Kolejny nierówny sezon Southampton

Znowu daliśmy się nabrać. Southampton Ralpha Hasenhuttla co roku przez pewien okres pokazuje, że potrafi grać w piłkę. Wtedy wszyscy oczami wyobraźni widzimy ich w pierwszej dziesiątce, a co więksi optymiści w europejskich pucharach. Jednak co roku trwa to nie więcej niż trzy miesiące. Pod wodzą Austriaka Southampton jest istną sinusoidą. Wieloma meczami pokazują jaki potencjał drzemie w tej drużynie. Niemniej przez większość rozgrywek nie są w stanie utrzymać takiego poziomu. Nie inaczej było i w minionym sezonie.

REKLAMA

Jeden dobry okres Southampton

Obecną kampanię Southampton można podzielić na cztery okresy. Dwa bardzo dobre i dwa fatalne. Te lepsze przypadają kolejno na cztery mecze pomiędzy październikową a listopadową przerwą reprezentacyjną, w których Święci zdobyli 10 punktów oraz od połowy grudnia do końca lutego, gdy przegrali tylko jeden z 10 meczów ligowych. W pozostałych 24 spotkaniach ekipa Hasenhuttla wygrała tylko raz (i to dosyć szczęśliwie, 1:0 z Arsenalem). Jednak tak naprawdę pozytywną postawę Świętych w tym sezonie zapamiętamy tylko z początku bieżącego roku. Co prawda, wcześniej też zanotowali chwilową zwyżkę formy, jednak trwała ona tylko cztery mecze, a wygrane z Leeds, Watfordem i Ason Villą oraz remis z Burnley na nikim nie robiły specjalnego wrażenia.

Od Boxing Day do końca lutego to był właśnie ten czas, kiedy znowu daliśmy się nabrać, że Southampton wreszcie odpali. W dziewięciu starciach w tym okresie zdobyli aż 18 „oczek”. Wyższą średnią punktową miały wówczas tylko Liverpool i Manchester City. Więcej bramek na mecz strzelały również wyłącznie te dwie drużyny. W tym czasie podopieczni Hasenhuttla wygrali m.in. z Tottenhamem czy West Hamem oraz urwali punkty obu ekipom z Manchesteru i ponownie Kogutom.

Święci grali ofensywnie, z polotem, ale nie zapominali także o defensywie. Przeciwko słabszym rywalom potrafili kontrolować spotkania niczym najlepsze drużyny w Europie. W starciach z Evertonem oraz Norwich pozwolili przeciwnikom w sumie tylko na jeden celny strzał. Łączny współczynnik xGC (oczekiwane gole stracone) w obu tych meczach wyniósł 0,62. Southampton wówczas naprawdę było jedną z najlepszych ekip w lidze. Wyglądali nie tyle, co zespół aspirujący do gry w pucharach, co realny kandydat do gry w Lidze Mistrzów.

Prawdziwa twarz Southampton

Jednak patrząc ogólnie, ten sezon Southampton będziemy oceniać bardziej przez pryzmat innych – tych mniej udanych – meczów. Nie licząc wcześniej wspomnianego okresu Święci punktowali na poziomie drużyny ze strefy spadkowej. W 29 spotkaniach zdobyli tylko 22 punkty, co daje średnio 0,76 na mecz. W całym sezonie gorzej wypadają jedynie Norwich oraz Watford (kolejno 0,58 i 0,61). Dla porównania trzeci spadkowicz Burnley notowało średnio 0,92 pkt na mecz. Gdyby zespół z St. Mary’s Stadium nie złapał tak wysokiej formy, to ich pozostanie w elicie do końca sezonu stałoby pod dużym znakiem zapytania.

Oczywiście trzeba brać również pod uwagę kontekst i sytuację w tabeli, w jakiej znajdowało się Southampton pod koniec sezonu. W ostatnich 12 kolejkach ekipa Hasenhuttla zdobyła tylko pięć punktów. Jednak w marzec wchodzili z 35 „oczkami” na koncie będąc praktycznie pewni utrzymania. Wiedząc też, że na europejskie puchary mają niewielkie szanse, mogło brakować im motywacji. Gdyby do samego końca musieli bić się o pozostanie w elicie, pewnie tych punktów na finiszu sezonu nazbieraliby więcej. Niemniej jednak, w żadnym stopniu nie może tłumaczyć to tak wstydliwych porażek jak 0:6 z Chelsea, 0:4 z Aston Villą, 0:3 z Bretfordem czy 1:4 z Leicester w ostatniej kolejce. Defensywa Southampton znów popełniała mnóstwo prostych błędów i raz po raz prezentowała rywalom kolejne gole.

Brak skuteczności z przodu

Aczkolwiek w ofensywie także nie wyglądało to najlepiej. Southampton w minionych rozgrywkach miało spory problem ze skutecznością. Święci zdobyli w lidze 43 bramki, podczas gdy model xG (goli oczekiwanych) wycenił ich szanse na 4,35 bramki więcej. Być może na przestrzeni całego sezonu nie jest to jakoś bardzo dużo, jednak w poprzedniej kampanii zdobyli o 1,72 gola więcej niż wskazywałaby jakość kreowanych sytuacji. Główną przyczyną spadu skuteczności pod bramką rywala było odejście Danny’ego Ingsa. Obecny napastnik The Villans w poprzedniej kampanii był najlepszym strzelcem zespołu. W Premier League zdobył 12 bramek podczas gdy jego wspólczynik xG wynosił tylko 8,28. Oznacza to, że w teorii „powinien” strzelić 3-4 gole mniej. Teraz tak skutecznego snajpera Świętym zabrakło.

Najlepszym strzelcem drużyny w lidze był środkowy pomocnik James Ward-Prowse. Kapitan Świętych zdobył 10 bramek, z czego aż cztery z rzutów karnych. Z napastników najskuteczniejsi byli Che Adams (7 goli) i Armando Broja (6 trafień). Wszyscy snajperzy albo zdobyli mniej goli niż wskazywałby na to model xG albo tyle ile „powinni”. Ponadto niewiele do gry ofensywnej zespołu wnosili również skrzydłowi. Przez cały sezon żaden z nich nie wywalczył sobie pewnego miejsca w pierwszej jedenastce. W klasyfikacji kanadyjskiej najwięcej punktów uzbierali Mohamed Elyounoussi (4 gole i 2 asysty) i Nathan Redmond (1+5), co i tak jest dość kiepskim wynikiem.

Czy utrzymanie można uznać za sukces?

To, w jaki sposób Święci kończą tę kampanię z pewnością pozostawia sporo do życzenia. Southampton znów narobiło kibicom nadzieję, że teraz będzie lepiej, a znów kończą ligę niewiele ponad strefą spadkową. Ponadto jest to najgorszy pełny sezon za kadencji Ralpha Hasenhuttla zarówno pod względem punktowym, miejsca w tabeli, jak i bilansu bramkowego. Niemniej jednak warto cofnąć się do poprzedniego lata i przewidywań przedsezonowych. Wśród wielu ekspertów Southampton było wymieniane jako jeden z kandydatów do spadku. Święci nie najlepiej kończyli poprzednie rozgrywki, a dodatkowo w lecie stracili trzech podstawowych zawodników. Ryan Bertrand i Jannik Vestergaard przeszli do Leicester, a Danny’ego Ingsa wykupiła Aston Villa. W połączeniu z wąską kadrą i mało przekonującymi transferami (do klubu przyszli Lyanco, Livramento, Perraud, Armstrong i Broja) ciężko było zakładać, że Święci zanotują w tym sezonie progres.

Utrzymania Southampton w Premier League pewnie nie można rozpatrywać jako sukcesu, jednak z perspektywy nastrojów na St. Mary’s Stadium przed sezonem nie jest to wcale najgorszy wynik. Oczywiście poprzeczka tego zespołu jest zawieszona znacznie wyżej, co regularnie pokazują pojedynczymi meczami. Święci są drużyną niezwykle nieregularną i kiedy wpadną w dołek ciężko jest się im z niego wydostać. Mimo wszystko w minionym sezonie większość zespołów ze środka tabeli miewała lepsze i gorsze okresy. Głównym celem Ralpha Hasenhuttla powinno być ustabilizowanie formy swojego zespołu i sprawienie, żeby lepszych momentów było więcej aniżeli tych słabszych. Wtedy być może uwierzymy, że Southampton może osiągnąć coś więcej. Bo kolejny raz już się nie damy nabrać.

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    107,601FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ