Raz w górę, raz w dół. Brak powtarzalności Southampton

Od objęcia sterów przez Ralpha Hasenhuttla na St. Mary’s Stadium Southampton straciło już 75 punktów z pozycji wygrywającego. Nikt w tym okresie nie jest pod tym względem gorszy. W obecnym sezonie zgubili w ten sposób 18 „oczek”, mniej tylko niż Newcastle (19). Święci od dłuższego czasu mają problem z utrzymaniem koncentracji i dowiezieniem korzystnego rezultatu do końca. Jednak ostatnie dwa mecze pokazały, że być może coś się zmieniło. Czy to tylko chwilowe odstępstwo od normy czy faktycznie początek przemiany, przekonamy się w najbliższych tygodniach.

REKLAMA

Zmiana mentalności?

Jest 39. minuta meczu Southampton – Tottenham. Święci rozgrywają swój najlepszy mecz od dłuższego czasu. Zasłużenie prowadzą 1:0, kontrolują przebieg spotkania i nie pozwalają rywalom na zbliżenie się do własnej bramki. Wszystko niweczy jedna akcja Spurs. Podanie Harry’ego Winksa za linię obrony do Sona i faul Mohammeda Salisu w polu karnym. Dla stopera Southampton jest to druga żółta kartka i musi on opuścić boisko. Pomimo, że pierwsze blisko 40 minut było dla zespołu Ralpha Hasenhuttla niemal idealne, kibicom na St. Mary’s Stadium znów musiała zapalić się lampka ostrzegawcza. „Jedenastka” dla rywali i cała druga połowa jednego zawodnika mniej. Znając historię Southampton dotyczącą trwonienia przewagi, to się nie mogło dobrze skończyć. A jednak. Święci, grając w dziesiątkę przez ponad 50 minut, dowieźli remis do końca meczu.

Co ważne, dwa dni wcześniej, podopieczni Hasenhuttla również pokazali, że nie pękają w trudnych sytuacjach (tak jak to mieli wcześniej w zwyczaju). W niedzielnym starciu z West Hamem Święci dwukrotnie trwonili przewagę, ale ostatecznie strzelili decydującą bramkę i zwyciężyli 3:2. Dla Southampton była to pierwsza wygrana od siedmiu meczów. Aby odnaleźć wcześniejsze zwycięstwo, trzeba się cofnąć do listopada i rywalizacji z Aston Villą (1:0) jeszcze sprzed przerwy reprezentacyjnej. W tym czasie Święci tracili przewagę z Crystal Palace, Brighton i dwukrotnie Leicester (remisy) oraz Norwich (porażka). W niedzielę wreszcie nastąpiło przełamanie.

Dwa oblicza Southampton

Ekipa Hasenhuttla, co warte odnotowania, w obu wspomnianych wcześniej spotkaniach nie podłamała się po stracie bramki. W wielu meczach po golu przeciwnika Święci pokazywali zupełnie inne, gorsze oblicze. Często po straconej bramce to już nie był ten sam zespół. Southampton z drużyny agresywnej, grającej wysokim pressingiem i idącej do każdej piłki zamieniało się w ekipę nie mającą przekonania i wiary w pozytywny rezultat. Po straconym golu Święci często po prostu podupadali mentalnie.

Najlepszym tego przykładem było niedawne spotkanie z Arsenalem, przegrane 0:3. Wówczas do momentu trafienia do siatki przez Kanonierów w 21. minucie, to Święci byli zespołem o klasę lepszym. W pierwszym kwadransie gry piłkarze Hasenhuttla regularnie ostrzeliwali bramkę rywala, a objęcie prowadzenia wydawało się być jedynie kwestią czasu. Wystarczyła jedna akcja The Gunners i wszystko się posypało. Po stacie gola Southampton w niczym nie przypominało zespołu, który zaczynał ten mecz i porażka 0:3 była najmniejszym wymiarem kary. Podopieczni Hasenhuttla wielokrotnie pokazywali, że w ich drużynie drzemie spory potencjał, jednak ze względu na słabą mentalność często nie potrafili go w pełni wykorzystać.

Wyczekiwane przełamanie Southampton

W dwóch ostatnich spotkaniach piłkarze Świętych nareszcie potrafili ten potencjał pokazać i zagrać równo przez pełne 90 minut. Spotkania z West Hamem i Tottenhamem były dla drużyny niezwykle ważne nie tylko z punktu widzenia mentalności, ale przede wszystkim samych wyników. Święci zgarnęli przecież cztery punkty przeciwko zespołom zajmującym miejsca pucharowe i będącym ciągle w grze o TOP4. Co prawda West Ham jest ostatnio w lekkim kryzysie, a przeciwko Tottenhamowi Święci mieli sporo szczęścia. W drugiej odsłonie meczu Sprs dominowali i gdyby fortuna bardziej im sprzyjała spokojnie wywieźliby z St. Mary’s Stadium trzy punkty (minimalny spalony przy bramce Kane’a oraz nieuznany gol po kontrowersyjnym faulu Doherty’ego na Forsterze). Niemniej, grając 11 na 11, to Southampton było zespołem lepszym. Hasenhuttl po meczu z pewnością mógł czuć spory niedosyt.

Po dwóch ostatnich meczach kibice na St. Mary’s Stadium nareszcie mają powody do radości. Do meczu z West Hamem w Boxing Day drużyna Hasenhuttla przystępowała z serią sześciu spotkań bez zwycięstwa. W tym czasie Southampton zdobyło zaledwie trzy punkty i przegrało z dołującym Norwich (1:2). Wygrana z Młotami potwierdzona dobrym meczem przeciwko Tottenhamowi daje nadzieję na przełamanie i odwrócenie tej beznadziejnej serii. Święci po zgarnięciu pięciu punktów w trzech ostatnich meczach oddali od siebie widmo strefy spadkowej.

Być może ciężko dziś mówić o Southampton w kontekście walki o utrzymanie. Na dzisiaj Święci zajmują 13. miejsce i mają prawie dwa razy więcej punktów (21) niż będące w strefie spadkowej Burnley (11). Trzeba pamiętać jednak o nierównej liczbie rozegranych spotkań przez poszczególne zespoły, co sprawia, że budowanie narracji na podstawie pozycji w tabeli nie bardzo ma sens. Ekipa z St. Mary’s Stadium ma tylko jeden zaległy mecz, podczas gdy większość ekip będących niżej ma więcej spotkań do odrobienia. W takiej sytuacji pierwszym celem Świętych z pewnością będzie jak najszybsze zagwarantowanie sobie pozostania w lidze na przyszły sezon.

Brak powtarzalności

Patrząc na dotychczasowe wyniki oraz nieprzewidywalność Southampton naprawdę ciężko stwierdzić, o co w tym sezonie będzie walczyć zespół Hasenhuttla. Do wspomnianego meczu z West Hamem, Święci wszystkie swoje zwycięstwa w lidze odnieśli na przestrzeni czterech meczów (od październikowej do listopadowej przerwy na mecze reprezentacyjne). W pierwszych siedmiu kolejkach i następnych sześciu nie wygrali ani razu. Głównym problemem od początku pracy Ralpha Hasenhuttla jest brak powtarzalności. Niezależnie, jakby na nią patrzeć. Czy to w jednym meczu, kilku miesiącach, całym sezonie czy pełnym okresie rządów Austriaka na St. Mary’s Stadium.

Podczas, gdy 2020 rok był dla nich jednym z najlepszych, tak o tym mijającym fani z pewnością chcieliby jak najszybciej zapomnieć. Żeby zobaczyć zespół Hasenhuttla w pigułce wystarczy oglądnąć ich mecz. Gdy już myślisz, że drużyna wychodzi na prostą (gra dobrze), ona wpada w długotrwały kryzys (traci bramkę) i podupada. Dlatego też dotychczasową kadencję Austriaka tak trudno ocenić. Ostatnie mecze dają nadzieję, że Święci wreszcie złapią lepszą formę i powalczą o coś więcej niż tylko jak najszybsze utrzymanie. Ale pewności, co do tego nie można mieć żadnej. Równie dobrze zaraz może przyjść kryzys, a o pozostanie w lidze będą bić się do końca sezonu. Brak powtarzalności to w Southampton jedyna powtarzalna rzecz.

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    107,599FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ