Dublet Mikaela Ishaka! „Twierdza Bułgarska” rośnie

Po ogromnym rozczarowaniu, jakim był mecz w Szczecinie (0:5), piłkarze Lecha Poznań stanęli na nogi i w ostatniej kolejce przed przerwą reprezentacyjną pokonali 4:1 beniaminka z Niepołomic. Zastosowali się tym samym do reguły, która mówi, że jeśli odnoszą w tym sezonie zwycięstwo, to strzelają przy tej okazji co najmniej dwa gole. Z pewnością chcieli tego dokonać w sobotni wieczór, gdy to na Bułgarską przyjechał ŁKS Łódź, który jest świeżo po zatrudnieniu nowego szkoleniowca. Zwolnienie Kazimierza Moskala miało być impulsem dla Łódzkiego Klubu Sportowego. Głównym celem zatrudnienia Piotra Stokowca jest oczywiście próba wyciągnięcia łodzian z dna ligowej tabeli. Pierwszym zadaniem jednak było spotkanie z Lechem Poznań, w którym nie oszukujmy się, ale przyjezdni nie mieli zbyt dużych szans.

REKLAMA

Dominacja gospodarzy

Nie trzeba się zbytnio rozwodzić nad tym, kto w tym meczu miał status faworyta. Nawet mało zagorzały fan Ekstraklasy wie, że każdy inny wynik niż pewne zwycięstwo Lecha Poznań byłby sensacją. Pierwsza połowa jak najbardziej to potwierdzała. Goście bardzo nisko bronili i jedyne, na co ich było stać to na pojedyncze zrywy w kontratakach. Brakowało jakości w zespole Piotra Stokowca. Dodatkowo Lechici znakomicie przejęli kontrolę w spotkaniu i mecz prowadzili na własnych warunkach. Nie pozwalali swoim rywalom na zbyt wiele i znakomicie spowalniali bądź przyspieszali tempo gry. Robili tak naprawdę to, co chcieli. Kiedy mieli ochotę wrzucić wyższy bieg, to jak najbardziej to robili. Goście momentami tylko stali i przyglądali się, jak piłka między nimi krąży.

źródło: CANAL+ SPORT w serwisie X

Aż w pewnym momencie zobaczyli, jak znajduje się ona w ich bramce. Strzelcem gola dla poznaniaków w 18. minucie był Mikael Ishak. Szwed świetnie domknął składną akcję swojej drużyny. Lech osiągnął to, do czego dążył od pierwszego gwizdka. Chciał jak najszybciej „napocząć” swoich rywali i dążyć do kolejnych trafień. ŁKS był w pierwszej części spotkania bez jakichkolwiek argumentów na poważniejsze zagrożenie bramce Bartosza Mrozka. Wiedzieli doskonale podopieczni Johna van den Broma, że 1:0 to zdecydowanie za mało i podążali po kolejne bramki. Dokładniej rzecz biorąc to Mikael Ishak był tym piłkarzem, który strzelał dla Lecha Poznań. W 44. minucie strzelił swojego drugiego gola, notując dublet. Szwedzki snajper wrócił, chciałoby się rzec na dobre. Tego jak najbardziej potrzebowali i czekali na to w Poznaniu. Brakowało goli Ishaka. Oby to był początek powrotu po chorobie Szweda.

Spokojne kontrolowanie spotkania?

Lech w drugiej połowie grał po prostu, aby dograć to spotkanie. Nie forsował zbytnio wysokiego tempa i czekał na to co pokaże rywal. A to, że przeciwnik niczego nie pokazywał, sprawiało, że mecz przy Bułgarskiej zaczynał nam się „zamrażać”. John van den Brom mógł spokojnie zacząć rotować składem i dać pokazać się pozostałym piłkarzom. Piłkarze Kolejorza zdawali sobie doskonale sprawę, że czeka ich zaległe spotkanie we wtorek z Jagiellonią, dlatego chcieli wygrać ten mecz jak najmniejszym nakładem sił. Nie można jednak zbytnio lekceważyć swojego przeciwnika. A to Lechowi się niejednokrotnie w przeszłości lubiło zdarzać. Minimalizm minimalizmem, ale nie można dać swojemu przeciwnikowi uwierzyć w powrót do meczu.

A tak niestety się stało, patrząc z perspektywy kibiców Lecha Poznań. Wystarczył jeden moment nie uwagi. Jedno złe ustawienie linii obrony i gospodarze dali tlen przyjezdnym. Lech kolejny raz pokazuje, że nie byłby sobą gdyby nie narobił sobie problemów z niczego. Po co zagrać na zero z tyłu? To nie w stylu Kolejorza. W 64. minucie kontaktowego gola dla ŁKS-u strzelił bośniacki napastnik Stipe Jurić.

Udane zamknięcie wyniku

ŁKS z minuty na minutę coraz bardziej emanował pewnością siebie. Brakowało jednak w kluczowych momentach jakości. Lech sam sobie sprawiał problemy, zamiast zamknąć wynik meczu i skupiać się powoli na kolejnych wyzwaniach. Gdyby do Poznania przyjechała lepsza drużyna, to mogłoby się to na Kolejorzu zemścić. Sam się mecz nie wygra, a gospodarze po prostu niepotrzebnie sukcesywnie dostarczali nadzieję swoim rywalom. Zupełnie niepotrzebne. Najwidoczniej Lech lubi sobie i swoim kibicom stale dostarczać nerwów. Jednak przyszło jedno długie podanie Kvekveskiriego, które w 81. minucie na gola zamienił Kristoffer Velde, zamykając wynik spotkania.

źródło: CANAL+ SPORT w serwisie X

Najważniejsze jednak dla piłkarzy Johna van den Broma jest to, że udało się dowieźć kolejne cenne zwycięstwo, które daje Lechowi na ten moment 3. miejsce w ligowej tabeli. Kolejorz przy Bułgarskiej pewnie pokonuje rywali — właśnie zanotował 4 kolejne zwycięstwo, a ostatni raz porażkę zaliczył blisko pół roku temu. Teraz czas na wtorkowe wyzwanie, jakim jest mecz z Jagiellonią Białystok. ŁKS dalej znajduje się na samym dole tabeli, lecz te momenty, które były w meczu z Lechem mogą delikatnie napawać wiarą w lepszą przyszłość.

Lech Poznań — ŁKS Łódź 3:1 (Ishak 18′ 44′ Velde 81′ – Jurić 64′)

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    107,605FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ