Serbia kontra Niemcy w finale koszykarskich mistrzostw świata

Amerykanie drugi raz z rzędu nie zostaną mistrzami świata. Fanom NBA zostaje pojedynek pocieszenia między USA a Kanadą w meczu o brąz. Niemcy po raz pierwszy w historii zagrają o złoto mistrzostw świata. Ich rywalem będzie Serbia, więc wiadomo, że tytuł najlepszej drużyny globu pozostanie przez kolejne cztery lata w Europie.

REKLAMA

SERBIA — KANADA 95:86

Serbowie weszli w mecz z jasnym planem – atakujemy broniących liderów Kanady. I to wyszło. W pierwszej kwarcie dwa faule złapali Dwight Powell, Dillon Brooks i Shai Gilgeous-Alexander, co skutkowało ograniczonymi możliwościami defensywnymi drużyny spod znaku klonowego liścia. Drużyny zdobywały punkty seriami – najpierw przewagę zyskali Serbowie, potem wyrównali Kanadyjczycy, ale przed końcem kwarty Europejczycy odjechali znów na dystans 8 punktów.

W drugiej kwarcie różnica punktów między obiema drużynami się długo nie zmieniała. Obie ekipy weszły w nią z wysoką skutecznością z dystansu i obie straciły ten atut mniej więcej w tym samym czasie. Serbia jednak wtedy przerzuciła ciężar zdobywania punktów pod kosz, gdzie umiejętnie znajdował sobie miejsce Nikola Milutinov. Atak Kanadyjczyków z biegiem minut wyglądał na coraz mniej zorganizowany. Głównym tego powodem był fakt, że Serbia jako pierwsza drużyna na tym turnieju potrafiła zatrzymać Shaia Gilgeousa-Alexandra. Przodował w tym Aleksa Avramović, ale na dobrą sprawę powstrzymanie od punktowania gwiazdy Kanady wymagało zaangażowania całego zespołu. Niemniej jednak Shai zakończył połowę z 5 punktami z ledwie czterech oddanych rzutów (!) i aż trzema faulami, z których dwa popełnił z wyraźnej frustracji.

Serbia trzecią kwartę zaczęła fatalnie, od czterech strat i ledwie jednej skutecznej akcji w trzy minuty

Problem w tym, że Kanada przez ten czas nadrobiła tylko cztery punkty dzięki trójkom Dillona Brooksa – który sam szybko złapał czwarty faul i musiał udać się na ławkę. Utrata najlepszego obrońcy dała się we znaki Kanadyjczykom, którzy mimo iż powrócili do regularnego punktowania, nie potrafili zbliżyć się na mniej, niż 7 punktów różnicy. Ostatecznie Kanada wchodziła na ostatnie 10 minut gry z 12-punktową stratą, czyli… taką samą, jak w starciu przeciwko Hiszpanii. Czy byli w stanie znów tyle odrobić?

Początek decydującej kwarty kazał myśleć, że… nie. Nie minęło kilka sekund, a zaskoczony obroną na całym boisku Shai stracił piłkę. Po półtorej minuty strata Kanadyjczyków wzrosła do 17 punktów i podczas przerwy na żądanie ich trener Jordi Fernández po raz pierwszy w turnieju nie zachowywał spokoju. Serbia grała mądre, długie akcje, i choć trener Svitoslav Pešić wyglądał na zaniepokojonego, gdy Kanada wróciła do dwunastu punktów straty, to dwa przechwyty i dwie kontry Serbów właściwie zamknęły mecz.

Najlepszy występ Kanady na mistrzostwach świata jeszcze się nie kończy — w niedzielę zagrają o trzecie miejsce. Serbia po sześciu latach niepowodzeń znów zagra o złoty medal wielkiej imprezy. W 2017 ulegli Słowenii w finale Eurobasketu. Mistrzami świata byli już w 1998 i 2002 – jeszcze jako Serbia i Czarnogóra. Czy będą w stanie tego dokonać po raz pierwszy po ostatecznym rozpadzie Jugosławii?

USA — NIEMCY 111:113

Sprinter Noah Lyles, tegoroczny mistrz świata na 100, 200 oraz 4×100 m, wywołał kilka tygodni temu w USA burzę. Otóż Lyles skrytykował amerykański zwyczaj nazywania zwycięzców ich krajowej ligi „mistrzami świata”, za główny przykład podając NBA. Jego wypowiedź została przez fanów, a także — przede wszystkim — koszykarzy, delikatnie mówiąc, wyśmiana. Za to europejskiej społeczności koszykarskiej dała dodatkową motywację do pokonania Amerykanów. Dokonać tego chcieli Niemcy, jedyna niepokonana drużyna w stawce. Drużyna, która omal nie wygrała z USA w sparingu przed turniejem (prowadzili w drugiej połowie aż 16 punktami). Drużyna walcząca o największy sukces w swojej historii.

Początek spotkania wyglądał, jakby Niemcy próbowali imitować reprezentację Łotwy i robili to jeszcze lepiej, niż ich ćwierćfinałowi rywale. Ich koronkowe, pełne ruchu i podań akcje skutkowały czystymi pozycjami, przede wszystkim na obwodzie, które wykorzystywali strzelcy. Dzięki temu już nieco po połowie pierwszej kwarty Niemcy mieli na koncie 25 punktów! Amerykanie jednak nie potrzebowali tyle czasu na przebudzenie, co zwykle i trzymali się w meczu z niewielką stratą, którą zresztą odrobili w pełni na minutę przed końcem kwarty. Po dziesięciu minutach na tablicy wyników widniało 31:33 dla reprezentacji Niemiec, co zwiastowało wynik końcowy rodem z NBA.

Amerykanie na tegorocznych mistrzostwach charakteryzują się największą liczbą punktów z kontry

Niemcy strat prawie nie popełniali, ale Amerykanie raz za razem pokazywali, że czy piłkę przechwytują, zbierają czy wznawiają po straconym koszu — zawsze można wykonać przyspieszony atak. Ich przeciwnicy jednak nie pozostali im dłużni. Niemcy dali się wciągnąć w szybkościowe granie, ale mimo to utrzymywali się na prowadzeniu lub co najwyżej ze stratą jednego posiadania. Na koniec pierwszej połowy USA-Niemcy 61:60. Wynik, którego w starciach pod regulacjami FIBA można się spodziewać po trzeciej kwarcie, niekiedy nawet pod koniec meczu.

Zmiana stron nie wytrąciła z rytmu Niemców. Wciąż grali tak, jak w pierwszej połowie, i trafiali jak w pierwszej połowie. Reprezentanci USA z kolei nieco zwolnili w ataku, niejako porzucając swoją największą broń, jaką jest przewaga szybkości. Stracili też imponującą skuteczność spod kosza. Rzut Schrödera przypieczętował dziesięciopunktową przewagę Niemiec na koniec trzeciej kwarty. Sensacja wisiała w powietrzu.

REKLAMA

Ostatnie minuty meczu oznaczały zwiększoną nerwowość po obu stronach

W połączeniu z kumulującym się zmęczeniem skutkiem był spadek i tempa akcji, i ich skuteczności. A bez skuteczności Amerykanie nie mieli szans na zlikwidowanie strat. Dziesięć oczek różnicy utrzymywało się do czterech minut przed końcem meczu. Wtedy trójka Reavesa, wolny Edwardsa i trójka tegoż samego zawodnika, do tego skuteczna obrona i nagle oba zespoły dzieliła tylko jedna akcja. Niemcy w obronie robili wszystko, byle odsunąć Anthony’ego Edwardsa od piłki. Amerykanie zaś starali się zmusić do akcji indywidualnych Dennisa Schrödera. Drużyny dzielił tylko jeden punkt, kiedy po wyprowadzeniu z autu piłkę dostał niemiecki supersnajper Andreas Obst. Jednym zwodem położył Tyrese’a Haliburtona na ziemi, po czym z zimną krwią trafił za trzy.

W następnej akcji wjazd Mikala Bridgesa zablokował Isaac Bonga, który ryzykował agresywną obronę mimo czterech fauli na koncie. Na dodatek Schröder trafił z odskoku nad Reavesem. Sześć punktów różnicy, czterdzieści sekund do końca. Zadanie niemożliwe? Niekoniecznie, bo Niemcy źle wrócili do obrony i trafił Reaves, a potem faul w ataku popełnił Bonga. Amerykanów szansy pozbawił jednak… Anthony Edwards, który podał piłkę w aut. Dwa punkty dali radę jeszcze odrobić, ale na cztery nie starczyło im czasu.

Autor: Michał Trocewicz

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    107,601FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ