OFICJALNIE: 15. miejsce w rankingu UEFA! Legia w ćwierćfinale LK

Legia Warszawa nie mogła, lecz musiała wygrać ten mecz. Liga została przegrana już w lutym, a europejskie puchary nieco łagodzą nastroje w warszawskim obozie. Po rozczarowującej pierwszej odsłonie rywalizacji z Molde jasne było, że rewanż musi mieć zgoła odmienny scenariusz. Nie było czego bronić, a Legioniści bardzo chcieli udowodnić, że zasługują na grę w ćwierćfinale Ligi Konferencji. Widać to było już od pierwszych minut meczu.

Dobre wejście w mecz

Od pierwszego gwizdka widać było, że Legia jest nakręcona. Zmiany w podstawowym składzie, w tym wystawienie Kacpra Tobiasza zamiast Vladana Kovacevicia sprawiły, że zobaczyliśmy kompletnie inną drużynę. Goncalo Feio dobrze nastawił swoich podopiecznych do gry, a Molde miało spore problemy w grze defensywnej. W 20. minucie gospodarze obili nawet słupek bramki rywala, ale z bliska piłki do bramki nie dobił Marc Gual. Co się odwlecze…

REKLAMA

Kwadrans później błysnął Paweł Wszołek. Polak świetnie poradził sobie na prawej stronie boiska, przeszedł jednego z defensorów zespołu z Norwegii, a następnie dograł na praktycznie pustą bramkę do Ryoyi Morishity. Japończykowi nie pozostało nic innego jak dołożyć nogę i polska ekipa mogła cieszyć się z prowadzenia. Legioniści wreszcie grali w piłkę, zamiast pozwalać na to rywalom.

Źródło: polsatsport/X

Do końca połowy Legia Warszawa grała bardzo mądrze. Nie dopuszczała rywali do sytuacji, czekając na kolejne okazje. Wynik nie był jeszcze idealny i wciąż w perspektywie mieliśmy dogrywkę, lecz w pierwszej połowie gospodarze byli zwyczajnie lepsi. Gdy pod koniec pierwszej części gry pojawił się problem, dobrą interwencję zaliczył Tobiasz. Bramkarz rozgrywał w pierwszej części meczu naprawdę dobre zawody.

Przede wszystkim nie stracić

Druga połowa meczu nie wyglądała tak dobrze, jak mogła zapowiadać to pierwsza. Legia nie grała spektakularnie i ograniczyła się do wyprowadzania kontrataków. Gospodarze mieli czasem kłopoty w defensywie, ale za każdym razem czujni byli albo defensorzy, albo Kacper Tobiasz. Im dłużej piłka była w grze, tym bardziej wojskowi zamykali się na swojej połowie.

Ekipa z Warszawy nie potrafiła się ponownie przebić przez norweski mur. Gdy sędzia zagwizdał po raz ostatni w regulaminowym czasie gry, wiedzieliśmy, że czeka nas dogrywka. W międzyczasie mistrz Danii poległ z Chelsea, co sprawiało, że jeśli Legia Warszawa po dodatkowych trzydziestu minutach dociągnie zwycięstwo do końca, wskoczymy na 15. miejsce w rankingu ligowym UEFA. Było o co walczyć nie tylko dla stołecznej drużyny, ale i Ekstraklasy.

Dogrywki zawsze są trudne. Przy ewentualnym stracie gola czasu na odrobienie strat jest bardzo mało. Legia o tym wiedziała i chciała uszanować dobry wynik. W pierwszych piętnastu minutach gospodarze grali znacznie lepiej. Mimo paru nie najgorszych sytuacji nie udało się zdobyć ważnego gola. Molde się broniło, a zmęczenie widoczne było na pierwszy rzut oka. W obu ekipach zaczynała wkradać się ogromna niedokładność przy wyprowadzeniu piłki.

Wydawało się, że karne są tutaj nieuchronne. Goście mądrze bronili, a Legia nie miała sposobu na przeciwników. Tymczasem… błyskiem geniuszu popisał się Gual! Hiszpan świetnie przyjął piłkę, nawinął rywala i silnym strzałem w środek bramki pozwolił popełnić golkiperowi błąd. Legia miała swój wynik i skupiła się na obronie. W końcówce goście zostali jeszcze ukarani czerwoną kartką, po czym po przepychance takim samym kartonikiem potraktowany został… Artur Jędrzejczyk, który siedział już na ławce rezerwowych. Do końca meczu nic się już nie wydarzyło i warszawiacy mogli świętować awans. Polska natomiast, może powiedzieć to oficjalnie: Mamy dwa zespoły w eliminacjach do Ligi Mistrzów od sezonu 2026/27!

Legia Warszawa — Molde 2:0 (34′ Morishita, 108′ Gual) (4:3 w dwumeczu)

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    108,768FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ