7 meczów – 31 goli. Arsenal nie potrzebował nowego napastnika, aby zacząć strzelać

Cofnijmy się do początku stycznia. Arsenal właśnie odpadł z Pucharu Anglii z Liverpoolem po kolejnym „popisie” nieskuteczności swoich zawodników. Wcześniej, w grudniu, przez ten element kilkukrotnie kończyli mecz z poczuciem niedosytu i tuż po Nowym Roku znajdowali się w tabeli na czwartym miejscu z 5-punktową stratą do prowadzącego w tabeli Liverpoolu. Od tego czasu Arsenal imponuje skutecznością. W 7 meczach strzelił 31 goli i zdobył komplet punktów.

REKLAMA

Arsenal był cierpliwy

Pierwsze pytanie, jakie nasuwa się przy takich historiach to, co takiego stało się z zespołem, że nagle zaczął trafiać do siatki? Odpowiedź może być zaskakująca, ponieważ… nie zmieniło się nic. W momencie, gdy głosy o nieskuteczności Arsenalu przybrały największą siłę, w Europie właśnie rozpoczęło się okienko transferowe. Gdy tylko poruszano temat Kanonierów, nie mogło zabraknąć dyskusji o sprowadzeniu nowego napastnika. Większość kibiców się domagała takiego ruchu ze strony klubu, wielu ekspertów również popierało ten pomysł. Na naszej stronie wówczas również dorzuciliśmy swoje trzy grosze do tego wątku, przedstawiając argumentację za tym, że klub nie powinien szukać nowej „9-tki” z kilku powodów: braku odpowiednich opcji na rynku możliwych do wyjęcia, odpowiedniej głębi na tej pozycji, innych potrzeb oraz aspektu nieskuteczności, który jeszcze rozwiniemy w tym tekście. Nasz tekst zakończyliśmy wówczas następująco:

Skoro rozwiązanie problemu nieskuteczności w zimowym okienku transferowym jest praktycznie niemożliwe, to działaczom Arsenalu nie pozostało nic innego, jak zachować cierpliwość i liczyć, że fortuna wreszcie się odwróci, a piłka zacznie wpadać do siatki. Naszym zdaniem – wbrew pozorom – to najrozsądniejsze wyjście z tej sytuacji”.

Na Emirates Stadium doszli do podobnych wniosków. Wyszli z założenia, że trend się odwróci i dobra gra prędzej czy później się obroni. Tak też się stało. Arsenal właśnie pobił rekord Manchesteru City z sezonu 2017/18 w liczbie goli w siedmiu kolejnych meczach. Jako pierwszy w historii Premier League wygrał trzy wyjazdowe mecze z rzędu różnicą co najmniej pięciu goli. Z zespołu, który miał problem ze strzelaniem bramek, stali się liderem w liczbie zdobytych goli w tym sezonie Premier League.

Moment zwrotny

Skoro Arsenal nie został wzmocniony żadnym transferem, ani powrotem kluczowego zawodnika po kontuzji to jakim cudem nagle sytuacja odwróciła się o 180 stopni? Wszystko rozbija się o czynnik skuteczności, który w futbolu jest bardzo zmienny, wiele osób powie, że w dużym stopniu zależy od szczęścia. Dzięki współczynnikowi goli oczekiwanych (xG) możemy w prosty sposób ocenić skuteczność danego zespołu. Sprawdźmy, jak wyglądała rzeczywista liczba bramek Kanonierów do ich wykreowanego xG w meczach grudniowych (plus mecz w FA Cup na początku stycznia):

  • z Wolves – 2 gole z 3,3 xG
  • z Luton – 4 gole z 2,59 xG
  • z Aston Villą – 0 goli z 1,72 xG
  • z Brighton – 2 gole z 2,77 xG
  • z Liverpoolem (Premier League) – 1 gol z 0,85 xG
  • z West Hamem – 0 goli z 2,79 xG
  • z Fulham – 1 gol z 1,66 xG
  • z Liverpoolem (Puchar Anglii) – 0 goli z 1,76 xG

Łącznie w ośmiu meczach Arsenal strzelił 7-8 mniej goli niż wskazywał wskaźnik xG.

Jak zmienił się ten trend w 2024 roku w Premier League?

  • z Crystal Palace – 5 goli z 3,52 xG
  • z Nottingham Forest – 2 gole z 1,39 xG
  • z Liverpoolem – 3 gole z 2,85 xG
  • z West Hamem – 6 goli z 4 xG
  • z Burnley – 5 goli z 2,21 xG
  • z Newcastle – 4 gole z 2,59 xG
  • z Sheffield – 6 goli z 2,47 xG

We wszystkich 7 meczach Arsenal strzelał więcej bramek niż wskazywał im model xG. Łącznie strzelili aż o 12 bramek więcej niż „powinni”. Na wykresie poniżej widzimy, jak zmieniała się średnia goli oraz xG na mecz w analizowanym wyżej okresie. O ile współczynnik goli oczekiwanych, ciągle pozostaje na podobnym poziomie, tak liczba trafień nagle poszybowała w górę. W pewnym momencie nastąpiło równanie do średniej, aż w końcu średnia liczba bramek przerosła uśredniony wskaźnik xG, co oznacza, że zespół Mikela Artety strzela więcej niż „powinien”.

W dłuższym okresie tak dobra dyspozycja strzelecka jest niemożliwa do utrzymania, ale to temat na osobną opowieść. Główny wniosek, jaki dostarczają nam ostatnie mecze Kanonierów jest taki, że ten zespół nie ma problemów ze skutecznością.

Arsenal potrafi strzelać

Posiadanie Gabriela Jesusa jako podstawowego napastnika automatycznie może sprawiać, że przylgnie do nich łatka zespołu lepiej grającego niż punktującego z powodu nieskuteczności Brazylijczyka. Niemniej jednak już w poprzednim sezonie nie był to problem. Arsenal pobił klubowy rekord strzelając 88 bramek w Premier League – aż 12 więcej niż wynikało to ze współczynnika goli oczekiwanych. W lecie odszedł tylko Granit Xhaka, autor 7 trafień w zeszłym sezonie, a spośród graczy stricte ofensywnych, problemy zdrowotne wykluczyły z gry na dłuższy czas jedynie Gabriela Jesusa. Do klubu sprowadzono natomiast Kaia Havertza, który ma potencjał do strzelania goli, ale w ostatnich latach został on gdzieś zakopany.

Mikel Arteta skomponował swoją ofensywę w oparciu o zawodników, o których nie można powiedzieć, że mają problemy z wykańczaniem sytuacji. Bukayo Saka w całej swojej karierze strzela niemal równo ze współczynnikiem xG, podobnie jak Gabriel Martinelli grający na przeciwnej stronie boiska. Martin Odegaard „oszukuje” natomiast model goli oczekiwanych na swoją korzyść, a Leandro Trossard – często pełniący rolę superrezerwowego – potrafi kończyć akcje z zimną krwią.

REKLAMA

Składając wszystkie puzzle w jedną całość, można było spodziewać się, że nieskuteczna seria Arsenalu wreszcie się skończy i zespół nadrobi to sobie z nawiązką. Z tej historii jesteśmy bogatsi o doświadczenie, że często najgorsze co można zrobić w okresie nieskuteczności to… kupić nowego napastnika.

***

Po więcej informacji o Premier League zapraszamy na grupę Kick & Rush – wszystko o lidze angielskiej

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    107,606FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ