W zeszłym sezonie drużyna z Kielc w Final Four Ligi Mistrzów najpierw pokonała niemiecki THW Kiel, a później uległa Barcelonie w wielkim finale 37-35. Kielczanie pragnęli powtórzyć zeszłoroczne osiągnięcie i po raz kolejny zawalczyć o złoto. Dla PSG był to pierwszy powrót do elity od sezonu 2020/2021. Sytuacja obu drużyn, oraz ich wcześniejsze pojedynki zapowiadały nam iście mistrzowski spektakl. I tak właśnie było!
Francuski omen?
Barlinek Industria Kielce ostatni raz grała z PSG na neutralnym terenie w 2016 roku. Wówczas (również półfinale Ligi Mistrzów) kielczanie wygrali 28:26 po fenomenalnym spektaklu. W historii zdecydowanie głośniej zapisało się późniejsze starcie z Veszprem, które przez wielu uważane jest za jeden z najlepszych pojedynków w dziejach piłki ręcznej. Tamten sezon przyniósł polskiej ekipie pierwsze w historii złoto LM, a Final Four otwierało właśnie starcie z PSG. Przed meczem wielu wierzyło, że francuski omen po raz kolejny przyniesie Polakom mnóstwo szczęścia. Żeby myśleć o wielkim finale, najpierw trzeba było jednak pokonać Paryżan…
Zacięta pierwsza połowa
Spotkanie rozpoczęło się od dwóch kapitalnych interwencji bramkarzy- Andreasa Palicki i Andreasa Wolffa. Paryżanie przedarli się przez polską defensywę dopiero w 4. minucie meczu, ale po chwili stan meczu wyrównał Karalek (1-1). Obie ekipy mądrze grały w defensywie, przez co utrudnione zadanie mieli atakujący. Kielczanie pierwsze prowadzenie objęli w 6. minucie meczu, po kapitalnej kontrze (4-3). Cuda w kieleckiej bramce wyprawiał Andreas Wolff, a temperatura meczu coraz bardziej rosła- głównie za sprawą ostrych interwencji paryżan w obronie (5-4). Fenomenalnie w polskiej ekipie radził sobie Karalek, jego rzuty były nieuchwytne dla Palicki (7-6).
Przestrzelony rzut karny Moryty i dwie bramki Kristopansa dały PSG dwubramkowe prowadzenie (8-10). Dobrze na francuskim kole spisywał się wręcz nabuzowany energią Kamil Syprzak (11-9). Dzięki trafieniom Alexa Dujszebajewa na telebimach pokazał się remis 13-13. Przepiękne dwie „wrzutki” zagrała Industria i objęła pierwsze w meczu 3-bramkowe prowadzenie (16-13). Ostatni głos w pierwszej połowie należał jednak do Francuzów (16-14). Solidne 30 minut przybliżyły Kielce do wygrania meczu, choć sprawa awansu wciąż pozostawała otwarta. Wszystko miało wyjaśnić się w drugiej połowie…
Nieprawdopodobne emocje
Nerwowy początek drugiej odsłony spotkania zaowocował błędami i nieskutecznością po obu stronach (16-14). Pierwsza bramka w tej części spotkania padła dopiero w 37. minucie meczu. Zimną krew zachował Dujszebajew i wykończył akcję sam na sam z Palicką. W niesamowitej formie po przerwie pozostawał Andreas Wolff. Niemiecki bramkarz był niepokonany aż do 39. minuty spotkania, kiedy to bramkę rzucił Grebille (17-15). Dobrze zamurowali się w defensywie gracze trenera Dujszebajewa, dzięki czemu okropnie męczyło się PSG w ataku (18-16). Problemy Francuzi mieli także w defensywie, co bezwzględnie wykorzystywała Industria (20-17).
Szkolne błędy pogrążyły kielczan i w efekcie w 48. minucie zobaczyliśmy remis 20-20. Posypała się gra Industrii w ataku, rozpędzało się za to PSG (20-21). Impas Polaków przełamał niezawodny Alex Dujszebajew, który wykończył akcję strzałem z dystansu. Szczęście uśmiechnęło się do Kielc, kiedy to dwie minuty wykluczenia złapali paryżanie (22-22). Bardzo widoczne były nerwy po obu stronach. Niedokładne wykończenia, przestrzelone rzuty i szalejący przy linii bocznej trener Dujszebajew charakteryzowały końcówkę meczu (24-24). Arkadiusz Moryto na dwie minuty przed ostatnim gwizdkiem sędziego dał Indsutrii prowadzenie 25-24. Kluczowym momentem końcówki okazały się kapitalne interwencje Andreasa Wolffa! Niemiec najpierw obronił rzut ze skrzydła, a następnie w ostatnich sekundach uratował zespół przed utratą bramki z dystansu! Kielce drugi raz z rzędu zagrają w Finale Ligi Mistrzów!