Wypracowana w znoju, choć nieco szczęśliwa wygrana 1:0 z Liverpoolem w 20 kolejce Premier League może być świetnym bodźcem do poprawy formy Lisów. Zawodnicy nie mogą jednak osiąść na laurach, bo problemów jest więcej niż powodów do radości. Strata 10 punktów do zajmującego 4 miejsce w ligowej tabeli Arsenalu, to co najmniej lekki szok.
Konsekwencja i regularność kluczem do sukcesu
Nie sposób zapomnieć, że ekipa Leicester pomimo imponującej gry, przez dwa lata z rzędu spadała z przysłowiowego rowerka tuż przed zakończeniem rozgrywek. Kończyli sezon na 5 miejscu w tabeli, pozbawiając się tym samym udziału w Lidzie Mistrzów. Fani odczuwali ogromny niedosyt, ale kiedy emocje opadły nikt nie śmiał zaprzeczyć, że dwukrotne wdarcie się do TOP 5 najsilniejszej ligi świata to imponujące osiągniecie. Jednak po 18 rozegranych meczach obecnej kampanii Premier League, Lisy nie mają już tak pięknych widoków na horyzoncie, co po 18 grach w sezonach 19/20 i 20/21. Ta prosta statystyka najlepiej obrazuje sytuację, w jakiej znalazł się zespół Lisów:
2019/2020 – 39pkt, 2 miejsce w tabeli
2020/2021 – 35pkt, 3 miejsce w tabeli
2021/2022 – 25pkt, 10 miejsce w tabeli
(Rezultaty Leicester City w Premier League po 18 kolejkach na przestrzeni 3 ostatnich kampanii).
Oczywiście, potęgę piłkarską buduję się latami. Ale nawet analizując te 3 niepełne sezony, można zauważać czego Leicester brakuje najbardziej – powtarzalności i konsekwencji w dążeniu do celu. Brendan Rodgers beznadziejne występy przeplata z przeciętnymi i fenomenalnymi, często skupiając się zbytnio na zdławieniu mocnych stron przeciwnika zamiast na roznieceniu potencjału własnego zespołu. Siła Leicester tkwi w bezwzględnej ofensywie i zabójczych kontratakach. Mimo to, częściej w tym sezonie oglądaliśmy Lisy schowane za podwójną gardą z samotnym Vardym na szpicy. Z kolei ogrom błędów indywidualnych popełnianych przez obrońców, nawet z teoretycznie słabszymi rywalami, dowodzi braku mentalności zwycięzców. Lisy muszą w sobie wypracować pewne psychologiczne schematy. Po to, aby w przyszłości regularnie mierzyć się na równi z hegemonami ligi.
Klęska urodzaju największym wrogiem Rodgersa
Zupełnie jak swego czasu Pep Guardiola w fazie pucharowej Ligi Mistrzów – Brendan Rodgers za dużo kombinuje. Od początku sezonu 2021/2022 oglądaliśmy Leicester w każdym możliwym ustawieniu – od formacji z trójką obrońców i wahadłowymi po diament w środku pola z dwójką napastników. Z tego powodu wielu graczom trudno jest dojść do swojej optymalnej formy. Ciągłe zmiany obowiązków boiskowych i taktyczne roszady wypaczają niezbędną w rozwoju piłkarza powtarzalność. Głównym poszkodowanym ciągłych modyfikacji był James Maddison, który zaliczył niechlubną serię 11 spotkań bez strzelonej bramki lub zanotowanej asysty. Na szczęście dla reprezentanta Anglii, od ponad 2 miesięcy jest ustawiany na swojej preferowanej pozycji. Efekt? Od tamtej pory zanotował 7 bramek i 6 asyst we wszystkich rozgrywkach.
Brendan praktycznie do dziś nie znalazł optymalnego ustawienia, które wycisnęłoby maksimum potencjału z jego podopiecznych. Nie jest to łatwe zadanie, ponieważ Leicester tworzą zawodnicy o różnych profilach. Do tego po letnim okienku transferowym na jedną pozycję przypada kilku piłkarzy. Ponadto indywidualne wahania formy także komplikują sytuację. Rodgers również nie jest bez winy. Uparcie ogranicza minuty jednemu ze swoich najlepszych piłkarzy – Kelechiemu Iheanacho. Nigeryjczyk miał udział przy bramce średnio co 84 minut w 2021 roku – najczęściej spośród wszystkich graczy z King Power Stadium. Kelechi pomimo niesamowitych statystyk i jakości, jaką wnosi do gry zespołu, zagrał zaledwie 587 minut w obecnej kampanii Premier League. Paradoksalnie obecnie panująca w szeregach Leicester plaga kontuzji ułatwia Rodgersowi wybór możliwie najlepszego składu i ustawienia.
Siła tkwi w rezerwach
Zabójcze tempo Premier League zbiera swoje żniwo m.in. w postaci licznych urazów. Te nawiedzają w szczególności zespoły grające na wielu frontach. I nie inaczej jest z Leicester. Wesley Fofana i James Justin, którzy stanowią trzon obrony Lisów, od wielu miesięcy przechodzą rehabilitacje, a ich powrót na boisko jest stale odwlekany. Do tego w przeciągu sezonu kluczowi zawodnicy The Foxes tacy jak Tielemans, Vardy, Pereira czy Evans byli regularnie nękani mniej groźnymi kontuzjami. O sile danego zespołu stanowi jego ławka rezerwowych. Głębia składu to również jeden z czynników, który pozwala nie tylko przetrwać maraton ligi angielskiej, ale także podejmować rękawice z najsilniejszymi zespołami. Leicester to drużyna, która w dużej mierze polega na dyspozycji swoich sztandarowych zawodników, w przeciwieństwie na przykład do Manchesteru City, więc brak liderów zawsze wiążę się ze spadkiem formy.
Jednak wspólnym mianownikiem dla Lisów i największych potęg ligi jest świetnie prowadzona akademia i duża chęć Rodgersa do korzystania z wychowanków klubu. Luke Thomas i Kiernan Dewsbury-Hall to najwięksi beneficjenci obecnej epidemii kontuzji. Obaj zawodnicy zagrali świetne spotkanie z Liverpoolem na King Power Stadium i walnie przyczynili się do zwycięstwa nad The Reds. Ponadto Harvey Barnes i Hamza Choudhury to kolejni absolwenci akademii, którym Brendan Rodgers ufa i którym systematycznie pozwala na grę. To jedno z nielicznych światełek w tunelu, przez który muszą przejść Lisy, aby zbudować maszynę do regularnego zdobywania trofeów. Czas, doświadczenie, wyrobienie zwycięskich nawyków i zastrzyk gotówki to czynniki, które w przyszłości uczynią projekt Leicester kompletnym.
aut.: Jakub Nowak (@LeicesterMental/Twitter)