Ostatnie 225 minut Chelsea w Premier League to 9 strzelonych goli i żadnego straconego. Po wielu miesiącach, w których zespół grał poniżej potencjału, regularnie zaliczał kompromitujące wpadki, a żaden trener, ani nowy piłkarz nie byli w stanie temu zaradzić wydaje się, że w końcu udało się wyjść na prostą. The Blues w ostatnich meczach prezentują się niczym zespół, który powinien co najmniej walczyć o prawo gry w Lidze Mistrzów. Co się stało, że wreszcie maszyna ruszyła?
Zmiana systemu
Nieprzypadkowo wzięliśmy na tapet bilans bramek Chelsea akurat w 225 minutach. Tyczy się to ostatniego meczu z West Hamem (5:0), czwartkowego starcia z Tottenhamem (2:0) oraz drugiej połowy z Aston Villą przed tygodniem, w której The Blues odrobili dwubramkową stratę i zdołali wywieźć punkt z Villa Park. W przerwie tego spotkania Mauricio Pochettino dokonał korekty taktycznej, która okazała się kluczowa w poprawie gry zespołu – lewy obrońca Marc Cucurella w fazie posiadania piłki zaczął ustawiać się w środkowej strefie boiska obok Moisesa Caicedo. System – dalej odnosimy się do fragmentów, gdy zespół ma futbolówkę – zmienił się więc na 3-2-2-3. Cucurella schodzi do środka, prawy obrońca staje się dodatkowym stoperem, Conor Gallagher ustawia się wyżej między liniami po lewej stronie, a Cole Palmer analogicznie po prawej. Skrzydłowi natomiast rozszerzają pole gry i czekają na okazję do gry 1v1.
Mauricio Pochettino oczywiście nie wymyślił koła na nowo. System 3-2-2-3 w fazie posiadania piłki jest bardzo popularny we współczesnym futbolu. Manchester City stosował go w finałowej fazie poprzedniego sezonu, w którym sięgnęli po potrójną koronę i Pep Guardiola nadal często się go trzyma. Niedawno często obserwowaliśmy też ten schemat w Arsenalu czy Liverpoolu. Zespoły grające na trójkę obrońców oraz wahadłowych również w posiadaniu piłki najczęściej przechodzą na takie ustawienie. Daje on dobre możliwości w rozegraniu, czterech zawodników w środkowej strefie, którzy są blisko siebie, miejsce na wyizolowanie skrzydłowych do pojedynków z bocznymi obrońcami rywala oraz zapewnia solidną bazę do przerywania kontrataków przeciwnika.
Odmieniona Chelsea
Ta jedna, prosta zmiana wystarczyła, aby Chelsea stała się zespołem grającym o niebo lepiej. Jednym z głównych problemów zespołu Mauricio Pochettino było przejmowanie kontroli nad meczami. Nawet gdy mieli piłkę, rzadko potrafili postawić rywali w niekomfortowej sytuacji, a po stracie futbolówki zaczynała się panika. Środek pola regularnie był pusty, z osamotnionym Caicedo, ponieważ Enzo Fernandez i Conor Gallagher ustawiali się między liniami przeciwnika. Zespół był niezgrany, a poszczególne elementy nie były ze sobą spójne. Na ratunek trzeba było więc zgłaszać się do Cole’a Palmera.
W nowym systemie Chelsea ma większą łatwość we wszystkich elementach, które wymieniliśmy wyżej, ale najbardziej imponuje, jak zespół Mauricio Pochettino poprawił się w defensywie. Dwa gole stracone z Aston Villą w pierwszej połowie na Villa Park oznaczały, że to 16 z 17 ostatnich meczów bez czystego konta. Defensywa The Blues po przerwie zimowej stała się okropnie dziurawa. W 12 ligowych meczach (do spotkania z Aston Villą włącznie) stracili aż 28 goli. Więcej piłkę z siatki musieli wyciągać jedynie bramkarze Sheffield, Luton i West Hamu. Było to spowodowane wieloma absencjami wywołanymi kontuzjami i dlatego też wydawało się, że ten trend jest nie do odwrócenia już do końca sezonu.
Bierzemy jednak pod lupę 225 minut Chelsea w nowym systemie i liczby defensywne wyglądają lepiej:
- Druga połowa Aston Villi – 4 strzały, 3 z pola karnego, 1 celny; 5 kontaktów z piłką w polu karnym; żadnej 'big chance’; 0,35 xG
- Tottenham – 19 strzałów, 12 z pola karnego, 3 celne; 39 kontaktów z piłką w polu karnym; 3 'big chances’, 1,65 xG
- West Ham – 13 strzałów, 8 z pola karnego, 2 celne; 18 kontaktów z piłką w polu karnym; 2 'big chances’, 0,88 xG
Oczywiście, nie są to statystyki na miarę zespołu walczącego o tytuł, natomiast przy tak osłabionej personalnie linii defensywy robią wrażenie, zwłaszcza że w spotkaniach z Tottenhamem i West Hamem szybko obejmowali prowadzenie i w drugiej połowie – częściej (z Spurs) lub rzadziej (z Młotami) – oddawali inicjatywę. Chelsea w nowym systemie przede wszystkim lepiej zaczęła kontrolować mecze i reagować po stracie piłki. Grający w środku Marc Cucurella i Moises Caicedo od razu doskakują do rywali i ograniczają im przestrzeń na wyprowadzenie kontrataku. W ten sposób, po dobrej reakcji Hiszpana i błyskawicznym odbiorze zespół wywalczył rzut wolny, z którego zdobyli drugą bramkę z Tottenhamem. Kontrpressing to kluczowa zmiana w porównaniu z tym, co oglądaliśmy dotychczas w tym sezonie.
Dwa i pół meczu to oczywiście bardzo niewielka próbka i śmiało można kontrargumentować, że za niedługo na Stamford Bridge wszystko wróci do (złej) normy. Niemniej jednak trudno nie odnieść wrażenia, że ostatnie zwycięstwa zespołu nie były przypadkowe. Ich gra sugeruje, że wreszcie nadejdzie wyczekiwana regularność, a w kolejnych spotkaniach zagrają na zbliżonym poziomie. Z Tottenhamem i West Hamem Chelsea nie wygrywała przypadkiem, szczęściem czy błyskiem indywidualności. Wygrywała całym zespołem.
Dlaczego tak późno?
Obecnie możemy zastanawiać się tylko dlaczego dopiero pod koniec sezonu Mauricio Pochettino znalazł system, w którym gra zespołu wygląda lepiej niż suma umiejętności wszystkich elementów składowych (czyli piłkarzy podstawowej jedenastki). Wzrost formy zbiegł się w czasie z… kontuzją Enzo Fernandeza, co nie jest przypadkiem jeśli popatrzymy nie na dyspozycję piłkarza, a porównamy balans i role poszczególnych zawodników teraz i wcześniej. Środek pomocy z Enzo i Caicedo nie funkcjonował dobrze, ponieważ obaj lepiej czują się, gdy mają obok siebie mobilnego pomocnika, który pokrywa sporo przestrzeni. Takim jest Conor Gallagher, a przesunięcie dodatkowo Marca Cucurelli w ten sektor jeszcze pomogło. Kolejną zaletą absencji Argentyńczyka jest możliwość przesunięcia Cole’a Palmera z prawego skrzydła na „10-tkę”, którą zwolnił Gallagher. To z kolei otworzyło miejsce dla naturalnego skrzydłowego, bardziej dynamicznego, jakim jest Noni Madueke.
Nie sugerujemy, że Enzo Fernandez jest problemem. To świetny zawodnik, który padł ofiarą nierozsądnej polityki transferowej Chelsea i dlatego trudno teraz trenerowi stworzyć zespół, w którym wszyscy zawodnicy będą prezentować co najmniej optimum swoich możliwości. Mauricio Pochettino na konferencji prasowej przed meczem z West Hamem sygnalizował, że kontuzjowanym zawodnikom trudno będzie wrócić do podstawowego składu. Nic dziwnego skoro wreszcie znalazł jedenastu zawodników, którzy najbardziej do siebie pasują i w tym momencie mniej liczą się umiejętności danego piłkarza, a bardziej jego charakterystyka pod kątem wymagań na konkretnej pozycji w nowym systemie. Pół żartem, pół serio – trener powinien podziękować pladze kontuzji w zespole, bo pomysł na takie ustawienie urodził się w głowie w momencie, gdy niedostępnych było 12 zawodników i skład wybierał się sam.
***
Po więcej informacji o Premier League zapraszamy na grupę Kick & Rush – wszystko o lidze angielskiej