Paradoks Davida Moyesa. West Ham czeka walka o utrzymanie?

W dwóch ostatnich sezonach kończyli rozgrywki na miejscu gwarantującym start w europejskich pucharach. W poprzedniej kampanii dotarli do półfinału Ligi Europy. Jesienią w fazie grupowej Ligi Konferencji zdobyli komplet punktów. Przed startem sezonu wydali blisko 200 milionów euro na ośmiu nowych zawodników. Tymczasem po 23 rozegranych meczach mają tylko 20 punktów i znajdują się w strefie spadkowej. West Ham na papierze miał wszystko, aby po raz kolejny zostać „best of the rest” w Premier League, jednak jak na razie musi walczyć, aby w tej lidze w ogóle pozostać.

REKLAMA

Pechowy West Ham

Na tym etapie sezonu tabela oczywiście nie kłamie. O ile na początku rozgrywek kibice Młotów mogli nieco bagatelizować sytuację ich zespołu i liczyć, że wreszcie nadejdzie przełamanie, tak teraz muszą zacząć się już poważnie martwić. W końcu nikt po ponad połowie sezonu nie znajduje się w strefie spadkowej tylko i wyłącznie przez przypadek. Niemniej jednak rzeczywista liczba punktów też nie zawsze mówi całkowitą prawdę. O poszczególnych wynikach często decyduje po prostu szczęście. Wiadomo, że West Ham znalazł się tam, gdzie jest nie tylko przez to, że miał pecha, gdyż zadecydowało o tym wiele innych czynników.

Jednak tak się składa, że według portalów statystycznych Młoty to w obecnym sezonie najbardziej pechowy zespół w Premier League. Według modelu xG (goli oczekiwanych) West Ham zasłużył na aż 12 punktów więcej, niż ma w rzeczywistości, a więc 60% obecnego dorobku. Gdyby sporządzić na tej podstawie tabelę, ekipa Davida Moyesa byłaby na dziesiątym miejscu z przewagą dziewięciu „oczek” nad strefą spadkową. Głównym powodem tego, że Młoty zdobywają mniej punktów, aniżeli wynika to z przytaczanego modelu, jest ich skuteczność.

W całym sezonie West Ham wykreował sobie sytuacje wyceniane na 29 goli, czyli o 10 więcej niż w rzeczywistości zdobył. Żadna z drużyn nie jest w tym aspekcie gorsza. Pod względem xG Młoty są na 12. pozycji w lidze. Mimo to, mniej bramek od zespołu z London Stadium zdobyły tylko Bournemouth, Wolves i Nottingham. Z kolei, jeżeli chodzi o xGC (oczekiwane gole tracone) niższy współczynnik w obecnym sezonie mają tylko Manchester City, Arsenal i Newcastle. Co prawda, mniej goli — oprócz wymienionej trójki — dały sobie wbić jeszcze tylko Chelsea, Manchester United i Liverpool. Jednak i tak według tej statystyki West Ham „powinien” stracić dwie bramki mniej niż w rzeczywistości.

Długotrwały kryzys

Opierając się na statystykach, wszystko wskazuje na to, że West Ham prędzej czy później powinien wydźwignąć się ze strefy spadkowej. Zazwyczaj w perspektywie całego sezonu suma szczęścia zaczyna się wyrównywać. Kibice Młotów mogą więc liczyć na to, że ich drużynie wreszcie zacznie dopisywać szczęście i zapewni sobie bezpieczne utrzymanie. Niemniej jednak to chyba właśnie z przytaczanych statystyk mogą czerpać najwięcej optymizmu. Futbol prezentowany przez drużynę Moyesa nie jest atrakcyjny dla oka, a kryzys trwa już od dłuższego czasu.

Co prawda, West Ham kończył poprzedni sezon na siódmym miejscu, które zapewniło im start w Lidze Konferencji, jednak była to zasługa głównie dobrego początku rozgrywek. Nie licząc pierwszych 11 kolejek ubiegłej kampanii, ekipa Moyesa zdobyła 33 punkty w 27 spotkaniach (średnio 1,22 na mecz). Z kolei od początku 2022 roku jest jeszcze gorzej. W 42 starciach Młoty wywalczyły tylko 45 „oczek” (średnio 1,07 na mecz). Z zespołów, które ten i ubiegły sezon spędziły w elicie, gorsze są tylko Leeds, Everton i Southampton. Główny problem West Hamu niewątpliwie leży w ofensywie. W analizowanym okresie West Ham zdobył tylko 45 goli (średnio 1,07 na mecz). Gorzej wypadają ponownie tylko cztery zespoły.

Niewykorzystany potencjał w ataku

Niemoc West Hamu musi zastanawiać, zwłaszcza jeżeli popatrzy się na zawodników, jakich do dyspozycji ma David Moyes. Latem, aby wzmocnić ofensywę, klub sprowadził Lucasa Paquetę, Gianlucę Scamaccę oraz Maxwela Corneta, wydając na nich łącznie około 100 milionów euro. Niewiele to jednak zmieniło. Cornet od początku października zmaga się z kontuzją i jak dotąd nie zaczął ani jednego ligowego meczu od początku. Scamacca, który w poprzednim sezonie Serie A strzelił 16 goli, w Premier League jak dotąd tylko trzy razy trafił do siatki i nie potrafi wywalczyć na stałe miejsca w pierwszym składzie. Z kolei Paqueta, mimo że regularnie gra w wyjściowej jedenastce, miał udział zaledwie przy czterech golach.

Zresztą to nie pierwsze przypadki, w których David Moyes nie potrafi wykrzesać potencjału ze swoich ofensywnych piłkarzy. To samo można powiedzieć o Sebastianie Hallerze, Manuelu Lanzinim, Felipie Andersonie, Nikoli Vlasiciu czy nawet Saidzie Benrahmie. Tak naprawdę jedynymi piłkarzami z formacji ofensywnych, którzy przychodzili do klubu za kadencji obecnego szkoleniowca i się sprawdzili są Jarrod Bowen i wypożyczony na pół roku Jesse Lingard. Dopóki wyniki się zgadzały Moyesowi ciężko było coś zarzucić. Jednak, kiedy zespół przestał punktować, trudno nie mieć do niego pretensji, że nie potrafi wykorzystać pełni potencjału, jaki ma w drużynie. Że preferowany przez niego styl gry nie pasuje do zawodników o takim profilu.

West Ham potrzebuje zmiany stylu gry?

Nie od dziś wiadomo, że David Moyes jest trenerem w starym angielskim stylu. Jego zespoły opierają się głównie na dlugich podaniach, dużej liczbie dośrodkowań i dobrej organizacji w defensywie. W taki sposób przed laty osiągnął on sukces w Evertonie i niedawno w West Hamie. W trwającej kampanii — mimo że jego zespołowi nie idzie — również nie zamierza odchodzić od własnej filozofii. Młoty mają średnio czwarte najniższe posiadanie piłki w Premier League. W statystyce Field Tilt, która określa procentowo liczbę kontaktów w atakowanej tercji boiska w porównaniu do przeciwnika, są na piątym miejscu od końca. Z kolei więcej dośrodkowań w całym sezonie wykonały tylko cztery drużyny.

Tutaj powstaje pytanie: czy styl ten pasuje do profilu zawodników, jakich ma West Ham? Paqueta, Benrahma czy Fornals to piłkarze, którzy dobrze czują się w grze kombinacyjnej, umiejący grać krótkimi podaniami na małej przestrzeni. Sposób gry preferowany przez Davida Moyesa nie bardzo im odpowiada, przez co nie są w stanie pokazać pełni swoich umiejętności. Nie ma wątpliwości, że potencjał w kadrze Młotów jest o wiele większy, niż pokazuje to ich sytuacja w tabeli. Teoretycznie West Ham jest za mocny, aby spaść. Same umiejętności poszczególnych piłkarzy powinny zagwarantować im utrzymanie. Rzecz w tym, żeby David Moyes albo — jeżeli dojdzie do zmiany szkoleniowca — inny trener pozwolił im je pokazać na boisku.

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    107,652FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ