Nowa twarz Legii w europejskich pucharach

Wyeliminowanie Bodo/Glimt to największy sukces Legii Warszawa od… no właśnie, od kiedy? Chyba od zwycięstwa ze Sportingiem w Lidze Mistrzów w sezonie 2016/17. Kolejne sezony na arenie międzynarodowej to były głównie kompromitacje, a jeśli już Legia wygrywała z kimś dwumecz to były to zespoły o dwie półki niżej od nich. Jedynym wyjątkiem było pokonanie Atromitosu w eliminacjach do Ligi Europy w sezonie 2019/20. Dziś Legię należy chwalić nie tylko za największy sukces w Europie od ponad czterech lat, a także za styl, w jakim to odnieśli.

REKLAMA

Panika na początku

Podczas tych 180 minut Legia miał jeden słabszy fragment. Dziś do momentu strzelenia pierwszej bramki. Przez pierwsze 20 minut wyglądali na sparaliżowanych. Nie mogli wyjść za połowę. Byli mało dokładni, a po przechwycie rzadko udawało się napędzać akcje. Zamiast tego łatwo oddawali piłkę rywalom. Byli klasyczną wizytówką polskiego zespołu w europejskich pucharach. Drużyną spanikowaną i nie potrafiącą wymienić kilku podań w szybkim tempie. Wówczas naprawdę nie byłem optymistą. Obawiałem się, że z biegiem czasu Norwegowie wpakują piłkę do siatki. Zresztą, stuprocentowa okazja nadeszła jeszcze w pierwszej połowie, ale z bliskiej odległości fatalnie spudłował Botheim.

Uważam jednak, że strategia z jaką wyszli na mecz nie była zła. Po prostu indywidualnie piłkarze nie stanęli na wysokości zadania. Dopiero kiedy objęli prowadzenie było widać, że zyskali spokój, opanowanie i przejęli kontrolę nad meczem. Czesław Michniewicz znany jest z analizowania rywali z dbałością o najmniejsze detale i mierzy siły na zamiary. Dobrze oddaje to jego wypowiedź, że kiedy po wylądowaniu w Norwegii spotkał jednego z piłkarzy rywali od razu po twarzy rozpoznał kto to jest i znał jego silne oraz słabe strony.

Luquinhas – skarb Legii

Wróćmy jeszcze do bramki na 1:0, która była momentem zwrotnym tego meczu. Zazwyczaj to my byliśmy po przeciwnej stronie barykady. To nasze zespoły traciły takie bramki. To naszych obrońców skrzydłowy rywali wkręcał w ziemię. Dlatego tak ważnym elementem w układance Legii jest Luquinhas. Piłkarz, który wyłamuje się ze schematów typowego piłkarza Ekstraklasy. Potrafi zrobić przewagę dryblingiem, wygraniem pojedynku jeden na jednego, a ponadto jest kreatywny i dobrze czuje się w grze kombinacyjnej.

Zawodnik o takiej charakterystyce to skarb dla naszych zespołów w kontekście gry na arenie międzynarodowej. W Ekstraklasie mamy niedobór odważnych dryblerów, a dzisiejszy mecz pokazał, jak ważny jest taki piłkarz. Luquinhas zdobył bramkę na 1:0 i był – w mojej ocenie – najlepszym piłkarzem na boisku. Nie bał się brać odpowiedzialności na siebie, grał do przodu, przyspieszał tempo akcji. Jego liczby w barwach Legii może nie imponują (choć rok 2021 sugeruje, że Luquinhas jest na dobrej drodze, aby to zmienić), ale kto ogląda grę Brazylijczyka widzi, jakim potencjałem on dysponuje.

Elastyczność taktyczna Legii

To, co podoba mi się w Legii Czesława Michniewicza to ich elastyczność taktyczna. W zależności od rywala potrafią wycofać się, oddać inicjatywę i próbować gry z kontry lub spróbować zdominować przeciwnika przez atak pozycyjny. Jedno się jednak nie zmienia. Zawsze mają plan. Wiele ataków kierują na skrzydła podłączając wahadłowych w odpowiednim momencie i dogrywając piłki na pole karne.

Pole manewru w ofensywie w tym sezonie Michniewiczowi się jeszcze zwiększy, ponieważ bardzo obiecujący debiutancki dwumecz w koszulce z „L-ką” na piersi rozegrał Mahir Emreli. Tydzień temu zdobył dublet, a dziś popisał się asystą. To inny typ napastnika od Pekharta. Jest bardziej mobilny, skłonny do gry kombinacyjnej i dobrze utrzymuje się przy piłce. Potrafi sam sobie wypracować okazje. Były selekcjoner młodzieżowej reprezentacji Polski w zależności od taktyki będzie mógł stawiać na Czecha albo Azera lub zastosować wariant z dwoma napastnikami w systemie 1-3-5-2. Sam trener Legii przyznał w wywiadzie pomeczowym dla TVP Sport, że jego zespół nie będzie przywiązywał się do jednego ustawienia.

W drugiej rundzie eliminacji LM na Legię czeka estońska Flora Tallinn. Jeśli Legia wygra zapewni sobie udział w co najmniej fazie grupowej Ligi Konferencji i powróci do Europy po czterech sezonach nieobecności. Teoretycznie rywal jest łatwiejszy, ale wszyscy wiemy jak to bywało w ostatnich latach. Legia w dwumeczu z Bodo/Glimt dała jednak sygnał, że nie wpisuje się w stereotypowy obraz polskiego zespołu w europejskich pucharach. Dlatego optymizm jest wskazany.

Obserwuj autora na Twitterze i Facebooku

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    107,605FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ