Lech zlekceważył Spartaka. Kolejorz odpada z europejskich pucharów!

Podopieczni Johna van den Broma pojechali na Słowację dopiąć formalności. W pierwszym meczu przy Bułgarskiej zdominowali swojego przeciwnika i mogli jedynie żałować, że mecz zakończył się tylko wynikiem 2:1. Dużo okazji i mimo wszystko mało strzelonych bramek. Niepotrzebnie stracony gol sprawił jednak, że w Poznaniu panował mieszany optymizm. Ten mecz miał go przywrócić do maksymalnych granic. Spokojne zwycięstwo i przypieczętowanie awansu. To był cel na to spotkanie…

REKLAMA

Problemy na własne życzenie

Lech zaczął mecz podobnie do tego sprzed tygodnia. Lechici starali się jak najszybciej strzelić gola i uspokoić możliwe zapały Spartaka. Wtedy mogliby wrzucić niższy bieg i kontrolować wydarzenia boiskowe. Z minuty na minutę Poznaniacy tworzyli coraz to więcej okazji. Brakowało skuteczności i przede wszystkim dokładności. Widoczne były również nerwy w poczynaniach podopiecznych Johna van den Broma. A Słowacy tak jakby dali się wyszaleć gościom. Wiedzieli, że nie będą zbytnio posiadać piłki w tym meczu. Oddali pole przez pierwsze pół minuty, a później szukali swoich okazji. Nie grali aż tak słabo jak w pierwszym meczu. Wtedy to kompletnie zostali zdominowani. Filip Bednarek był wręcz bezrobotny. Tutaj musiał być bardziej skupiony. Zwłaszcza w ostatnim kwadransie gry.

Gospodarze zaczęli odważniej grać i chętniej przedostawać się pod bramkę Lecha. W nagrodę w 37. minucie za sprawą Kelvina Oforiego wyszli na prowadzenie. To, co nie mogło się udać Lechowi, powiodło się Spartakowi. Kolejorz na własne życzenie schodził na przerwę przegrywając. Goście grali bardzo apatycznie i nerwowo. Dali nadzieję swoim przeciwnikom na powrót do tego dwumeczu.

Lepsza mentalność?

Piłkarze Spartka Trnava byli dzisiaj lepiej przygotowani mentalnie. Od pewnego momentu meczu, a dokładniej od 30 minuty zaczęli kontrolować przebieg spotkania. Tworzyli konkretniejsze sytuacje i je od razu wykorzystywali. W 50. minucie ekipa Johna van den Broma przegrywała już 2:0 za sprawą gola strzelonego przez Erika Daniela. Lech był strasznie pogubiony w obronie. Bezzębny i mało skuteczny. Do 55. minuty meczu, Kolejorz sfaulował swojego przeciwnika tylko raz. Rywale dokonali 12 faulu. Komentatorzy mieli więcej energii w tym meczu niż piłkarze z Poznania. Brakowało jakości, z której ostatnio jest znany poznański klub. Nie da się wygrać meczu, grając na stojąco. W żadnym aspekcie gry Kolejorz nie przypominał zespołu z poprzednich meczów, czy z poprzedniej edycji Conference League. Brakowało werwy, pomysłu.

Gdy nie idzie w meczu, trzeba szukać indywidualnych akcji. Człowieka, który zrobi coś z niczego. Takiego piłkarza Lech na szczęście ma. Kristoffer Velde, bo oczywiście o Norwegu mowa, w 63. minucie strzałem z szesnastu metrów dał impuls swojej drużynie. Ten gol zapewnił chwilowy oddech, ponieważ dawał remis w całej rywalizacji i wizję ewentualnej dogrywki. Nie szło dzisiaj Poznaniakom i to niemiłosiernie. Nawet chwilę po golu, boisko z powodu kontuzji musiał opuścić Joel Pereira, czyli jeden z głównych kreatorów akcji ofensywnych Lecha. Tak jakby ktoś chciał specjalnie Lechowi zrobić na złość. Dlatego trzeba było „przepchnąć” ten mecz i awansować do czwartej rundy eliminacji Conference League.

Wstyd to mało powiedziane…

Gdy wydawało się, że „Kolejorz” najgorsze ma już za sobą to znowu wróciły złe demony. Wystarczył gol i można by mówić o zwycięskim remisie. Jednak gola życia z przewrotki w 74. minucie strzelił Lukas Stetina. Stał sam w środku pola karnego, a obrońcy poznańskiego klubu nie robili nic innego jak przyglądanie się pięknemu golowi. Brakowało doskoku. Brakowało tak naprawdę wszystkiego. A przecież to tylko (z całym szacunkiem) jedna z czołowych drużyn słowackiej ligi.

Lech nie grał dzisiaj absolutne nic. Zarówno w obronie jak i w ataku. Spartak był o wiele bardziej poukładaną drużyną i wykazującą większe chęci na awans do kolejnej rundy. A przecież w weekend ci piłkarze nie grali meczu. Spotkanie z Jagiellonią było po to przekładane, aby Lechici lepiej byli w stanie przygotować się do przeprawy na Słowacji. Tłumaczono tę decyzję możliwym lepszym przygotowaniem fizycznym piłkarzy. Tego dzisiaj nie było widać zarówno w aspekcie mentalnym jak i fizycznym.

Piłkarzom Lecha wyłączono dzisiaj prąd. Na własne życzenie oddalali od siebie korzystny wynik, a z minuty na minutę przyciągali do siebie kompromitację. W końcu ona przyszła. Kolejorz odpada z europejskich pucharów. Oglądając ten mecz poznańskim kibicom z pewnością przypominały się potyczki z Vikingurem czy Stjarnanem. Nic się nie zgadzało w dzisiejszym meczu. Tak grając, Lech nie ma prawa marzyć o podboju Europy. To był z pewnością jeden z najgorszych meczów za kadencji Johna van den Broma.

Spartak Trnava — Lech Poznań 3:1 (Ofori 37′, Daniel 50′, Stetina 74′ – Velde 63′)

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    107,649FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ