Son dał zwycięstwo, strzelając 160. gola dla Tottenhamu

W 30. kolejce Premier League na Tottenham Hotspur Stadium przyjechało Luton Town. Gospodarze chcieli zmazać z siebie plamę po porażce z Fulham (0:3) sprzed przerwy reprezentacyjnej. Los postawił na ich drodze beniaminka. Pozornie miała to być łatwa przeprawa, lecz wszyscy zdołali się przekonać, że The Hatters to nie jest chłopiec do bicia. Tym bardziej, gdy przyjezdni zdobyli błyskawiczną bramkę.

REKLAMA

Luton szybko robi swoje

Jeśli coś miało sprawić, że ten mecz będzie ciekawy, to była właśnie bramka na samym początku meczu. Szczególnie, że strzelił ją Tahith Chong, czyli zawodnik gości. Przytomnie zachował się w polu karnym Ross Barkley, który będąc w polu karnym Tottenhamu zamiast uderzać, wyłożył jeszcze piłce koledze. To najszybciej stracona bramka przez Spurs na tym stadionie w Premier League. Luton prowadzi i znów potwierdza, że potrafi zdobywać gole z każdym. Pisaliśmy o tym zresztą tutaj, analizując grę ofensywną piłkarzy Roba Edwardsa. Dla Tottenhamu to już 11 mecz z rzędu, w którym nie potrafią zachować czystego konta na swoim obiekcie.

Tottenham wziął się do roboty natychmiastowo. Najlepszą okazję na wyrównanie miał Timo Werner. Niemiec dostał kapitalne podanie od Dejana Kulusevskiego na wolne pole, ale strzał lewą nogą w kierunku dalszego słupka był minimalnie niecelny. Swoją drogą, gospodarze nie mieli tak ciężko. Stwarzanie wielu sytuacji umożliwiała im ofensywna gra przyjezdnych. W 19. minucie doszło do prawdziwej „obrony Częstochowy” w polu karnym Luton. Strata w środkowej części boiska doprowadziła do wyjścia Heung-Min Sona na czystą pozycję. Koreańczyk minął bramkarza, a następnie oddał strzał, który odbił się najpierw od jednego słupka, później piłka zatańczyła na linii bramkowej i trafiła w drugi słupek, ostatecznie nie wpadając do bramki. To jednak nie był koniec, gdyż oglądaliśmy jeszcze dwie dobitki. Żadna z nich nie znalazła drogi do siatki, gdyż przytomnie blokowali je defensorzy.

źródło: X Viaplay Sport Polska

Po tej szalonej próbie znalezienia bramki wyrównującej przyszedł moment stagnacji. Wydarzenia na boisku wyraźnie się uspokoiły, a piłka krążyła głównie w środkowej strefie boiska. Mimo wszystko, jeśli ktoś miał być bliżej zdobycia gola, to był to Tottenham. Luton grało dobrze w defensywie i wychodziło z każdego zagrożenia obronną ręką. Przyjezdni mieli swój plan na ten mecz i skrupulatnie starali się go realizować. Oczywiście, mając trochę szczęścia.

Tottenham zasłużył na wygraną

Tottenham z szatni wyszedł ogromnie zmotywowany. Ange Postecoglou musiał zrobić niezłą suszarkę swoim zawodnikom. Dało to jednak wymierne efekty. Do doprowadzenia gospodarze doprowadzili w 51. minucie z pomocą Issy Kaboré. Piłkarz z Burkina Faso strzelił bramkę samobójczą po dośrodkowaniu z prawej strony boiska. Gdyby nie jego nieudana interwencja, do bramki i tak trafiłby Werner (najprawdopodobniej), który był tuż za plecami piłkarza Luton.

Gospodarze nie zatrzymywali się nawet na moment. Defensywa Luton wraz ze stojącym w bramce Thomasem Kaminskim mieli pełne ręce roboty. Zabójcze były wrzutki z prawej strony Brennana Johnsona. Walijczyk jeździł po swojej flance jakby był tam sam. Zero oporów. To właśnie on dogrywał przy bramce samobójczej, a później dwukrotnie wbijał piłkę w pole karne w taki sposób, że cudem wybijali to defensorzy Luton. Na posterunku cały czas musiał być także golkiper Spurs. Guglielmo Vicario co jakiś czas był zmuszany do interwencji po strzałach z dystansu, które sprawiały mu niemałe problemy.

W 78. minucie Tottenham zaatakował lewą stroną, a mimo to znów główną postacią był Johnson. Dośrodkowanie Giovaniego Lo Celso po ziemi, Walijczyk kieruje piłkę w stronę bramki, ale tylko Kaminski i Alfie Doughty wiedzą, jak udało im się nie dopuścić do stracenia bramki. Zabrakło dosłownie milimetrów, żeby piłka przekroczyła linię bramkową. Ujęcie z goal line technology przypominało wybicie Johna Stonesa z meczu Manchester City – Liverpool podczas batalii o mistrzostwo Anglii.

źródło: X Premier League

Ostatecznie jednak gospodarzom udało się postawić na swoim. Strzelcem bramki w 86. minucie okazał się Son. Koreańczyk spokojnie wykończył akcję, którą sam rozprowadził do Wernera. Piłkę w polu karnym zgrał mu Johnson, a napastnik Tottenhamu z pomocą rykoszetu od Daikiego Hashioki wpadła do siatki. Trzeba sobie powiedzieć, że po tym co zaprezentowali w drugiej połowie, to należało się to zwycięstwo. Pochwalić trzeba Postecoglou za wprowadzenie Johnsona w przerwie. Walijczyk spokojnie można określić mianem game changera.

Gospodarze tym samym zdobywają trzy oczka i mogą czekać na mecz Aston Villi, z którą na moment zrównali się punktami w ligowej tabeli.

Tottenham Hotspur – Luton Town 2:1 (sam. Kaboré 51′, Son 86′ – Chong 3′)

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    107,641FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ