Znakomite widowisko w Poznaniu. Lech remisuje z Pogonią

Mecz z Pogonią Szczecin był dla „Kolejorza” ważnym etapem przygotowań do ćwierćfinałowej rywalizacji z Fiorentiną w Lidze Konferencji Europy. Dodatkowo było to również starcie z bezpośrednim rywalem do miejsca w czołowej trójce na koniec sezonu, więc mistrzowie Polski nie mogli sobie pozwolić na stratę punktów. W ostatnim czasie obiekt przy Bułgarskiej jest jednak atutem zespołu z Wielkopolski. W siedmiu ostatnich spotkaniach we wszystkich rozgrywkach drużyna Johna van den Broma przegrała tylko jedno – z Zagłębiem Lubin, a przy okazji aż pięć razy zachowali czyste konto. Nie były to pocieszające informacje dla gości. Dla Pogoni było to ciężkie wyzwanie, piłkarze Jensa Gustafssona chcieli utrzeć nosa obrońcom tytułu i jak najdłużej zostawać w walce o ligowe podium, przy okazji zmazując plamę po ostatnim remisie z walczącą o utrzymanie Koroną Kielce.

REKLAMA

Intensywność w grze obu drużyn

Zarówno piłkarze Lecha jak i Pogoni wyszli na ten mecz, tak jakby nie tylko chcieli go wygrać, ale również w pragnęli dorównać meczowi, które dostarczyły nam drużyny Legii i Rakowa. Otwarta gra, z większą mimo wszystko kontrolą przebiegu spotkania gospodarzy. „Kolejorz” atakował wszystkimi możliwymi sposobami. Najwięcej „szumu” wokół siebie robili skrzydłowi, a głównie Michał Skóraś. Świetnie wyprowadzali piłkę obrońcy, a pomocnicy świetnie zagęszczali środek pola. Prób z dystansu też nie brakowało i te próby strzałów z dystansu w 27. minucie przyniosły efekt bramkowy. Świetny strzał Szweda – Jespera Karlstroma, który tym strzałem zdobył swoją pierwszą bramkę na boiskach Ekstraklasy w obecnym sezonie. Lech po golu cały czas napierał. Jednak w 40. minucie jedenastki na bramkę nie zamienił inny Szwed – Mikael Ishak.

Skoro gospodarze nie wykorzystali swojego karnego, to Kamil Grosicki spróbował swoich sił i w przeciwieństwie do kapitana Lecha, reprezentant Polski w doliczonym czasie gry wyrównał rezultat meczu.

źródło: twitter/CANALPLUS_SPORT

„Kolejorz” mógł schodzić na przerwę z dwubramkowym prowadzeniem, a schodził remisując

Ogólnie na przestrzeni całej pierwszej połowy Pogoń nie pozostawała bierna drużynie Johna van den Broma. Walczyła i nie wyglądała na drużynę, która mistrzów Polski się przestraszyła. Próbowała tymi samymi środkami, co Lech, lecz bez skutku. Strzały z dystansu, świetne przerzucanie gry oraz szybkie kontrataki. Najwięcej okazji tworzył Kamil Grosicki, pokazując po raz kolejny swój kunszt i ogranie na polskich boiskach. Oglądając spotkanie, można było dostrzec, że nie spotkały się byle jakie drużyny, które na chwilę obecną są w co najmniej dobrej formie.

Kibice Lecha długo będą się zastanawiać dlaczego Konstantinos Triantafyllopoulous nie został wyrzucony przez Pawła Raczkowskiego w pierwszej połowie. Bartosz Salamon w przerwie meczu to skomentował słowami: „Jeżeli obrońca ma żółtą kartkę, przerywa akcję, to nie daje się przywileju, tylko jest faul i gramy w przewadze. To niezrozumiała sytuacja, nie mogę uwierzyć, że takie rzeczy dzieją się na poziomie Ekstraklasy”. Niech refleksja reprezentanta Polski będzie idealnym podsumowaniem całej tej sytuacji.

Podrażniony i nerwowy „Kolejorz”

Pierwsze 10. minut po zmianie stron, w wykonaniu Lecha bardzo spokojne. Tak jakby wydarzenia z pierwszej połowy zgasiły zapał drużyny Johna van den Broma. Jednak z biegiem czasu, im dłużej trwała druga połowa, tym bardziej Pogoń była dominowana i jedyne co mogła robić to bronić się przed atakami mistrzów Polski. Holenderski szkoleniowiec za wszelką cenę chciał ten mecz wygrać. W 61. minucie ożywił ofensywę wprowadzając Adriela Ba Louę i Filipa Marchwińskiego. Jednakże co z tych starań jak obrona Lecha na czele z Filipem Bednarkiem popełnia tak proste błędy przy wyprowadzaniu piłki i w 64. minucie za sprawą Alexandra Gorgona goście wyszli na prowadzenie. Minutę później za niewykorzystany karny zrehabilitował się Mikael Ishak i Pogoń prowadzeniem w całym spotkaniu cieszyła się niespełna minutę.

Na własne życzenie

Jednakże Lech w tym meczu sam sobie rzucał kłody pod nogi. Owszem goście powinni grać całą drugą połowę w osłabieniu, ale błąd Filipa Bednarka, niewykorzystany karny Ishaka i momentami chaotyczna gra dawały tlen piłkarzom Jensa Gustaffsona. Niepotrzebnie sobie komplikował ten mecz „Kolejorz” i spokojnie mógł go zamknąć w pierwszej połowie. Tak to tylko Pogoń się nakręcała i wierzyła, że z Poznania może wywieźć fajny wynik. Już nie wiem, który to mecz Lecha w tym sezonie Ekstraklasy, gdzie wiele rzeczy nie idzie po myśli „Kolejorza”, bądź nie potrafi mistrz Polski zabić meczu, kontrolując korzystny wynik i dowożąc go do końca. Za dużo głupich strat punktów oraz niepotrzebnej nerwowości w wielu meczach. Najważniejsze jednak, że w europejskich pucharach gra w tym sezonie w Poznaniu wszystko jak w szwajcarskim zegarku.

Lech – Pogoń 2:2 (Karlström 26′, Ishak 65′ – Grosicki 45+10′, Gorgon 63′)

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    107,606FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ