Legia Warszawa zmniejsza straty do lidera! Raków bezradny w stolicy

W hitowym starciu 26. kolejki PKO BP Ekstraklasy Legia Warszawa pokonała u siebie Raków Częstochowa 3:1 (Pekhart, Augustyniak, Wszołek — Nowak). Był to hit nie tylko na papierze, ale i na boisku. Piłkarze stworzyli doskonałe widowisko, godne rywalizacji lidera z wiceliderem.

REKLAMA

Legia umie grać z Rakowem u siebie

Pokazują to liczby — w ostatnich siedmiu meczach przy Łazienkowskiej aż sześć z nich zakończyło się zwycięstwami stołecznych. W dzisiejszym spotkaniu dodatkowym smaczkiem był niewątpliwy wpływ na walkę o mistrzostwo Polski. Raków mógł dalej powiększać swoją punktową przewagę nad wiceliderem z Warszawy, Legia natomiast, chcąc zachować szanse w tym wyścigu, musiała zgarnąć komplet punktów.

Na początku obie ekipy nawzajem się badały,

Legia jednak wydawała się być odważniejsza w swoich ofensywnych poczynaniach. Częstochowianie nie odpuszczali pressingu, ale Legioniści potrafili się spod niego swobodnie uwolnić. Pierwszy groźniejszy strzał padł w 10. minucie, gdy Ernest Muci uderzył zza pola karnego. Vladan Kovacević odbił futbolówkę z problemami i dopiero Zoran Arsenić wyjaśnił sytuację.

„Medaliki” odpowiedziały parę minut później, gdy po podaniu Frana Tudora na bramkę Dominika Hładuna nieskutecznie przymierzył Sebastian Musiolik. Ze swoją akcją bardzo szybko wyszła ponownie Legia, ale Tomas Pekhart obił słupek. Ledwie 30 sekund później Czech znalazł już drogę do siatki, z główki pokonując Kovacevicia. Doskonałą wrzutką popisał się Muci. Jak w taki jakościowy sposób podaje się do czeskiego wieżowca, wówczas ma się niemal pewność gola.

źródło: twitter/CANALPLUS_SPORT

Niewidoczny w przedniej formacji Rakowa był Musiolik

Napastnik przyjezdnych z łatwością był czytany przez defensorów Legii. Co innego Josue, który chciał odcisnąć stempel na niemal każdej akcji swojego zespołu. Portugalczyk często cofał się między stoperów, umożliwiając rozegranie od tyłu. Dużą przewagę warszawianie mieli także — o dziwo — na wahadłach. Zarówno Paweł Wszołek, jak i Filip Mladenović wyglądali znacznie lepiej niż Fran Tudor i Patryk Kun. Zresztą generalnie Raków sprawiał wrażenie nieco przygaszonego, a otrzeźwiająco nie podziałała nawet strata bramki.

Dopiero podwyższenie prowadzenia Legii przez Rafała Augustyniaka obudziło gości

źródło: twitter/CANALPLUS_SPORT

Raptem dwie minuty po trafieniu środkowego obrońcy, podopieczni Marka Papszuna — za sprawą główki Bartosza Nowaka po wrzutce Ivi Lopeza — złapali kontakt. W ostatnich fragmentach pierwszej połowy Legia nieco siadła i to Raków przejął kontrolę nad przebiegiem gry, dodajmy, że po raz pierwszy w tej rywalizacji.

Po przerwie Raków kontynuował swoją dominację. Gospodarze stanęli i okupowali się we własnym polu karnym. Prawie za to przypłacili jedenastką dla przeciwników, ale po interwencji VAR została ona anulowana. To z pewnością sytuacja kontrowersyjna i każda ze stron będzie miała swoje argumenty.

Po 15-minutowej stagnacji warszawiaków Legia ponownie wzięła się za atak

W 63. minucie mierzonym dośrodkowaniem popisał się Mladenović, dorzucając piłkę wprost na głowę Wszołka, który ze spokojem pokonał bośniackiego golkipera Rakowa. W tym fragmencie gol dla gospodarzy był zaskakujący, bo to zawodnicy spod Jasnej Góry częściej przebywali pod szesnastką rywali. Tyle że z ich prób nic nie wynikało, a „Wojskowi” jak się wzięli — to konkretnie.

Legia Warszawa stanęła dzisiaj na wysokości zadania. Niesieni dopingiem z trybun, warszawscy piłkarze wspięli się na wyżyny swoich umiejętności, pewnie pokonując Raków. Tak naprawdę przyjezdni z Częstochowy mieli swoje momenty tylko pod koniec pierwszej połówki i na początku drugiej. To zbyt mało, by myśleć o wywiezieniu trzech punktów z Łazienkowskiej.

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    107,600FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ