Pep Guardiola się zmienia. Jego Manchester City nigdy wcześniej nie grał tak bezpośrednio

Pep Guardiola to trener, którego filozofia zawsze była wszystkim dobrze znana i nie zmieniała się. Mogły zmieniać się poszczególne założenia, ale niektóre elementy były nienegocjowalne. Jego zespoły miały utrzymywać się przy piłce na połowie rywala i w ten sposób kontrolować przebieg spotkania oraz dominować przeciwnika. W obecnym sezonie Katalończyk coraz chętniej odchodzi jednak od swoich ideałów. Aktualny Manchester City różni się od poprzednich wersji drużyn Pepa Guardioli.

Mniej posiadania, więcej gry bezpośredniej

Przez ostatnie lata najczęstszym obrazkiem w meczach Manchesteru City był zespół cierpliwie rozgrywający piłkę na połowie przeciwnika, w ataku pozycyjnym. To oni dominowali resztę ligowej stawki w statystyce posiadania piłki, kontaktów z futbolówką w tercji ataku, liczbie wymienionych podań czy wielopodaniowych sekwencji. Choć wielu trenerów próbowało wprowadzić do swoich zespołów podobny sposób gry to w rzeczywistości nikt nie potrafił grać tak jak Manchester City. W pewnym momencie filozofia Katalończyka przestała jednak działać. Poprzedniej jesieni Obywatele przeżywali największy kryzys w erze Guardioli nie potrafiąc poradzić sobie z przeciwnikami nastawionymi na kontrataki. Premier League przyspieszyła, a starzejąca się kadra The Citizens przestała nadążać.

REKLAMA

Rozwiązaniem dla Pepa Guardioli nie było jedynie wejście na rynek transferowy i wzmocnienie składu. 54-latek zdecydował przeciwstawić się obecnym trendom w Premier League i nastawić się na bardziej bezpośrednią grę. Średnie posiadanie piłki The Citizens w obecnych rozgrywkach ligowych – według portalu FB Ref – wynosi 56,5%, co jest czwartym wynikiem w lidze, a wcześniej w każdym sezonie pod wodzą Pepa znajdowali się na samym szczycie tej klasyfikacji. Zmienił się rozkład kontaktów z piłką w poszczególnych częściach boiska. W poprzednim sezonie 34,6% dotknięć futbolówki Man City odbywało się w tercji ataku, natomiast w obecnych rozgrywkach odsetek ten wynosi 25,7%. Wzrósł z kolei udział kontaktów w tercji środkowej (z 42,5% na 45,6%) oraz tercji defensywnej (z 22,9% na 28,7%).

Manchester City dzięki temu stał się jednym z najbardziej efektywnych zespołów w Premier League w atakach szybkich. Tylko Liverpool ma więcej takich akcji, a jedynie Bournemouth zdobyło więcej bramek. Jednocześnie Manchester City utrzymał swoją tożsamość. Nadal są zespołem z najwyższą średnią liczbą podań w jednej sekwencji oraz mają najwięcej akcji co najmniej 10-podaniowych.

Manchester City podąża w kierunku, który obrał już w poprzednim sezonie

Nastawienie na bardziej bezpośrednią grę to kontynuacja tego, co widzieliśmy w zespole Obywateli już w drugiej części poprzedniego sezonu. Wówczas w wielu meczach Manchester City wciągał rywali do pressingu, czekał, aż założą oni krycie indywidualne, a wtedy korzystał z dokładności dalekich podań Edersona, który często szukał zagrania do Erlinga Haalanda lub za linię obrony do któregoś z zawodników wykonujących ruch na wolną przestrzeń. Poprzedni sezon Premier League Ederson nieprzypadkowo zakończył z czterema asystami. W ten sposób ekipa Pepa Guardoli rozegrała wiele dobrych spotkań i można było stawiać tezę, że charakterystyka zawodników – przy kontuzji Rodriego – bardziej pasuje do takiego stylu niż gry opartej na cierpliwym utrzymywaniu się przy piłce. Erling Haaland, Omar Marmoush, Savinho czy Jeremy Doku dobrze odnajdywali się w grze na większych przestrzeniach. Podczas Klubowych Mistrzostw Świata Guardiola nie porzucił tego sposobu grania, więc można było zakładać, że i w obecnym sezonie będziemy oglądać inną twarz Obywateli.

W trakcie letniego okienka transferowego doszło jednak do ważnej zmiany. Z zespołu odszedł Ederson. Mimo że Brazylijczyk był bramkarzem, to odgrywał kluczową rolę przy nastawieniu na atakowanie w sposób bardziej bezpośredni. Klub zastąpił go Gianluigim Donnarummą, który jest golkiperem o zupełnie innej charakterystyce. Manchester City sam odebrał więc sobie – oczywiście w pewnym stopniu, nie całkowicie – atut mijania pressingu przeciwnika jednym dalekim zagraniem. Włoch ani nie potrafi podać tak dokładnie na kilkadziesiąt metrów, ani nie ma tyle siły w nogach, aby kopnąć piłkę tak daleko jak Ederson.

Manchester City na początku sezonu sprawiał wrażenie zespołu zawieszonego w połowie drogi

Mieliśmy mecze, w których prowadząc, oddawali rywalom inicjatywę i czekali na kontrataki. Takie podejście sprawdziło się w 1. kolejce z Wolves, a później także w derbach Manchesteru. Skrajnie defensywne nastawienie, zupełnie niepodobne do przekonań Pepa Guardioli, zaprezentowali natomiast w meczu z Arsenalem na Emirates Stadium, gdy mając prowadzenie, cofnęli się do bardzo głębokiej defensywy i finalnie wyniku nie utrzymali. Były również spotkania, które Obywatele kończyli z bardzo wysokim posiadaniem piłki (71% z Evertonem u siebie, 70% z Brentford na wyjeździe), a ich podejście do kontrolowania meczu przez utrzymywanie się przy futbolówce nie zmieniało się niezależnie od wyniku. Ostatnie tygodnie są jednak drogowskazem jak w tym sezonie ma grać zespół Pepa Guardioli.

Bezpośrednia gra w inny sposób

Pep Guardiola nie porzucił pomysłu bezpośredniej gry, a jedynie go zmodyfikował. Mając bramkarza z mniejszym wpływem na zespół w fazie budowania akcji, Hiszpan dorzucił zadania innym zawodnikom w tej fazie gry. Ofensywni zawodnicy – poza grającym jako napastnik Erlingu Haalandzie – częściej cofają się pod grę i odpowiadają za progresję piłki oraz przyspieszenie ataku. Tercetem, który w ostatnich meczach rozpoczyna mecze w podstawowym składzie na tych pozycjach są Phil Foden (ofensywny pomocnik), Rayan Cherki (prawoskrzydłowy) i Jeremy Doku (lewoskrzydłowy). Zauważalną zmianą Pepa Guardioli jest także ustawienie skrzydłowych, którzy w fazie posiadania piłki często schodzą do środka i Manchester City de facto gra na trzy „10-tki” ustawione między formacją obrony, a pomocy przeciwnika. O ile w przypadku Cherkiego, który nominalnie jest ofensywnym pomocnikiem nie jest to nic dziwnego, tak Jeremy Doku grający bardziej centralnie (choć częściej trzyma się linii niż Cherki) to pomysł nieoczywisty, ale na razie przynoszący bardzo pozytywne efekty.

Taką strategię Pep Guardiola przyjmuje od trzech meczów i wyniki mówią same za siebie. 3 zwycięstwa i bilans bramek 10:2. Manchester City bardzo płynnie wychodzi spod pressingu i przechodzi do szybkich ataków. Pierwszy gol z Liverpoolem padł właśnie w taki sposób. 20-podaniowa sekwencja zaczęła się w narożniku boiska. W minięciu pressingu swój udział miał Phil Foden, Rayan Cherki oraz Jeremy Doku. Zespół przeniósł grę w tercję ataku, zakończył akcję dośrodkowaniem Matheusa Nunesa w pole karne i strzałem głową Erlinga Haalanda. Gol Man City na 1:0 jest symbolem zmiany, jaka w obecnym sezonie zachodzi w Manchesterze City – bardziej bezpośredniej gry, nastawienia na szybkie ataki po minięciu pressingu i mniejszego przywiązanie do pozycji ofensywnych piłkarzy.

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    141,238FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ