Aston Villa w tym sezonie wygrała wszystkie mecze na własnym stadionie w Premier League. Manchester City przegrał oba spotkania ligowe, w których zabrakło Rodriego, a dziś odbywał pauzę za nadmierną liczbę żółtych kartek. Ta prosta statystyka jasno sugerowała, że przed zespołem Pepa Guardioli było trudne zadanie przełamania serii trzech meczów bez zwycięstwa na gruncie ligowym.
Boisko to potwierdziło
Jeśli któryś zespół lepiej wszedł w mecz to była to Aston Villa. Stawiamy tezę, że mecz toczył się zgodnie z założeniami Unaia Emery’ego. Wprawdzie gospodarze nie mieli dużej optycznej przewagi, tak grając z Manchesterem City innego scenariusza raczej nie zakładali. The Villans pozbawili rywali tego, czego pragną najbardziej – długiego utrzymywania się przy piłce. Zespół Emery’ego potrafił fragmentami przejąć inicjatywę, wymieniać podania pod pressingiem Obywateli i płynnie przenieść atak w pole karne przeciwnika. Gdyby nie Ederson – gospodarze do przerwy mogli strzelić nawet dwie bramki.
Swoje zasługi miał też Emiliano Martinez, który wybronił dwa trudne strzały Erlinga Haalanda (w jednej akcji). W pierwszej połowie zespół Guardioli nie miał jednak żadnych innych okazji. Aston Villa broniła w swoim stylu – bardzo wąsko, kompaktowo, blisko siebie, zamykając przeciwnikom możliwość wykorzystywania przestrzeni między liniami w środkowej strefie. The Citizens próbowali zagrywać podania za plecy obrońców, ale nie są oni przyzwyczajeni do takiej gry.
Goście na drugą połowę wyszli z nastawieniem, aby przejąć kontrolę nad meczem
Bernardo Silva zaczął częściej cofać się głęboko po piłkę, co zaowocowało dłuższymi wymianami podań na połowie rywala, ale zupełnie nie przekładało się to na strzały, ani nawet wejścia w pole karne. Nadal to Ederson miał więcej pracy i wreszcie skapitulował. Bardzo aktywny w tym meczu Bailey oddał strzał, piłka odbiła się od Rubena Diasa i wpadła do siatki. To już piąty ligowy mecz z rzędu Man City bez czystego konta.
Manchester City był dzisiaj rozregulowany – tak samo jak w poprzednich spotkaniach bez Rodriego. Dziś zastąpił go wracający po kontuzji Stones, w rozegraniu w środku Anglika wspomagał Akanji, a na „10-tkach” zagrali Julian Alvarez i Rico Lewis. Trzech nominalnych obrońców i napastnik w roli pomocników. Kto jak kto, ale zespół Guardioli to chyba ostatnia drużyna, po której czegoś takiego byśmy się spodziewali. Aston Villa zagrała za to czwórką nominalnych środkowych pomocników (Kamara, Douglas Luiz, McGinn, Tielemans). Z tej perspektywy nie powinniśmy być zdziwieni, że najlepiej kontrolujący mecze w ostatnich latach zespół dzisiaj został wytrącony z rytmu przez świetnie dysponowaną Aston Villę.
Aston Villa 1:0 Manchester City (74′ Bailey)
***
Po więcej informacji o Premier League zapraszamy na grupę Kick & Rush – wszystko o lidze angielskiej