RICE, RICE BABY! Real pozbawiony złudzeń

Kibice z czerwonej części Londynu chyba nie mogli sobie wymarzyć lepszego wieczoru na Emirates. Arsenal dosłownie zmiażdżył Real Madryt na swoim boisku. Zero argumentów po stronie Królewskich. Zespół Mikela Artety nie tylko wyglądał lepiej na boisku, ale i oddał trzy perfekcyjne strzały. A to wszystko z ustawieniem a’la Hiszpania na EURO 2012.

Arsenal na pierwszy mecz ćwierćfinałowy wyszedł bez nominalnego napastnika. Było to widać zarówno na grafice przedmeczowej, jak i na boisku. W grze londyńczyków brakowało klasycznej dziewiątki, przez co ich akcje paliły na panewce. Real natomiast stawiał na obronę i szybkie wyjście z kontratakiem. Sytuacje były po obu stronach, jednak bramki przed przerwą nie ujrzeliśmy.

REKLAMA

Blisko było dwa razy, jak przyjezdni wyszli z akcją, jednak Kylian Mbappe najpierw przeniósł piłkę wysoko nad poprzeczką (sytuację sprokurował Jakub Kiwior złym podaniem do Williama Saliby), a później strzelił w bramkarza. Napastnik takiej klasy powinien zmusić golkipera rywali do wysiłku. Arsenal natomiast może żałować, że sędzia nie zdecydował się na wskazanie na wapno po trafieniu w rękę Raula Asencio. W końcówce pierwszej połowy Kanonierzy dwukrotnie witali się z gąską po główce Mikela Merino i dobitce Gabriela Martinelliego, lecz Thibaut Courtois przypomniał, dlaczego jest jednym z najlepszych bramkarzy świata.

Królewscy więcej nie tkną ryżu

Drugie czterdzieści pięć minut mogło się zacząć lepiej dla Królewskich. Znów przed szansą stanął francuski napastnik, ale i tym razem nie osiągnął swojego celu – jego strzał wylądował na bocznej siatce. Piłka wróciła w środkową część boiska, aż Arsenal zaskoczył. W 58. minucie do rzutu wolnego podszedł Declan Rice i wszyscy myśleli, że będzie wrzucał. Anglik jednak wybrał opcję „strzał” i zrobił to genialnie. Piękny rogalik wylądował w siatce Realu. To jednak nie był koniec, bo Rice wybrał przemoc. Nie wiemy, co Mikel Arteta robił ze swoimi zawodnikami, ale możemy być pewni, że środkowy pomocnik drużyny z Londynu tłukł rzuty wolne. 12 minut później Declan Rice podszedł do stałego fragmentu gry i strzelił jeszcze piękniejszego gola. Sceny na Emirates. Powtórki obu bramek z pewnością trafią do kanonu Ligi Mistrzów.

Real był na deskach, a Arsenal kontynuował salwę. A może kanonadę. Kolejne pięć minut i znów piłka w bramce. Leonardo Trossard zagrał do środka, Myles Lewis-Skelly przetransportował ją dalej do Merino, a ten z półobrotu uderzył idealnie przy słupku. Po przyjezdnych nie było co zbierać. Na koniec meczu jeszcze do szatni przedwcześnie udał się Edouardo Camavinga po kartce za odkopnięcie piłki i można było zacząć świętować zwycięstwo 3:0.

A to i tak najmniejszy wymiar kary, bo zdarzało się tak, że Courtois na spółkę ze swoimi kolegami z defensywy blokowali parę strzałów w jednej akcji. Arsenal zrobił swoje, nawet z nawiązką. I to w jakim stylu. Trzy bramki przewagi przed rewanżem brzmią jak wyrok prawomocny. Pamiętać trzeba o jednym – Real to turniejowa drużyna i nigdy nie należy jej skreślać. Chociaż w to mogą obecnie wątpić nawet najwierniejsi kibice.

Arsenal – Real Madryt 3:0 (Rice 58′, 70, Merino 75′)

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    108,847FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ