Po rozczarowującym pucharowym El Clasico na Santiago Bernabeu Real Madryt udał się do Sevilli na mecz z Realem Betis. Królewscy musieli wygrać, aby strata do liderującej Barcelony nie wzrosła. W teorii mieli ułatwione zadanie, bo Los Verdiblancos podchodzili do tego meczu bez dwóch swoich najlepszych zawodników – Nabila Fekira i Sergio Canalesa.
Bezbramkowa pierwsza połowa
Niewiele brakowało, a Real Madryt szybko wyszedłby na prowadzenie. Już w 10. minucie do bramki z rzutu wolnego trafił Karim Benzema. Gol nie został jednak uznany, bo piłka w drodze do bramki rykoszetowała od ręki Antonio Rudigera. Dalej mecz mógł przypominać czwartkowe spotkanie z Barceloną. Real Madryt miał przewagę w posiadaniu piłki, ale jednocześnie nie oddał w pierwszej połowie ani jednego celnego strzału. Kibicom gospodarzy strachu mogły przysporzyć jedynie strzały z dystansu Fede Valverde. Podobnie jednak było po drugiej stronie boiska. Betis może i nie murował własnej bramki, ale trudno mówić, aby chcieli przejąć kontrolę nad meczem. Szukali raczej szybkich ataków, ale i z nich niewiele wynikało. I ponownie, największe zagrożenie bramki stworzyli po uderzeniu z dystansu. Na posterunku był jednak Thibaut Courtois.
Real Madryt znowu miał problemy w ofensywie
Carlo Ancelotti wymienił na mecz z Betisem boki obrony, ale ten zabieg niemal nic nie dał. Lucas Vazquez na prawej stronie rozgrywał dość słaby mecz. Także wsparcie Viniciusa w postaci Camavingi na lewej stronie nie pomogło. Już w okolicach 60. minuty Ancelotti zdecydował się na zmianę obu zawodników. Na boisku pojawili się Nacho i Carvajal, ale nie można powiedzieć z pełnym przekonaniem, aby pozytywnie wpłynęli oni na dokonania ofensywne Realu. Być może lepiej zabezpieczali tyły, ale chyba nie o to powinno chodzić Królewskim przy bezbramkowym remisie.
W drugiej połowie zawodnicy Los Blancos próbowali odciążyć lewą stronę od odpowiedzialności przy tworzeniu akcji ofensywnych. Na prawym skrzydle pojawiali się tak Rodrygo, jak i Valverde, a dodatkowo momentami wspierał ich Carvajal. W niemal każdej kolejnej próbie brakowało jednak jakości i pomysłu. Kiedy w końcu udało się dobrze dograć piłkę, to szwankowało wykończenie. Piłka albo przelatywała obok bramki Claudio Bravo, albo leciała wprost w golkipera Betisu.
Z perspektywy Realu Madryt najgorsze jednak jest to, że trudno doszukiwać się na ławce rezerwowych zawodników, którzy mógliby cokolwiek zmienić. Brakuje też odwagi Ancelottiego, aby dać więcej minut dobrze spisującemu się w ostatnich tygodniach Alvaro Rodriguezowi. Królewscy próbowali więc ciągle tego samego, dziwiąc się, że to nadal nie działa. Wiara w indywidualne umiejętności zawodników jest w Madrycie ogromna, ale nawet ona musi kiedyś zniknąć. Tym bardziej że bezbramkowy remis z Betisem oznacza, że strata do Barcelony wynosi już 9 punktów. Obrona mistrzostwa z każdą kolejką przechodzi w sferę marzeń.