Obronić mistrzostwo i pokazać się w Europie

Cel Legii Warszawa na ligowy sezon jest niezmienny od dłuższego czasu. Liczy się tylko pierwsze miejsce w tabeli. Wicemistrzostwo zostanie już przyjęta jako wynik poniżej oczekiwań. Ale o tym dobrze wie zarówno trener Czesław Michniewicz, jak i warszawscy piłkarze.

Na początku letniego okienka transferowego Legia straciła dwóch prawych wahadłowych, którym wraz z końcem czerwca wygasły umowy.

Odejście Pawła Wszołka zakładano już wcześniej. 29-latek miał na stole oferty z lepszych lig, do tego jego oczekiwania finansowe rozjeżdżały się z tym, co proponowali warszawscy działacze. Ostatecznie Wszołek trafił do Unionu Berlin, gdzie będzie występował z Tymoteuszem Puchaczem. Inne zamiary były wobec Marko Vesovicia. Plan był taki, by usiąść do rozmów i przedłużyć kontrakt z Czarnogórcem. Wtedy jednak na salony wkroczyła żona „Veso” – Tamara, która na swoim instagramie opublikowała kilka relacji oczerniających klub. To zamknęło drogę do jakichkolwiek negocjacji, zwłaszcza że Marko w żaden sposób nie odciął się od jej słów. Reprezentant Czarnogóry opuścił Łazienkowską, a kilka dni temu parafował umowę z azerskim Karabachem Agdam.

REKLAMA

Odejście Wszołka, jak i Vesovicia zrodziło niemały problem z obsadzeniem prawego wahadła.

Na pierwszych treningach po urlopach Michniewicz nie miał do dyspozycji żadnego gracza na tę pozycję. Josip Juranović grał bowiem z Chorwacją na mistrzostwach Europy 2020, odpadając w 1/8. Z tego powodu w nową rolę wcielić się musiał młody Kacper Skibicki. 19-latek wybiegł na prawej stronie w pierwszym meczu z FK Bodo/Glimt. O ile w ofensywie radził sobie bardzo dobrze (dwie asysty), o tyle w defensywie było już przeciętnie. Dlatego gdy 12 lipca do zajęć z Legią wrócił Juranović, niemal z marszu wrócił do składu i wystąpił w trzech kolejnych spotkaniach.

Dziwić może, dlaczego w wyjściowych jedenastkach nie znalazło się ani razu miejsce dla Mattiasa Johanssona. Biorąc pod uwagę konieczność regeneracji „Jury” po Euro, należałoby oczekiwać, że nowy nabytek dostanie więcej szans. Tymczasem jak na razie Szwed pojawił się na boisku dwukrotnie – na końcówki starć z Bodo/Glimt. W rewanżu u siebie zanotował nawet asystę przy golu Tomasa Pekharta. 29-latek zapowiada się na solidnego piłkarza, a sam Juranović przyznaje, że możliwość rywalizacji o wyjściowy skład działa na niego mobilizująco.

I właśnie brak rzeczonej rywalizacji jest problemem dla Filipa Mladenovicia.

Najlepszy piłkarz ubiegłego sezonu PKO BP Ekstraklasy nie wszedł udanie w rozgrywki. W środowym spotkaniu z Florą Tallinn dawał co prawda sporo w ataku, wchodził w pojedynki 1 na 1, ale przez to często zapominał o powrotach do tyłu, na co irytował się Artur Boruc. Nie pomagał też fakt, że mający go asekurować Mateusz Hołownia popełniał koszmarne błędy, dopuszczając Estończyków we własne pole karne. Nie słychać jednak żadnych głosów z legijnego obozu, by ta pozycja miała zostać dodatkowo uzupełniona w wartościowego zmiennika dla „Mladena”. Oczywiście – Filip słynie z końskiego zdrowia, ale jeden lewy wahadłowy w kadrze to dość ryzykowne posunięcie.

Spośród letnich wzmocnień najlepiej pokazał się Mahir Emreli.

Azer już w debiucie w Norwegii dwukrotnie pokonał Nikitę Haikina. To także dzięki jego trafieniu udało się wyrównać w końcówce superpucharowego starcia z Rakowem Częstochowa. Emreli z miejsca stał się ulubieńcem warszawskich kibiców. To napastnik o zdecydowanie innych walorach niż Tomas Pekhart. 24-latek jest bardzo mobilny, często schodzi głębiej po piłkę, ma też niezłe umiejętności techniczne. Chcąc wykorzystać walory obu snajperów, trener Czesław Michniewicz dał szansę zarówno Emreliemu, jak i Pekhartowi przeciwko Florze. Tyle że wówczas cały zespół zagrał słabo, a dodatkowo Azer był po chorobie. Suma summarum, żaden z nich się nie wyróżnił. Całe show skradł inny atakujący – Rafael Lopes. Można powiedzieć, że Lopes to skarb dla każdego szkoleniowca. Portugalczyk pełni głównie rolę rezerwowego, ale nie narzeka na swoją sytuację. A gdy wchodzi z ławki – daje drużynie impuls do ataku swoim wybieganiem i pracą na całej szerokości boiska. To właśnie Rafa dał legionistom zwycięstwo, trafiając w końcówce na 2:1.

Poza Emrelim, szansę debiutu dostał jeszcze Lindsay Rose oraz Josue.

Rose wyszedł w pierwszej jedenastce w Superpucharze, ale w drugiej połowie został zmieniony.

Rose w przyszłości może być silnym punktem drużyny, ale na dziś brak mu rytmu meczowego. W kilku sytuacjach szukał prostych rozwiązań, ale to było jego pierwsze spotkanie od długiego czasu. Mógł lepiej zachować się przy straconym golu, bo od niego zaczęło się pierwszego podanie. Miał jednak udział również w akcji, w której Lopes strzelił w poprzeczkę

Czesław Michniewicz o pierwszym meczu Lindsaya Rose

Z kolei Josue dostał nieco ponad pół godziny przy okazji ostatniego pucharowego spotkania z Florą Tallinn. Portugalczyk wszedł przy stanie 1:1 i miał za zadanie rozruszać nieco skostniałą ofensywę Legii. 30-latek próbował grać szybko i kombinacyjnie, ale wyraźnie było widać brak zgrania z kolegami. Wszystko przed nim – zwłaszcza że poważnej kontuzji doznał Bartek Kapustka.

W środę już w 3. minucie Kapustka wyprowadził Legię na prowadzenie po przebojowym indywidualnym rajdzie.

Jednak świętując trafienie skoczył tak niefortunnie, że „coś” zadziało się w prawym kolanie. Chwilę później opuścił plac gry. Dziś oficjalna strona internetowa Legii podała, że Bartek uszkodził więzadło krzyżowe przednie i jego przerwa potrwa nawet do 9 miesięcy. Jego nieobecność to ogromny cios dla Michniewicza, który z Kapustki uczynił centralną postać zespołu. „Kapi” doskonale rozumiał się z Luquinhasem, nieźle wyglądała też jego współpraca z Emrelim. Niestety, wszystko na nic, trzeba będzie szukać nowych rozwiązań. Wciąż niczego błyskotliwego nie pokazał Ernest Muci. Największy talent albańskiej piłki (jak go nazywają w ojczyźnie) w każdym swoim dotychczasowym występie wyglądał na zagubionego, nie pokazując nic błyskotliwego.

Jeśli chodzi o możliwości gry na jego pozycji, to może tam wystąpić Muci, Josue lub Lopes. Innych możliwości nie ma. Każdy z tych zawodników gra jednak inaczej niż Bartek. Kapustka zdobywał przestrzeń, dawał nam mnóstwo rozwiązań jeśli chodzi o ofensywę. Mamy duży problem

Czesław Michniewicz na konferencji przed sobotnim meczem z Wisłą Płock

To jednak nie jedyny problem legionistów. Na pozycję numer 6/8 w stołecznej kadrze jest zaledwie trzech zawodników – Andre Martins, Bartosz Slisz oraz 18-letni Jakub Kisiel, który w Ekstraklasie rozegrał 44 minuty. Michniewicz otwarcie przyznaje, że z dwójka doświadczonych środkowych pomocników oraz jeden młokos to zdecydowanie za mało, by rywalizować na trzech frontach.

REKLAMA

Do gry „na cito” muszą wejść nowi. Na razie jednak zbyt dużo czasu zajmuje samo przygotowanie nabytków do gry, by ci nie odstawali fizycznie. W jutrzejszym pojedynku z Wisłą Płock legioniści mają zagrać czterema obrońcami, a poważnym kandydatem do gry jest Maciek Rosołek, który wrócił z wypożyczenia do Arki Gdynia. Na więcej minut może także liczyć Josue. Ma być dużo zmian w składzie ze względu na wtorkowy rewanż z Florą.

Legia ma duże szanse, żeby awansować do UEFA Conference League.

„Wystarczy” przejść estoński klub, wówczas faza grupowa tych rozgrywek będzie już pewna. Porażka na tym etapie jest wręcz niedopuszczalna. Tyle że tak samo niemożliwe wydawały się przegrane z Dudelange czy Sheriffem Tiraspol… W lidze – wiadomo. Obrona mistrzostwa to plan minimum, chyba że warszawianie pokażą się w dobrej strony w Europie. Wtedy ewentualną wpadkę w postaci niższego miejsca w tabeli będzie można wybaczyć.

Baba na spalonym – Weronika Góral

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    108,723FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ