Starcie Śląska Wrocław z Rakowem Częstochowa wywoływało emocje u każdego fana PKO BP Ekstraklasy. Ostatnie spotkanie obu ekip zakończyło się wysoką wygraną ekipy spod Jasnej Góry, jednak Erik Exposito i spółka byli wtedy w innym miejscu, myślami skupiając się na utrzymaniu. Śląsk chciał pokazać, że pretendent nie czuje się gorszy od obrońcy tytułu.
W szachy lepszy Raków
Początek meczu to typowe szachy. Mimo wszystko lepiej wyglądał Raków Częstochowa. Pierwsza groźna sytuacja pojawiła się po uderzeniu głową Kochergina, ale piłkę bez problemów złapał Rafał Leszczyński. Worek z bramkami w 24. minucie gry otworzył Sonny Kittel po dośrodkowaniu Frana Tudora. Błąd popełnił Alex Petkov, który bez skrupułów wykorzystał niemiecki zawodnik. Kolejne minuty tego spotkania nie przyniosły nam takich emocji jak m.in. dzisiejsze starcie Cracovii z Ruchem, ale było czuć, że grają ze sobą zespoły z wysoką jakością piłkarską.
Zaskoczony Raków
W drugiej połowie nie zmieniło się… nic. Świetnie dysponowany Raków dominował nad Śląskiem Wrocław i dążył do zdobycia drugiego gola. Do 67. minuty wydawało się, że goście odniosą pewne zwycięstwo w tym spotkaniu. Później sprawy w swoje ręce wziął Piotr Samiec-Talar, który wykorzystał pomyłkę zawodników Rakowa Częstochowa i trafił do sieci po wyjściu Kovacevicia.
Blisko wyprowadzenia Śląska na prowadzenie był Erik Exposito, ale nie wykorzystał sytuacji sam na sam. Końcówka meczu zdecydowanie nie porwała ani czterdziestu tysięcy ludzi na stadionie, ani kibiców przed telewizorami. Raków grał w tym meczu dużo lepiej i może czuć się niepocieszony tym rezultatem. Gospodarze natomiast zaliczyli czternasty kolejny ligowy mecz bez porażki i nawet jeśli bezstronni kibicem mogą narzekać na styl remisu z Rakowem, piłkarze Jacka Magiery mają w tym momencie 3 punkty przewagi nad Jagiellonią Białystok i mogą optymistycznie patrzeć w przyszłość. Śląsk stracił dwa punkty, ale prawdopodobnie zyskał jeszcze większą pewność siebie.