Lech Poznań jest o krok od tytułu mistrzowskiego w sezonie 2021/22. Po niezwykle ważnym zwycięstwie nad Piastem Gliwice, a także (a może przede wszystkim?) stracie punktów Rakowa Częstochowa z Cracovią, Kolejorz wrócił na fotel lidera i jest o 180 minut od zdobycia trofeum. Dwa kolejne mecze drużyny to starcia z Wartą Poznań oraz domowy pojedynek z Zagłębiem Lubin. Wydaje się, że kwestia walki o mistrzostwo może być już rozstrzygnięta.
Tylko, czy jeszcze kilka dni temu nie mówiono tego samego, ale… z Rakowem jako mistrzem?
Marek Papszun był przecież koronowany na najlepszego trenera w kraju, a Maciej Skorża – za jednego z najgorszych. Porażka Lecha w finale Pucharu Polski została uznana za symbol niepowodzeń, a z folderów wyjęto stare memy nabijające się z pustej gabloty i nieporadnych klubowych działaczy. Osobiście, czułem ogromny niesmak widząc powtarzające się ciosy wymierzone w Poznań. Jasne, Lech świętując swoje stulecie mógł skończyć sezon bez żadnego trofeum. Ba! Taki scenariusz wciąż jest możliwy. Tylko jaki wpływ na brak tytułu ma właściciel klubu? Przecież „Kolejorz” w trakcie trzech ostatnich sezonów wydał na transfery ponad 6 milionów euro! Jasne, nie wszystkie były trafione, a zarazem banalnie uproszczono krąg winnych.
Wystarczy bowiem, że jeden z napastników zmarnuje sytuacje bramkową, a drużyna traci punkty. Skoro traci punkty – to winą obarczany jest trener i jego przełożeni. Jeśli napastnik wykorzystuje okazję, nagle opinia o szkoleniowcu i całym klubie zmienia się o 180 stopni. Do czego zmierzam? W ostatnich tygodniach przesadnie chwalono Raków – który jest bardzo dobrze rozwijaną drużyną, a zarazem ma swoje wady – chociażby ubogość na pozycji środkowego napastnika. Jednocześnie, przesadnie umniejszano dokonania Lecha Poznań pod wodzą Macieja Skorży. Gdy mówił, że wierzy w zespół i walka o tytuł wciąż trwa – nie szczędzono mu szydery. W Ekstraklasie mamy w tym sezonie trzy klasowe (jak na skalę polskiej ligi) zespoły i przy odrobinie szczęścia również Pogoń Szczecin mogła sięgnąć po mistrzostwo.
Lech Poznań, który w ostatnich dniach był ulubionym celem krytyki – dziś ma przed sobą autostradę do mistrzostwa
Raków, który miał być potęgą, od której reszta ligi ma się uczyć – dziś musi przełknąć gorycz „porażki” z Cracovią. Oczywiście, to co piszę w tym tekście dla wielu może być oczywistością, ba! To powinna być oczywistość. Najgorsze w całej tej sytuacji jest jednak to, że klub, który wykonuje dobrą pracę, ale najzwyczajniej w świecie popełnia błędy – potrafi być tak mocno mieszany z błotem, że zamiast spokojnego rozwoju, po stosunkowo udanych epizodach i tak przeżywa rewolucje. Gdyby Lech zaliczył wicemistrzostwo, pewnie nie brakowałoby głosów, że Skorża powinien zostać zwolniony (w ostatnich dniach sugerowało to zresztą kilku „ekspertów”). Absolutnie nie zdziwię się, jeśli za kilka miesięcy podobne głosy spotkają Papszuna.
W Ekstraklasie pomiędzy byciem „przegrywem” a „mistrzem” jest bardzo cienka linia. Lech dał przykład, że trzeba robić swoje i nie przejmować się krytyką. Ważne, by koniec sezonu nie był końcem rozwoju żadnej ze wspomnianych trzech drużyn, a napędzał do jeszcze większej rywalizacji w rozgrywkach 2022/23.