2 października 2008 roku Lech Poznań rozpoczął swój marsz w europejskich pucharach. Drużyna prowadzona przez Franciszka Smudę musiała odrabiać straty z pierwszego meczu z Austrią Wiedeń. Wygrali 4:2 po dogrywce, odpadając dopiero po dwumeczu z Udinese. Jak potoczyły się dalsze losy bohaterów tamtego spotkania?
Krzysztof Kotorowski
Bramkarz wyjątkowy. Przez niemalże całą swoją karierę związany z Wielkopolską. Jako rodowity poznaniak traktował Kolejorza jako coś więcej niż zwykłego pracodawcę. Do klubu sprowadzano wielu zagranicznych golkiperów, ale ze znaczną częścią z nich udawało mu się wygrywać rywalizację. Moglibyśmy bez chwili zastanowienia nazwać go jednym z najbardziej niedocenianych piłkarzy Lecha w historii. Nawet gdy w 2009 roku klub zdecydował się nie kontynuować dalszej współpracy, Kotorowski nie odwrócił się od niego i… po kilku dniach działacze Lecha zmienili zdanie. To on bronił w starciach z Juventusem czy Austrią Wiedeń. Apogeum jego gry dla Lecha to prawdopodobnie kwalifikacje Ligi Mistrzów 2010/11 i trzy jedenastki obronione w serii rzutów karnych z Interem Baku. Po zakończeniu kariery został trenerem bramkarzy Akademii Piłkarskiej Lecha Poznań.
Jakub Wilk
Ciekawe jak zareagowaliby kibice w 2008 roku, gdyby ktoś powiedział im wówczas, że Jakub Wilk po kilku latach wyląduje w lidze… litewskiej? Niezwykle wszechstronny zawodnik w meczu z Austrią grał na lewej obronie, ale nierzadko ustawiano go na obu skrzydłach. Nigdy nie stał się pierwszoplanową postacią jak chociażby Sławomir Peszko. Chcąc mocniej zaakcentować swój potencjał, w 2013 roku wyjechał do Zalgirisu Wilno, gdzie notował bajeczne wyniki. W 63 spotkaniach brał udział w 56 trafieniach. Z tego powodu jego usługami zainteresowało się rumuńskie FC Vaslui, gdzie szału nie zrobił. Po powrocie do kraju grał w Zagłębiu Sosnowiec, Bytovii Bytów oraz Polonii Środa Wielkopolska. Dołączył do Akademii Piłkarskiej, gdzie miał pełnić funkcję asystenta trenera rocznika 2013 oraz trenera przygotowania technicznego rocznika 2011. Wciąż strzela także bramki dla Wiary Lecha.
Manuel Arboleda
Czy ktoś jeszcze pamięta czasy, w których opinia publiczna debatowała o „naturalizacji” Mańka? Kolumbijski defensor był prawdziwą ścianą nie do przejścia i jednym z ulubieńców kibiców. W tamtym czasie głoszono w mediach, że jest na tyle związany z Lechem, że sam odrzuca oferty z klubów tureckich, proponujących mu dwu- czy nawet trzykrotnie większe zarobki. Niestety, w pewnym momencie forma Arboledy zaczęła spadać, a w 2014 roku opuścił drużynę. Nie wrócił już jednak do futbolu, zajmując się biznesem w Kolumbii. Podobno założył nawet własne centrum handlowe. W 2016 roku ogłoszono, że będzie skautem Kolejorza i pomoże wyławiać kolumbijskie „perełki”. Patrząc na liczbę piłkarzy sprowadzanych z tego kraju do Poznania, możemy jednak zakładać, że realizacja tego pomysłu szybko się zakończyła.
Zlatko Tanevski
Macedończyk w Lechu Poznań rozegrał ledwie 56 spotkań. W 2010 roku odszedł do GKSu Bełchatów, a następnie Vardaru Skopje, gdzie zresztą pracuje obecnie jako koordynator zespołu młodzieżowego. Zlatko pozostawił po sobie jedną, dość zaskakującą anegdotę. W 2008 roku miał czuć ból w swojej nodze. Postanowił więc przykładać lód do newralgicznego miejsca i… zasnął. Gdy obudził się, miał poważne odmrożenie i czekała go wizyta u dermatologa oraz widmo przeszczepu skóry. Na szczęście stosunkowo szybko wrócił do gry i – chociaż wielkiej kariery nie zrobił – swoją cegiełkę do sukcesów Lecha dołożył. Obecnie koordynator młodzieżówki Vardau Skopje.
Grzegorz Wojtkowiak
24-krotny reprezentant Polski Poznań opuścił w 2012 roku, podpisując kontrakt z TSV 1860 Monachium. Przez dwa lata regularnie występował na boiskach 2. Bundesligi, ale gdy po kontuzji mięśniowej zaczął tracić miejsce w składzie, zdecydował się na powrót do Polski. Do 2019 roku występował w Lechii Gdańsk — z zastrzeżeniem, że ostatni sezon w zespole rezerw. Zbliżając się do końca kariery, wzmocnił rezerwy Lecha, gdzie pomagał swoim doświadczeniem.
Dimitrije Injac
Serb przez 8 lat występował na polskich boiskach, reprezentując barwy Lecha, Polonii i Widzewa. Najlepszy w jego wykonaniu był oczywiście okres gry w Poznaniu. Aż się nie chce wierzyć, ale w swojej karierze strzelił ledwie 9 goli. Jeden z nich pomógł pokonać Manchester City, drugi — pozostaje jednym z najpiękniejszych w dziejach Ekstraklasy.
Już po zakończeniu kariery, w rozmowie ze „sportsport.ba”, przyznawał, że rozważa podjęcie wyzwania pracy w roli trenera lub agenta. Przekonywał wówczas, że ma rozległe kontakty i chce zostać przy piłce. Do dziś nie usłyszeliśmy jednak o żadnych konkretnych krokach z tym związanych.
Semir Stilic
Był prawdziwą perełką Kolejorza i zapowiadał się na piłkarza, który pewnego dnia będzie wart kosmiczne pieniądze. Zaryzykuję stwierdzeniem, że w tamtym czasie dawano mu lepsze perspektywy niż Robertowi Lewandowskiemu. Ostatecznie Lech nie zarobił na jego odejściu nawet złotówki. Owszem, Stilić miał wiele znakomitych spotkań, ale niemalże wyłącznie na polskich boiskach. Po odejściu z Lecha radził sobie mocno przeciętnie w Karpatach Lwów, potem krótko grał dla Gaziantepsporu, aż w końcu wylądował w Wiśle Kraków. W niej odbudował się, prezentując prawdopodobnie jeszcze większą formę niż w czasach gry dla Lecha, ale… odszedł do APOELu Nikozja, gdzie ponownie zawiódł.
Co było dalej? Kolejna próba na polskich boiskach — najpierw w Wiśle Kraków, a gdy tam nie błyszczał – w Wiśle Płock. Od kilku lat gra w swojej ojczyźnie, aktualnie dla Zeljeznicara Sarajevo. W poprzednim sezonie łącznie 9 trafień i 10 asyst, w obecnym występuje już rzadziej i najprawdopodobniej w czerwcu zakończy swoją karierę.
Rafał Murawski
Jego imię i nazwisko do dziś wspominają w Wiedniu. To właśnie Murawski strzelił decydującego gola na wagę wyeliminowania Austrii. Rok później wyjechał do Rubina Kazań, a po półtora roku Lech skorzystał z możliwości odkupienia swojego gracza. W karierze Murawskiego można wskazać dwa okresy — ten, w którym miał być międzynarodową gwiazdą i ten, gdy błyszczał, ale jedynie na boiskach Ekstraklasy. Z rosyjskim zespołem miał jednak szansę trzykrotnie zagrać przeciwko Barcelonie oraz zmierzyć się z Interem, prowadzonym wówczas przez Jose Mourinho. Karierę kończył w Pogoni Szczecin.
Sławomir Peszko
Peszkin trafił do Lecha po znakomitym sezonie na zapleczu Ekstraklasy w barwach Wisły Płock. Szybko odnalazł się w Kolejorzu, stając się jednym z liderów zespołu Franciszka Smudy. Następnie szukał swojego szczęścia w 1. FC Koln. Tu ciekawostka – w sezonie 2011/12, zaliczył 8 asyst na boiskach Bundesligi — w klasyfikacji kanadyjskiej wyprzedził m.in. Bastiana Schweinsteigera i Ilkaya Gundogana. Niepotrzebny okazał się epizod w Wolverhampton, ale po powrocie na polskie boiska notował znakomite liczby. Mimo że Peszko traktowany jest przez wielu kibiców „z przymrużeniem oka”, mówimy o graczu, który miał udział w 88 trafieniach na boiskach Ekstraklasy i 16 w Bundeslidze. Dziś jest tymczasowym trenerem Wieczystej Kraków i o dziwo — z siedmiu ligowych spotkań wygrał aż 5. Całkiem solidny bilans i kto wie, czy Peszce nie spodoba się praca właśnie w takiej roli?
Robert Lewandowski
Można pisać eseje, ale nie będziemy silić się na opowieści o zawodniku, którego zna prawdopodobnie każdy kibic na świecie. Lewy wybił się w Lechu Poznań, pokazał swój potencjał w Borussii Dortmund, pobił dziesiątki rekordów z Bayernem Monachium, a dziś strzela gole dla Barcelony. Bez wątpienia jest najlepszym polskim piłkarzem w historii i… jeszcze nie powiedział ostatniego słowa.
Hernan Rengifo
„Renifer” gra do dziś — obecnie reprezentuje barwy peruwiańskiej AD Tarma. Nie da się jednak ukryć, że miał zdecydowanie większy potencjał i oczekiwano po nim więcej. W Lechu Poznań początkowo miał wygrywać rywalizację z Robertem Lewandowskim, potem Smuda uznał, że obaj mogą grać razem i doskonale będą się uzupełniać. Z Kolejorza odszedł do Omonii Nikozja, gdzie niczym szczególnym się nie wyróżniał. W dalszej części kariery miał krótki epizod w lidze tureckiej — obejmujący JEDEN występ dla Sivassporu. Stosunkowo szybko wrócił do Peru, gdzie często zmieniał pracodawców. W 2020 roku, podczas wywiadu dla TVP Sport, przyznał, że chciałby wrócić do Polski, ale najwyraźniej żaden klub nie był zainteresowany jego usługami. Według naszych wyliczeń jest najstarszym strzelcem w historii ligi peruwiańskiej – w maju pokonał bramkarza Alianzy Atlético Sullana mając 40 lat i 18 dni.