Arsenal i Tottenham pokonani. 5 wniosków po 11. kolejce Premier League

Po 10. kolejce Premier League mogliśmy zachwycać się tym jak dobrze punktuje czołówka, więc w miniony weekend cztery zespoły z czołowej piątki straciły punkty (a nie grali bezpośrednich spotkań), Tottenham i Arsenal przegrali pierwszy mecz w tym sezonie w lidze. W podsumowaniu minionej serii gier bierzemy na tapet problemy Arsenalu w ostatniej tercji boiska, defensywę Tottenhamu, spadek formy ofensywy Brighton, geniusz Jeremy’ego Doku oraz wybieramy najlepiej grającego beniaminka.

Ange Postecoglou musi zmienić sposób bronienia zespołu w następnych meczach

Mecz Tottenhamu z Chelsea był tak zwariowany, że spokojnie można byłoby napisać osobne 5 wnioskó po tym spotkaniu. My chcemy skupić się na sposobie bronienia Tottenhamu, który od 33. minuty grał w dziesiątkę, a od 55. minuty – w dziewiątkę. Mimo to przy remisie Koguty cały czas broniły w swoim stylu, wysoko ustawioną linią obrony, często nawet na linii środkowej. Choć ostatecznie przegrali aż 1:4 to przez długi czas utrzymywali korzystny wynik. Niemniej jednak, bardziej niż sam sposób obrony pomagał im Guglielmo Vicario oraz sama Chelsea, która nie potrafiła wykorzystać wysoko ustawionej linii defensywy.

REKLAMA

Gorszą wiadomością niż pierwsza porażka w lidze jest dla Tottenhamu jednak czerwona kartka Cristiana Romero oraz kontuzja mięśniowa Micky’ego van de Vena. Bez dwójki podstawowych środkowych obrońców, którzy tworzyli bardzo zgrany duet Postecoglou powinien rozważyć odejście od swojej filozofii w nadchodzących meczach. Szybkość van de Vena w wielu sytuacjach była nieoceniona dla zespołu, a przy znacznie wolniejszych zawodnikach (z Chelsea na środku obrony kończyli Dier i Hojbjerg) rywale na pewno będą przygotowani na to, aby wykorzystać ich braki. Dotychczas filozofia Postecoglou świetnie się spisywała. Następne mecze pokażą czy Australijczyk potrafi dostosować sposób gry do braków zespołu.

Tottenham 1:4 Chelsea

Arsenal jest zbyt schematyczny w ostatniej tercji boiska

Kanonierzy w sobotę ponieśli pierwszą porażkę w tym sezonie Premier League. Ostatni tydzień był tym bardziej nieudany, że w środku tygodnia odpadli z West Hamem w Carabao Cup. Arsenal jest w fazie transformacji. W porównaniu do poprzedniego sezonu Mikel Arteta przesunął wajchę w stronę pragmatyzmu – zespół świetnie funkcjonuje bez piłki, dobrze kontroluje mecze, nie pozwala rywalom na wiele szans i jest niezwykle skuteczny w utrzymywaniu futbolówki z dala od własnej bramki. Niemniej jednak, ceną za to wszystko jest słabsza postawa w ofensywie. Arsenal często ma problemy, gdy przetransportuje piłkę do ostatniej tercji boiska, a tam przed nimi wyrośnie szczelny blok obronny rywala.

Statystyki są dla Arsenalu sygnałem ostrzegawczym. W liczbie „dużych szans” (big chances) oraz statystyce goli oczekiwanych (xG) z gry są dopiero 11. zespołem ligi. O ile w starciach z zespołami z dolnej części tabeli długotrwała dominacja jest zazwyczaj skuteczna, tak przeciwko ekipom, które mają na tyle dużo jakości, aby nie dać się stłamsić Kanonierom – brakuje im mocy w ofensywie. Jeden gol z Man City (0,39 xG), dwa z Chelsea (1,06 xG) i bez trafienia z Newcastle (0,54 xG). Zespół Mikela Artety stał się zbyt przewidywalny i statyczny w ostatniej tercji boiska. Brak znalezienia zastępstwa dla Xhaki o podobnym do niego profilu, słabsza forma Zinchenki oraz absencja Jesusa przez urazy – te czynniki rozregulowały lewą stronę, więc Kanonierzy zdecydowanie częściej grają prawą, a rywale są na to przygotowani.

Newcastle 1:0 Arsenal

Ofensywa Brighton ucierpiała na kontuzji Pervisa Estupinana

Starcie z Evertonem było dla Brighton czwartym meczem w Premier League bez Pervisa Estupinana, który aktualnie leczy kontuzje. Mewy w tym czasie nie wygrały ani razu zdobywając jedynie 3 punkty. Przeciwko Evertonowi od 7. minuty musieli odrabiać straty i doprowadzić do remisu udało się jedynie dzięki szczęśliwemu rykoszetowi po dośrodkowaniu Kaoru Mitomy na 6 minut przed końcem podstawowego czasu gry. Brighton przyzwyczaiło nas, że goniąc wynik ostrzeliwują bramkę rywali na potęgę, a z Evertonem próbowali zaskoczyć Pickforda tylko 7 razy. Współczynnik xG w ostatnich czterech spotkania również spadł – z 2,29/mecz do 1,24/mecz.

O ile w starciu z Liverpoolem ofensywa wypadła jeszcze dobrze, a przeciwko Man City cudów nie można wymagać, tak dwa ostatnie starcia z Fulham i Evertonem były rozczarowujące. Wcześniej z lewej strony podopieczni Roberto De Zerbiego tworzyli najwięcej zagrożenia. Teraz to skrzydło nie jest już tak produktywne. Mitomie brakuje obiegającego zawodnika, który ruchem za linię obrony daje opcję do podania oraz tworzy przestrzeń dla Japończyka. Ponadto Ekwadorczyk był ważnym elementem w kreacji oraz progresji piłki. Jego powrót do składu może nie będzie dotknięciem czarodziejskiej różdżki, ale podstawowe kłopoty powinno rozwiązać.

Jeremy Doku to skrzydłowy o profilu jakiego Manchester City potrzebował

Bohaterem 10. kolejki Premier League bez wątpienia został Jeremy Doku. Manchester City wygrał 6:1 z Bournemouth, a tym razem Haalanda i Alvareza wyręczył belgijski skrzydłowy, który najpierw strzelił bramkę, a potem dołożył aż cztery asysty. Doku zagrał jakby chciał pokazać Pepowi Guardioli, że – mimo wysokiego i pewnego zwycięstwa – popełnił błąd sadzając go na ławkę w derbach Manchesteru. Katalończyk jednak doskonale wie dlaczego sprowadził 21-latka z Rennes.

REKLAMA

Jeremy Doku to typ skrzydłowego, którego brakowało Manchesterowi City w poprzednim sezonie, a w tym sezonie mogłoby to być jeszcze bardziej widoczne po odejściu Riyada Mahreza. Guardiola na skrzydłach stawiał na zawodników, którzy dobrze utrzymywali piłkę, ale brakowało im szybkości i stworzenia przewagi indywidualnej. Doku w tym elemencie jest jednym z najlepszych na świecie. W przeliczeniu na 90 minut gry żaden zawodnik nie ma tylu udanych dryblingów w tym sezonie Premier League. Nikt nie może się równać z Doku również pod względem zdobywania terenu prowadzeniem piłki (grafika w tweecie powyżej). Manchester City potrzebował skrzydłowego grającego w tak bezpośrednim stylu na mecze, w których chcą podkręcić tempo. Gdy rywal jest silniejszy i Guardiola za wszelką cenę chce przejąć kontrolę nad meczem wówczas wraca do formuły z poprzedniego sezonu. To nie przypadek, że Doku siadał na ławce akurat w meczach z Man United, Arsenalem i wyjazdowym z Lipskiem w Lidze Mistrzow.

Luton to najlepiej grający beniaminek Premier League

To była całkiem udana kolejka dla beniaminków. Sheffield odniosło pierwsze zwycięstwo wygrywając 2:1 z Wolves, a Luton zatrzymało Liverpool remisując 1:1. Generalnie poziom beniaminków w tym sezonie jest niski, ale naszym zdaniem najlepiej z całej trójki wygląda Luton. Zespół Roba Edwardsa ma najmniejszy potencjał kadrowy, jednak sprawiają rywalom największe problemy. Burnley i Sheffield sprawiają wrażenie zespołów, które muszą dostosować swój sposób gry do warunków Premier League, natomiast styl Luton oparty na grze bezpośredniej, intensywności bez piłki oraz fizyczności sprzyja roli beniaminka.

Pisząc, że Luton to najlepiej grający beniaminek oczywiście nie twierdzimy, że mają największe szanse spośród tej trójki na utrzymanie w Premier League. The Hatters mają mniejszy potencjał kadrowy i finansowy od Burnley i Sheffield, które z czasem (zwłaszcza The Clarets) powinni dostosować się do realiów Premier League. Niemniej jednak, na ten moment Luton – mimo że zdarza im się być jedynie tłem dla rywali – to częściej potrafią postawić się rywalom niż pozostała dwójka beniaminków. Przede wszystkim potrafią kreować sobie sytuacje w szybkich atakach. Choć w liczbie goli (10) tylko nieznacznie wyprzedzają Sheffield (9) i Burnley (8), tak współczynnik goli oczekiwanych (xG) jest zdecydowanie wyższy (Luton – 15,25, Burnley – 10,12, Sheffield – 8,39).

Luton 1:1 Liverpool

Co jeszcze wydarzyło się w 10. kolejce Premier League?

  • Manchester United pokonał Fulham (1:0), aczkolwiek styl pozostawił wiele do życzenia. Była to szósta wygrana w lidze Czerwonych Diabłów. Wszystkie zwycięstwa zespół Erika ten Haga odniósł jedną bramką.
  • Pierwszym bramkarzem, który zachował 5 czystych kont w tym sezonie został Sam Johnstone. Jego Crystal Palace pokonało Burnley 2:0, choć w całym meczu oddali tylko 4 strzały.
  • Brentford wygrywając z West Hamem (3:2) odniosło trzecie zwycięstwo z rzędu, natomiast dla zespołu Davida Moyesa była to trzecia kolejna porażka. Przebieg spotkania nie wyglądał jednak tak, jak mogłoby sugerować rezultaty ostatnich spotkań tych drużyn.
  • Jak już wspomnieliśmy wyżej – pierwszy raz w tym sezonie wygrało Sheffield, a stało się to dzięki bramce z rzutu karnego w doliczonym czasie gry. Wolves może czuć się poszkodowane, ponieważ w drugim meczu z rzędu został przeciwko nim podyktowany wątpliwy rzut karny.
  • Nottingham Forest wygrało u siebie z Aston Villą (2:0). Niespodzianka? Tak, ale nie aż tak mocna jak się może wydawać. W końcu z ostatnich 20 meczów Premier League na City Ground zespół Steve’a Coopera przegrał tylko dwa.

***

Po więcej informacji o Premier League zapraszamy na grupę Kick & Rush – wszystko o lidze angielskiej

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    108,725FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ