełniać błędy, przez które mogli stracić bramkę. W 7. minucie Bruno Fernandes stworzył świetną okazję do kontry swoim długim zagraniem. Marcus Rashford dobrze poradził sobie z obrońcami i koniec końców doprowadził do rzutu rożnego, który jednak nie dał pierwszej bramki w tym meczu. Chwilę później James Tarkowski popełnił najgłupszy możliwy błąd. Sprokurował rzut karny bezmyślnym atakiem w nogi Alejandro Garnacho. Tą okazję wykorzystał Bruno.
W 27. minucie kapitan Czerwonych Diabłów był blisko skompletowania dubletu. Strzelił bardzo mocno z rzutu wolnego, ale Jordan Pickford zwyciężył w tym pojedynku. Kilka minut później Garnacho świetnym rajdem wywalczył kolejny rzut karny dla swojej drużyny. Na jego wykorzystanie szansę dostał Rashford i pewnie podwyższył prowadzenie. W doliczonym czasie gry było blisko… by Everton sprokurował trzecią jedenastkę w tym meczu! Mykolenko w bardzo kontrowersyjny sposób podpierał się ręką, blokując tym samym podanie Garnacho. Piłkarze United byli pewni, że jest to rzut karny, ale sędzia postanowił nawet nie sprawdzać tej sytuacji poprzez VAR.
United postanowiło kontrolować resztę spotkania niż dążyć do podwyższenia wyniku
Everton na drugą połowę wyszedł zmotywowany, ale nie tak jak na samym początku meczu. Także Czerwone Diabły były dużo spokojniejsze, przez co toczyła się wyrównana walka w środku pola. Bardzo wyróżniającym się w kreacji graczem był Bruno. Portugalczyk po ostatnio wielu przeciętnych spotkaniach, nareszcie stał na wysokości zadania. To dzięki jemu United w tym spotkaniu przeważało i wygrywało.
Pierwszą doskonałą sytuację The Toffees stworzyli sobie w 76. minucie. Lewis Dobbin otrzymał świetną piłkę w polu karnym, postanowił jednak nie oddawać strzału, a zgrywać do Calverta-Lewina. Napastnika świetnie wytrącił jednak z równowagi Jonny Evans, dzięki temu Anglik nie oddał strzału. Do końca spotkania już nic więcej ciekawego się nie wydarzyło. Po meczu można napisać przede wszystkim tyle: Everton przegrał na własne życzenie. United weszło bardzo słabo w to spotkanie i gdyby przyjezdni wykorzystali swoje szanse z początku spotkania to wynik mógłby być zupełnie inny. Tak po ludzku szkoda Seana Dyche, który jest jednym z ciekawszych trenerów w Premier League. Jego piłkarze jednak mają ostatnio sporo problemów mentalnych i kto wie, czy przez nie w końcu nie pożegnają się z tymi rozgrywkami.