Nigdy nie skreślaj Liverpoolu – 5 wniosków po 11. kolejce Premier League

Liverpool wygrywa w hicie kolejki, dzięki czemu Arsenal, który w ten weekend został mocno postraszony przez Leeds powiększa przewagę nad wiceliderem do 4 punktów, a Tottenham zrównuje się punktami w tabeli z Manchesterem City. W miniony weekend Premier League działo się sporo, więc zapraszamy do przeczytania 5 wniosków po 11. kolejce.

REKLAMA

Tottenham jest ciężkostrawny, ale skuteczny

Kilka dni temu w osobnym tekście poświęconym Kogutom pytaliśmy się, jak długo Tottenham może jeszcze grać tak bardzo pragmatycznie i nieco minimalistycznie, ale mimo to wygrywać. Mecz z Evertonem, wygrany 2:0 dał odpowiedź, że przynajmniej tydzień dłużej. Takich spotkań Kogutów pod przewodnictwem Antonio Conte, jak to sobotnie widzieliśmy już sporo. Nikt nie zaprzeczy, że potencjał ofensywny tego zespołu nie jest w pełni wykorzystywany, że gra Tottenhamu nie należy do widowiskowych, ale tabela sugeruje, że jest po prostu skuteczna. I tego podważyć nie można. Z 8 meczów, w których to oni byli faworytem (czyli z zespołami spoza big six) tylko raz stracili punkty – z West Hamem. Tottenham gra według zasady „z tyłu na zero, a z przodu coś wpadnie”. Mając dobrze poukładaną defensywę, Harry’ego Kane’a, który strzela niezwykle regularnie i świetnie dopracowane stałe fragmenty gry to działa.

Przy okazji nawiążemy też do wniosków po poprzedniej kolejce, w których skupiliśmy się na ustawieniu 5-3-2 Tottenhamu. Przeciwko Evertonowi Conte przeszedł na ten system w 52. minucie, kiedy mającego kłopoty zdrowotne Richarlisona zastąpił Yves Bissouma. Od tego momentu Koguty kreowały sobie więcej sytuacji i dwukrotnie trafili do siatki. Jak widać można też w tym ustawieniu gonić wynik przeciwko defensywnie nastawionym rywalom.

Leeds będzie sprawiać problemy czołówce Premier League

Zespół Jessego Marscha musi czuć ogromny niedosyt, że nie udało im się urwać Arsenalowi choćby punktu, bo z gry zdecydowanie na to zasłużyli. Leeds postawiło rywalom bardzo trudne warunki, a ich intensywność spowodowała, że Kanonierzy dali się wciągnąć w ich grę. Jesse Marsch stworzył drużynę, która nie boi się zakładać wysokiego pressingu i robi to bardzo dobrze. W odpowiednich momentach doskakuje agresywnie do rywala i odcina opcje podań.

Styl gry Leeds jest ryzykowny przeciwko najmocniejszym rywalom, którzy dobrze operują piłką, ale jeśli jesteś w stanie uprzykrzyć życie Arsenalowi to takie ryzyko zdecydowanie się opłaca. Dotychczas Pawie zagrały tylko dwa mecze przeciwko zespołom z big six. Wcześniej wygrali z Chelsea 3:0, a wczoraj potwierdzili, że dobrze czują się w takich meczach. Leeds potrafi wciągnąć w swoją grę zespoły lepsze kadrowo, które bazują na kontrolowaniu meczów przez posiadanie piłki, przez co zaczynają one panikować. Zamiast spokoju zaczyna się chaos, a przebieg boiskowych wydarzeń zaczyna przypominać mecz nie piłki nożnej, a koszykówki. W takiej grze – bezpośredniej, intensywnej i wertykalnej – Leeds czuje się najlepiej.

Manchester City musi poprawić wyniki na wyjazdach

Zespół Pepa Guardioli bije rekordy strzeleckie w domowych spotkaniach, ale przez straty punktów na wyjazdach ma już 4 „oczka” straty do Arsenalu, który zajmuje obecnie pozycję lidera. O ile w zremisowanym starciu z Aston Villą można było odnieść wrażenie, że Manchesterowi City zabrakło zaangażowania i chęci zwycięstwa za wszelką cenę, że myśleli, iż mecz się sam wygra, o tyle z Newcastle i wczoraj z Liverpoolem The Citizens nie zagrali na swoich optymalnych obrotach. To nie były złe mecze, ale jednak brakowało im trochę do wyznaczonych standardów. Przede wszystkim podopieczni Pepa Guardioli nie potrafili zdominować przeciwnika tak, jak mają to w zwyczaju. Newcastle zaskoczyło ich wysokim pressingiem, Liverpool grał trochę bardziej wycofany, ale oba zespoły stwarzały dużą przewagę podczas przejść z obrony do ataku.

To były spotkania, które pokazały, że ten Manchester City da się skontrować. Newcastle zrobiło to wykorzystując szybkość Saint-Maximina i ustawienie Walkera, który w fazie rozgrywania akcji schodził do środka. Mecz z Liverpoolem był pod tym względem lepszy, ale zabrakło pewniejszej gry obrońców przy pojedynkach 1 na 1. Nawet stracona bramka to błąd Cancelo, który przegrał pozycję z Mo Salahem. Niemniej jednak, przewidujemy, że w następnych spotkaniach z bardziej wymagającymi rywalami Pep Guardiola zwróci uwagę na zabezpieczenie przed kontratakami rywala.

Nigdy nie skreślaj Liverpoolu

Mogą mieć słabszy okres, mogą trapić ich kontuzje, a liderzy być pod formą. Mimo to kiedy przychodzi najbardziej prestiżowe starcie w sezonie, czyli mecz z Manchesterem City, który napędza rywalizację w Premier League od dobrych kilku lat to zespół Jurgena Kloppa potrafi wznieść się na wyżyny. The Reds byli pierwszym zespołem w tym sezonie Premier League, który zachował czyste konto przeciwko Haalandowi i spółce. Virgil Van Dijk, który od początku sezonu popełnia sporo błędów wczoraj był fantastyczny, świetnie spisała się dwójka środkowych pomocników, którą nareszcie stworzyli Thiago i Fabinho. Nawet prawa strona złożona z Milnera i Elliota, której braki w defensywie starał się wykorzystać Manchester City stanęła na wysokości zadania.

Wydaje się, że Jurgen Klopp w samą porę odnalazł zestawienie zespołu, na którym może polegać. W tym miejscu pozwolimy sobie zacytować fragment z wniosków z poprzedniej kolejki, kiedy również pisaliśmy o Liverpoolu: „Nie wiemy, do jakich wniosków dojdzie Klopp po starciu z Arsenalem i co zmieni, ale spróbujemy trochę podpowiedzieć. Jeśli 4-4-2 to Salah jako napastnik, Alexander-Arnold na prawej pomocy, a w środku Fabinho w miejsce Hendersona”. Trent wypadł przez kontuzję, ale w pozostałych rzeczach Klopp doszedł do tego samego wniosku, co my. Widać, że taki kształt zespołu dobrze sprawdza się w szybkich atakach, ale czy będzie efektywny, kiedy Liverpool zostanie zmuszony prowadzić grę? Za kilka dni będziemy mądrzejsi, ponieważ już w środę starcie z West Hamem.

Manchester United jest daleki od tego, co chciałby grać Erik ten Hag

Zacznijmy od tego, że Manchester United wcale nie punktuje źle. Po falstarcie sezonu w postaci dwóch porażek Czerwone Diabły w 7 następnych meczach zdobyły 16 punktów. 5 zwycięstw, porażka z Manchesterem City na Etihad i remis w miniony weekend z Newcastle, czyli wymagającym rywalem. W pewnych fazach meczów widać już rękę Erika ten Haga, bo Man United momentami potrafi utrzymać się przy piłce, ale to nie przekłada się na liczbę kreowanych sytuacji. Jeśli już zespół stwarza sobie okazje strzeleckie to najczęściej jest to efekt błyskawicznego przeniesienia gry pod bramkę rywala i wykorzystania szybkości graczy ofensywnych.

REKLAMA

W meczu z Newcastle grając na własnym stadionie Manchester United oddał zaledwie dwa celne strzały. Zespołowi brakuje czegoś w tercji ataku. Teraz zabrakło Christiana Eriksena, który jest jednym z najważniejszych zawodników w akcjach pozycyjnych i podczas posiadania piłki. Zespół Erika ten Haga ma też problem z narzuceniem własnych warunków rywalowi. Nawiążemy tutaj do poprzedniego starcia z Evertonem (2:1), w którym pod koniec spotkania broniąc wynik Manchester United cofnął się we własne pole karne i desperacko się bronił. Może i sytuacja w tabeli nie wygląda źle, ale oglądając Czerwone Diabły ciężko nie odnieść wrażenia, że to jest taka gra na dwa uda – albo się uda albo się nie uda.

Co jeszcze działo się w 11. kolejce Premier League?

  • Arsenal zagrał najgorszy mecz w tym sezonie, ale znowu wygrał. Na razie po jednym słabszym meczu nie wyciągamy daleko idących wniosków, a jedynie odnotowujemy, że w trybiki maszyny Artety wdarło się trochę piasku.
  • Dzięki porażce Manchesteru City zespołem, który aktualnie ma najdłuższą serię bez porażki w Premier League jest… Bournemouth. Wisienki zremisowały z Fulham (2:2) i był to dla nich szósty kolejny mecz ze zdobyczą punktową.
  • Ivan Toney nie zatrzymuje się i ciągle strzela. Z Brighton (2:0) zdobył dwa gole i więcej trafień od niego mają tylko Erling Haaland i Harry Kane. Mimo, że prawie połowa tych bramek (3 z 8) padła po rzutach karnych to wynik Anglika i tak warto docenić.
  • Chelsea wygrała z Aston Villą i po raz pierwszy od grudnia 2016 wygrała 4 mecze z rzędu bez straty gola biorąc pod uwagę wszystkie rozgrywki. Ostatnie czyste konto to jednak ogromna zasługa Kepy, który w pierwszej połowie popisał się kilkoma świetnymi interwencjami, a w przerwie Graham Potter musiał reagować przemeblowując defensywę.
  • Zmiana klubu przez Jana Bednarka nie okazuje się najlepszą decyzją. Z Chelsea znów przesiedział 90 minut na ławce, a w Southampton kontuzję barku złapał Bella-Kotchap. Choć dokładne informacje o stanie zdrowia Niemca nie są jeszcze znane to zostając w Southampton Bednarek mógłby dziś wskoczyć do składu.

***

Kibiców Premier League zapraszamy na grupę Kick & Rush – wszystko o lidze angielskiej

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    107,603FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ