W poszukiwaniu nie tylko wyników, ale i stylu. Czy West Ham słusznie zrezygnował z Davida Moyesa?

Tuż przed zakończeniem sezonu West Ham podjął decyzję, nad którą debatowano od dłuższego czasu. Jasne stało się, ze David Moyes w następnym sezonie nie będzie już prowadził Młotów, o czym klub poinformował w oficjalnym komunikacie. Kadencja 61-latka była naznaczona namacalnymi sukcesami, ale pozostawiła niedosyt, że tak złożona personalnie drużyna miała potencjał na lepsze granie.

David Moyes bronił się wynikami

Kiedy z perspektywy czasu popatrzymy na rezultaty, jakie na London Stadium osiągnął David Moyes to w żaden sposób nie możemy podważać pracy doświadczonego Szkota. Już w pierwszym pełnym sezonie pracy zajął w Premier League miejsce dające awans do gry w europejskich pucharach. West Ham czekał na to od sezonu 2015/16, gdy zajęli 7. miejsce w lidze. Pod wodzą Davida Moyesa udało im się finiszować w czołowej siódemce ligi w dwóch kolejnych rozgrywkach, co było dla klubu pierwszym takim przypadkiem w erze Premier League. Po raz pierwszy udało im się także zagrać w europejskich pucharach w trzech kolejnych sezonach. Choć w poprzednim roku głównie bronili się przed spadkiem to dzięki triumfie w Lidze Konferencji zakwalifikowali się do tegorocznej edycji Ligi Europy.

REKLAMA

Rezultaty West Hamu w Europie za kadencji Davida Moyesa również były bardzo dobre. Zwycięstwo w Lidze Konferencji przerwało ponad 40-letnią posuchę bez zdobycia trofeum. W Europie zdobyli natomiast pierwsze trofeum od 1965 roku, kiedy wygrali Puchar Zdobywców Pucharów. Swoimi występami w Lidze Europy Młoty również nie przyniosły wstydu angielskiej piłce. W sezonie 2021/22 zatrzymali się na etapie półfinału, przegrywając z Eintrachtem Frankfurt, zwycięzcą tych rozgrywek. W aktualnej edycji zostali wyeliminowani natomiast w ćwierćfinale przez Bayer Leverkusen, obecnie jeden z najlepszych zespołów na świecie.

Rezultaty te kreują nam obraz najlepszego okresu West Hamu w historii klubu. David Moyes udanie połączył grę w Premier League z udziałem w rozgrywkach europejskich, co dla angielskich klubów spoza big six często jest trudnym wyzwaniem.

Fatalna defensywa

Szkotowi bez wątpienia należy się honorowe miejsce w historii West Hamu, natomiast analizując sens dalszej współpracy z Davidem Moyesem pytaniem nie powinno być co osiągnął, a co może jeszcze osiągnąć i jakie jest prawdopodobieństwo, że spełni wyznaczone mu cele. W obecnym sezonie West Ham przez długi czas trzymał się na miejscach, które zapewniłyby czwarty kolejny sezon gry w Europie, natomiast ostatnimi miesiącami przekreślili swoje szanse na taki scenariusz. Prawdę mówiąc, West Ham na przestrzeni tego sezonu ani razu nie miał dłuższego okresu, w którym prezentowaliby się na miarę zespołu zasługującego na miejsce w pierwszej siódemce ligi. Gdy pod koniec 2023 roku znajdowali się na 6. pozycji w ligowej tabeli współczynnik oczekiwanych punktów (xPts) sugerował, że zdobyli ich 10 więcej niż „powinni”, a w takim układzie byliby na 12. miejscu. W tym przypadku model goli oczekiwanych (xG) się nie mylił i w dalszej części sezonu West Ham osunął się w tabeli.

David Moyes nastawiał swoich podopiecznych na zachowawczą grę, przesuwanie za piłką i wykorzystanie umiejętności Jarroda Bowena, Lucasa Paquety oraz Mohammeda Kudusa po przejęciu piłki. Ów ofensywny tercet ciągnął cały zespół za uszy. Oczywiście, wykorzystanie umiejętności swoich piłkarzy to jedno z zadań trenera, natomiast defensywny sposób gry West Hamu powinien być kwestionowany, ponieważ zespół paradoksalnie broni bardzo słabo. W całym sezonie więcej goli stracili tylko trzej beniaminkowie, a gorszy współczynnik oczekiwanych goli straconych (xGC) obrazujący jakość szans, do których dopuścili rywali, mają tylko Luton i Sheffield. Trend jest coraz bardziej niepokojący, ponieważ w 2024 roku żaden zespół nie ma gorszego współczynnika xGC, a częściej piłkę z bramki wyciągało tylko Luton oraz Sheffield.

West Ham znajduje się na tendencji spadkowej

David Moyes ma swoje wytłumaczenie, dlaczego jego zespół w tym sezonie traci tak dużo bramek. Po ostatniej wysokiej porażce z Chelsea (0:5) wskazywał na odejście Declana Rice’a, który jego zdaniem był najlepiej broniącym pomocnikiem w kraju. Po występach reprezentanta Anglii w Arsenalu trudno się z tą opinią nie zgodzić natomiast Szkot otrzymał ponad 100 mln funtów oraz czas (ponieważ Rice odszedł na początku okienka, a już przed końcem sezonu było wiadome, że to się stanie) na zasypanie tej dziury według własnego pomysłu. West Ham latem sprowadził do drugiej linii Edsona Alvareza z Ajaxu oraz Jamesa Ward-Prowse’a z Southampton, o których nie można powiedzieć, że są rozczarowaniem. Co więcej, wejście do zespołu obaj mieli przecież bardzo dobre i nikt nie wspominał o braku Declana Rice’a.

Mimo że West Ham w tym sezonie punktuje lepiej niż w poprzednim (1,36 do 1,05 pkt/mecz) i już przebił dorobek wypracowany rok temu (49 do 40 pkt), tak statystycznie zaliczył regres. Obecnie bilans bramkowy wynosi -14, a w ubiegłych rozgrywkach było to -13. Jest jeszcze gorzej, gdy popatrzymy na Mloty przez pryzmat wskaźników goli oczekiwanych. Różnica pomiędzy xG, a xGC w przeliczeniu na mecz w poprzednim sezonie wynosiła -0,10, natomiast w tym spadła do -0,56. Pod tym względem rok temu West Ham plasował się w środku stawki (11. miejsce), natomiast obecnie jest tuż nad strefą spadkową, wyprzedzając jedynie wszystkich trzech beniaminków. Już w poprzednim sezonie posadę Davida Moyesa uratował triumf w Lidze Konferencji. Jeśli więc osoby decyzyjne na London Stadium, przykładają wagę do wskaźników na bazie modelu goli oczekiwanych, mogło to zadecydować o ich ostatecznej decyzji.

West Ham ma potencjał

Oglądając mecze West Hamu, nie trudno dojść do wniosku, że ten zespół ma o wiele większy potencjał niż poziom, który aktualnie prezentuje. Lucas Paqueta, Jarrod Bowen i Mohammed Kudus to piłkarze nawet na zespoły grające w Lidze Mistrzów. O Brazylijczyka przed sezonem nieprzypadkowo starał się Manchester City, a Ghańczyka jeszcze przed przejściem do West Hamu łączono z większymi markami. W drugiej linii Edson Alvarez ma doświadczenie z gry w Lidze Mistrzów, a pozostali zawodnicy to po prostu solidne firmy. Piłkarze, którzy przez ostatnie lata udowodnili swoją przydatność na poziomie Premier League. Tak skonstruowany zespół – mieszankę solidności, doświadczenia i indywidualności – David Moyes chciał oprzeć na solidnych fundamentach w defensywie, wykorzystując przy tym talent ofensywnych graczy do zdobywania bramek.

Nie możemy powiedzieć, że to drugie się nie udało, bowiem Bowen strzelił 16 goli w Premier League, Kudus zachwyca dryblingami, a Paqueta techniką i elegancją, ale zespół stał się zbyt uzależniony od swoich liderów. Najlepszy przykład mieliśmy na początku roku, gdy Kudus wyjechał na Puchar Narodów Afryki, a Paqueta i Bowen byli kontuzjowani. Młoty odpadły wtedy z Pucharu Anglii z grającym w Championship Bristol City, a nawet po powrocie Bowena i Kudusa nie potrafili wygrać żadnego z sześciu meczów w Premier League.

REKLAMA

Decyzja o pożegnaniu Davida Moyesa wydaje się słuszna

Mimo ogromnych zasług, jakie Szkot ma dla klubu i świetnych wyników w ostatnich latach ostatnie miesiące nie dają żadnych podstaw, aby wierzyć, że podobne rezultaty mogą być kontynuowane. W trakcie pracy Moyesa na London Stadium klub się rozwinął i obecnie jest w o wiele lepszym położeniu, gotowy na zrobienie kroku w przód. A do tego potrzebny jest nowy trener, z innym spojrzeniem na futbol, który zrobi to, czego nie potrafił w tym sezonie David Moyes – wyciągnie z obecnej kadry potencjał.

***

Po więcej informacji o Premier League zapraszamy na grupę Kick & Rush – wszystko o lidze angielskiej

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    108,725FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ