Mohamed Salah stał się jeszcze bardziej efektywny. 5 wniosków po 10. kolejce Premier League

W 10. kolejce Premier League nie brakowało niespodzianek, które zamieszały na szczycie tabeli. Efektywność Mohameda Salaha, duet ofensywny Wolves, wysoki pressing Tottenhamu, problem nr 10 Enzo Mareski oraz atak pozycyjny Fulham – oto tematy, które omawiamy w podsumowaniu minionej serii gier.

Mohamed Salah tak efektywny jak w tym sezonie jeszcze nie był

10 meczów – 7 goli i 5 asyst. Na początku sezonu na pierwszy plan jako największa gwiazda Premier League wysunął się Erling Haaland, ale Norweg ostatnio ma słabszy okres, nie strzela goli i za najbardziej regularnego piłkarza ligi musimy uważać Mohameda Salaha. Egipcjanin tylko w trzech meczach w tym sezonie biorąc pod uwagę wszystkie rozgrywki nie dopisał żadnego punktu do klasyfikacji kanadyjskiej. Salah nie zawodzi w spotkaniach z czołówką. Z Manchesterem United zdobył bramkę i dołożył dwie asysty, z Chelsea miał gola i asystę, do siatki trafił też z Arsenalem. W ten weekend przeciwko Brighton (2:1) to jego trafienie zapewniło zespołowi komplet punktów i odzyskanie pozycji lidera kosztem Man City.

REKLAMA

Obserwując grę Mohameda Salaha czasami może wydawać się, że jest niewidoczny, że nie ma wielkiego wpływu na grę zespołu, ale ostatecznie niemal w każdym spotkaniu ma swój udział przy bramkach. W erze Jurgena Kloppa było wiele okresów, w których Egipcjanin był groźniejszy i dochodził do większej liczby okazji, ale w tym sezonie, pod wodzą Arne Slota wydaje się piłkarzem najbardziej efektywnym, mającym najlepsze przełożenie strzałów do goli. Z niemal każdej sytuacji, gdy już znajduje się blisko bramki rywala wyciąga maksimum. Między innymi dzięki temu Liverpool tak dobrze rozpoczął sezon.

Wolves ma nowy duet, który ciągnie ofensywę

W poprzednim sezonie Wolverhampton z przodu bazowało na trzech piłkarzach – Matheusie Cunhii, Pedro Neto oraz Hwangu Hee-chanie. U Gary’ego O’Neila cała trójka przeżywała swój najlepszy okres w karierze i gdyby nie kontuzje każdego z nich to Wilki mogłyby powalczyć o coś więcej. W letnim okienku transferowym klub sprzedał Neto do Chelsea. Hwang na początku sezonu był w kiepskiej formie, a obecnie leczy kontuzję kostki, więc jedynym zawodnikiem z zabójczego tercetu ofensywnego został Matheus Cunha. Trener Wolves musiał więc przemodelować atak drużyny zarówno pod kątem personalnym, jak i sposobu gry.

W lecie Wolves ściągnęło natomiast Jorgena Stranda Larsena. Wysokiego i silnego napastnika, „9-tkę” w starym stylu trzymającą się środkowej strefy, często grającą tyłem do bramki i mocną w powietrzu. Atakującego o takim profilu Gary O’Neil jeszcze nie miał. Wolves słabo rozpoczęło sezon (w dużym stopniu ze względu na bardzo trudny terminarz), w ten weekend zdobyło dopiero trzeci punkt remisując z Crystal Palace (2:2), ale jeśli jakiś element funkcjonuje nienagannie to współpraca Cunhii ze Strandem Larsenem. Brazylijczyk ma dużą swobodę w poruszaniu się, często schodzi na skrzydło i ma obsługiwać Norwega. W sobotę asystował mu przy golu i to była ich pierwsza wypracowana bramka w tym sezonie. Indywidualnie obaj napastnicy mają jednak obiecujące liczby – po 4 gole i asyście.

Tottenham świetnie funkcjonuje w wysokim pressingu

Odnosząc się do Tottenhamu regularnie krytykujemy ich za defensywę, za grę bez piłki. Niemniej jednak, jest jeden element, który w zespole Ange’a Postecoglou funkcjonuje bardzo dobrze, a jest to – paradoksalnie ułatwiający zdobywanie bramek, a nie ich unikanie – wysoki pressing. W minionej kolejce czekał ich jeden z trudniejszych testów, ponieważ Aston Villa jak mało który zespół potrafi budować akcję, wciągać rywali do wysokiego podejścia i omijać ich pressing. Zespół Unaia Emery’ego bazuje na wielu technicznych piłkarzach odpornych na pressing, a do spotkania z Tottenhamem przystępował w najlepszym możliwym składzie.

Tottenham nie dał jednak pograć Aston Villi. Wprawdzie szanse po wysokich odbiorach zaczął sobie kreować po tym, jak już wyszedł na prowadzenie, ale przez cały mecz skutecznie realizował część ich filozofii, czyli utrzymywał grę na połowie przeciwnika. Aston Villa miała problemy, aby przenieść grę wyżej, często była zmuszona do nieprzygotowanych podań w stronę napastników. Bardzo ważnym wzmocnieniem w kontekście wysokiego pressingu był transfer w letnim okienku Dominica Solanke. To napastnik, który niemal się nie zatrzymuje, ciągle wywiera presję na obrońców, a gdy zespół cofnie się niżej to odpowiednim momentem doskoku jest w stanie odepchnąć grę od własnej bramki.

Tottenham 4:1 Aston villa

Enzo Maresca niepotrzebnie trzyma się tych samych założeń

Chelsea w obecnym sezonie w wielu meczach imponowała w ofensywie, gdy potrafiła wyprowadzać groźne szybkie ataki. W meczu z Manchesterem United (1:1) pod tym kątem jednak rozczarowali. Stworzyli tylko jedną „big chance” (dużą okazję), oddali 3 celne strzały, ale największym zmartwieniem kibiców powinien być brak jakiegoś zauważalnego schematu na tworzenie sytuacji. Enzo Maresca wprowadził do Chelsea system podobny do tego, który stosował w Leicester w fazie posiadania piłki. Jeden z bocznych obrońców zawsze tworzy przewagę w środku, a drugi staje się trzecim stoperem w rozegraniu.

W Chelsea ciągle pozostaje ten sam problem – obok Cole’a Palmera brakuje piłkarza, dla którego gra między liniami jest czymś naturalnym. Długo w tej roli grał Enzo Fernandez, ale Argentyńczyk został wygryziony z podstawowej jedenastki przez Romeo Lavię. Belg gra niżej, obok Caicedo, natomiast na pozycję nr 10 w atakach pozycyjnych przesuwa się jeden z bocznych obrońców. Przeciwko Man United w pierwszej połowie był to Malo Gusto (z prawej obrony), a w drugiej – Marc Cucurella (z lewej obrony). Obaj nie wnieśli jakości do ofensywy. Wykreowali po jednej szansie, mieli niską celność podań i dość rzadko byli przy piłce. Gdyby Enzo Maresca nie miał wyboru moglibyśmy to zrozumieć, natomiast w kadrze Chelsea są przecież Nkunku, czy Joao Felix, którzy potrafią szukać miejsca między liniami i są efektywni w tercji ataku. Najwyższy czas spróbować gry bez bocznego obrońcy schodzącego do środka.

REKLAMA

Manchester United 1:1 Chelsea

Fulham to jeden z najlepiej atakujących pozycyjnie zespołów spoza czołówki Premier League

Na zakończenie 10. kolejki Premier League Fulham wyrwało 3 punkty na własnym stadionie w rywalizacji z Brentford po dwóch golach w doliczonym czasie gry. Mecz przebiegał w dość nietypowy sposób, ponieważ bardzo rzadko w starciu dwóch zespołów ze środka tabeli jeden ma tak dużą przewagę terytorialną i w ten sposób dominuje nad przeciwnikiem. Brentford wymieniło trzy razy więcej podań na połowie atakowanej, zanotowało 46 dotknięć piłki w polu karnym oraz 83,2% w statystyce „field tilt” określającej procentowo liczbę kontaktów w tercji ataku w porównaniu do przeciwnika.

Brentford broniąc wyniku od 24. minuty oczywiście cofnęło się bardzo głęboko, ale bardziej niż z ich planu na mecz wynikało to prawdopodobnie z narzuconych warunków przez gospodarzy. Zespół Thomasa Franka od początku meczu chciał zakładać wysoki pressing i nie zmieniło się to po zdobyciu bramki, jednak kultura gry Fulham zmusiła ich do niższego ustawienia. Fulham długo nie mogło wykreować sobie dogodnych okazji, ale sposób w jaki zamknęli Brentford na własnej połowie był imponujący. Zawiązywali małą grę w bocznych sektorach, płynnie operowali piłką i zbliżali się do pola karnego. Ponadto bardzo rzadko dawali rywalom szanse do wyprowadzenia kontrataków, ponieważ byli przygotowani do szybkiego doskoku, odzyskania futbolówki i kontynuowania ataku. Choć kadrowo zespół mocno się zmienił to zespół Marco Silvy ma w sobie coś z sezonu 2021/22, gdy byli nazywani „Manchesterem City Championship”.

Co jeszcze wydarzyło się w 10. kolejce Premier League?

  • Manchester City przegrał pierwszy mecz w sezonie i w lidze nie mamy już żadnej niepokonanej ekipy. Zespół Pepa Guardioli przegrał na Vitality Stadium (1:2). Tym samym Bournemouth u siebie pokonało i Man City, i Arsenal.
  • Punkty mistrzowi i wicemistrzowi Anglii przed własną publicznością urwało także Newcastle. W tej kolejce Arsenal przyjechał na St. James’ Park i przegrał (0:1). Był to już trzeci mecz ligowy bez zwycięstwa dla Kanonierów.
  • Pierwsze zwycięstwo w tym sezonie odniosło Southampton. Zespół Russela Martina w domowym meczu pokonał Everton (1:0) po golu Adama Armstronga w 85. minucie.
  • O włos od pierwszego zwycięstwa w tym sezonie Premier League było Ipswich Town, ale w doliczonym czasie gry Leicester zdołało wyrównać na 1:1 i beniaminkowie podzielili się punktami.
  • Na dwóch przeciwnych biegunach znajdują się Nottingham Forest i West Ham. Ekipa Nuno Espirito Santo wygrała 3:0 i wskoczyła na 3. miejsce w tabeli. Młoty są natomiast dopiero na 14. lokacie.

***

Po więcej informacji o Premier League zapraszamy na grupę Kick & Rush – wszystko o lidze angielskiej

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    108,718FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ