Dwumecz dla Legii! Kto wyeliminował atuty Norwegów?

Legia w rewanżu z Bodo/Glimt zagrała bardzo mądrze. Po zdobyciu gola z rozwagą przesuwała do przodu kontrolując mecz. Tradycyjnie, dla polskich zespołów początek sezonu oznacza bardzo napięty kalendarz. Nie dziwi więc, że nie forsując tempa i oszczędzając zdrowie, Wojskowi dowieźli wynik do końca.

REKLAMA

Czy w grze Legionistów wszystko było idealne? Oczywiście nie. I nie ma się co dziwić – początek sezonu, kilka nowych twarzy w zespole, a przeciwnik też nie w ciemię bity. Czasami w grę zespołu z Łazienkowskiej wkradała się niedokładność, która krzyżowała szyki w fazie ataku. W niektórych momentach pierwszej połowy widać było braki w zgraniu i niewielkie niewymuszone błędy, które nie przyniosły żadnych konsekwencji. Stołeczni mieli też dziś trochę szczęścia, które ponoć sprzyja lepszym.

Ale skoro kilka słów na ostudzenie nastrojów zostało już napisanych, to przejdźmy do plusów. A tych jest dość sporo.

Największe pozytywy

Na sam początek – Mahir Emreli. Tak jak w pierwszym, tak i drugim starciu z Mistrzem Norwegii pokazał się z bardzo dobrej strony. Dziś swój dobry występ okrasił asystą przy pierwszej bramce. Wiadomo, że prawdziwych mężczyzn poznaje się po tym jak kończą, jednak właśnie takimi początkami rozpala się apetyty kibiców. Reprezentant Azerbejdżanu przez fakt, że przybył nad Wisłę z Quarabagu Agdam być może początkowo nie kojarzył się zbyt dobrze, ale z każdą minutą pokazuje, że nie zamierza podarować miejsca w wyjściowej jedenastce Pekhartowi za darmo.

Kolejna z wyróżnionych osób to Czesław Michniewicz, który przygotował bardzo dobrą strategię. Mając w głowie zaliczkę z pierwszego meczu, szkoleniowiec warszawian postanowił nie wychodzić zbyt ofensywnym ustawieniem. Legioniści uśpili przeciwnika i czekali na dobry moment do ataku. W końcu wyczuli okazję do kontry, która pod koniec pierwszej części gry dała prowadzenie. Mimo tego, że w początkowej fazie obrona ustawiała się zbyt głęboko, to zdecydowanie i konsekwencja okazały się kluczem do końcowego sukcesu. Ludzie na których postawił trener Michniewicz byli nieustępliwi i – w odróżnieniu od tego jak wyglądało to w przeszłości – nikt nie przechodził obok meczu. Choć inną kwestią jest też to, że Bodo/Glimt nie pokazało zbyt wiele dobrego pod bramką Boruca. Na dodatkowy plus zasługuje także zmysł do wpuszczenia Pekharta, który tuż po powrocie z Euro zdobył pierwszą bramkę w sezonie.

Kolejnym zasługującym na brawa jest Pan Piłkarz Luquinhas. Spokój przy wykończeniu, dynamiczne podłączanie się do gry i brak obaw przed wzięciem odpowiedzialności na swoje barki. Widać u tego zawodnika to, czego być może zabrakło w poprzednich eliminacjach. Oczywiście jedna jaskółka wiosny nie czyni, ale Brazylijczyk po prostu podtrzymuje swoją dobrą dyspozycję z minionego sezonu w Ekstraklasie. Oby tak dalej, a Legia może sprawić w tych eliminacjach jeszcze więcej niespodzianek

Czym zagrażało Bodo?

Cóż, przyjezdni nie pokazali na Łazienkowskiej zbyt wiele. Zagrali gorzej niż w pierwszym spotkaniu, trochę tak jakby zjadła ich presja. Nie wiem, czy w kwestii bycia faworytem sztab Norwegów podzielał zdanie środowiska piłkarskiego w Polsce. Jednak piłkarze w żółtych koszulkach sprawiali wrażenie facetów, którzy niczym Bartek Kapustka – za bardzo chcą. To nie tak, że grają źle w piłkę. Ale czasami zdarza im się przedobrzyć, czym w prosty sposób niweczą cały dotychczasowy wysiłek. Więcej spokoju i zdecydowania, a dwie stuprocentowe sytuacje być może przybliżyłyby ich do odwrócenia losów dwumeczu. A tak – mimo niewiarygodnej aktywności Hugo Veltesena z pierwszej połowy – pozostaje im gra o fazę grupową Conference League.

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    107,595FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ