Czy Burnley miało podstawy do zwolnienia Seana Dyche’a?

Sean Dyche na Turf Moor już na zawsze pozostanie legendą. Był on trenerem Burnley od października 2012 roku i dwukrotnie awansował do Premier League. Obecny sezon jest dla The Clarets szóstym na najwyższym poziomie rozgrywkowym. Pomimo wydawania najmniejszej sumy pieniędzy na transfery, Anglik co roku potrafił zapewnić Burnley utrzymanie. Mało tego, w rozgrywkach 2018/19 jego ekipa występowała nawet w kwalifikacjach do Ligi Europy. Niewątpliwie to, co zrobił Dyche na Turf Moor przez niecałą dekadę zasługuje na uznanie. Jednak trwający sezon jest fatalny. Dlatego właściciele, aby ratować co się da, zdecydowali się na rozstanie.

REKLAMA

Burnley miało powody do zwolnienia

W futbolu nie ma sentymentów. Gdy widmo spadku zagląda w oczy, kluby często decydują się na radykalne kroki w nadziei na poprawę wyników. I tak było w przypadku zwolnienia Dyche’a. Sytuacja Burnley była nieciekawa, a szanse na pozostanie w elicie coraz mniejsze. Dlatego też właściciele postanowili rozstać się z trenerem, który ustabilizował ich klub na poziomie Premier League. Patrząc tylko i wyłącznie przez pryzmat trwającej kampanii jak najbardziej były ku temu powody.

Od momentu przejęcia sterów przez Dyche’a na Turf Moor obecny sezon pod względem punktowym jest dla The Clarets najgorszy. Za kadencji byłego już menadżera uzbierali 24 punkty w 30 meczach, co daje średnio 0,8 na mecz. Nawet ich pierwszy sezon w elicie, kiedy spadali był pod tym względem lepszy (0,87), a od momentu drugiego awansu nigdy nie zeszli poniżej 1 punktu na mecz. W dotychczasowym najgorszym sezonie (2020/21) zajęli 17. miejsce zdobywając 39 „oczek”.

Oczywiście Dyche zapracował sobie na kredyt zaufania, jednak patrząc wyłącznie na obecną kampanię, zwolnienie Anglika nie jest aż tak zaskakujące. Pod koniec stycznia The Clarets zajmowali ostatnie miejsce w tabeli. Na drugie zwycięstwo w sezonie musieli czekać aż do 19 lutego. Gdyby trenerem Burnley nie był Sean Dyche, a przykładowo Sam Allardyce czy Alan Pardew raczej nikt nie zdziwiłby się, gdyby zaraz na początku 2022 roku albo nawet wcześniej został zwolniony. Patrząc na wyniki The Clarets i tak można się dziwić, że Anglik wytrzymał na swoim stanowisku tak długo.

Stagnacja Burnley trwa już od dłuższego czasu

Ponadto w celu odświeżenia kadry Burnley w lecie po raz pierwszy nie było tak bierne na rynku transferowym. Oprócz standardowych transferów bez sumy odstępnego (Wayne Hennessey i Aaron Lennon) wydano ponad 30 mln euro. Za tę kwotę do klubu przyszli 24-letni Maxwell Cornet, 25-letni Connor Roberts oraz 20-letni Nathan Collins. Piłkarze ci mieli nie tylko wzmocnić wyjściową jedenastkę bądź konkurencję na poszczególnych pozycjach, ale przede wszystkim odmłodzić kadrę pierwszego zespołu. Nowi właściciele Burnley zdawali się działać nie tylko na tu i teraz, ale również z myślą o przyszłości. Sean Dyche wreszcie mógł mieć poczucie, że przed startem sezonu jego zespół został solidnie wzmocniony.

Niemniej jednak, to i tak okazało się za mało. Trwająca kampania jest dowodem tego, że w Burnley potrzebne jest nowe otwarcie. Większość piłkarzy z podstawowej jedenastki jest już w klubie kilka lat i pewnego poziomu nie przeskoczy. Aby drużyna się rozwijała potrzebny jest dopływ świeżej krwi, a na Turf Moor od dłuższego czasu w kadrze zespołu co roku zmienia się co najwyżej kilka nazwisk. W takiej sytuacji spadek Burnley i tak wydawał się tylko kwestią czasu. Jak nie teraz, to za rok, dwa czy trzy.

Wina właścicieli czy trenera?

Z jednej strony można obwiniać Seana Dyche’a, że jego taktyka skoncentrowana na długie piłki i grę w defensywie mogła się piłkarzom po kilku latach znudzić. Można zarzucać Anglikowi, że jego metody są przestarzałe i nie miał pomysłu jak wyciągnąć drużynę ze strefy spadkowej. Jednak z drugiej strony, nie ma się co oszukiwać, Burnley pod względem jakości piłkarskiej ma jedną z najsłabszych i najwęższych kadr w lidze. To, że Dyche przez pięć poprzednich sezonów co roku utrzymywał ten zespół w Premier League zakrawa o cud. Prędzej czy później musiał przyjść gorszy sezon, w którym The Clarets będą się bić o utrzymanie.

Sean Dyche stał się ofiarą swoich wcześniejszych sukcesów. Osiągając wyniki ponad stan niejako spuścił sobie na głowę topór. Przed rozpoczęciem każdego sezonu Burnley wydawało jedną z najmniejszych kwot na nowe transfery. Właściciele często ograniczali się głównie do podpisywania kontraktów z doświadczonymi zawodnikami. Podczas gdy inni pomału szli do przodu, Burnley stało w miejscu i się nie rozwijało. Co prawda, przed obecnym sezonem zarząd sypnął nieco groszem, ale gdy w zimie klub był w strefie spadkowej i wyraźnie potrzebował wzmocnień dokonano tylko jednego wymuszonego transferu. W miejsce Chrisa Wooda, którego Newcastle wykupiło za 30 mln euro przyszedł Wout Weghorst, który kosztował 14 mln euro. Pozostałe 16 mln spokojnie można było spożytkować na transfery 2-3 solidnych piłkarzy.

Moment zwolnienia

Z ostatnich sześciu meczów za kadencji Dyche’a The Clarets wygrali tylko jeden. Czarę goryczy przelała porażka 0:2 z zamykającym tabelę Norwich. Wcześniej Burnley punktowało jednak całkiem nieźle. Od starcia z Arsenalem (0:0) 23 stycznia aż do końca lutego drużyna z Turf Moor przegrała tylko raz (0:1 z Liverpoolem) w siedmiu meczach i zachowała aż cztery czyste konta. Dyche na nowo poukładał linię obrony i wszystko zmierzało w dobrym kierunku. Aż do kontuzji Bena Mee w meczu z Leicester (0:2).

Bez swojego kapitana i lidera defensywy Burnley zaczęło tracić więcej goli, co przełożyło się na mniej punktów i coraz mniejsze szanse na utrzymanie. We wspomnianych wcześniej siedmiu meczach pod koniec stycznia i w lutym The Clarets stracili tylko trzy bramki (0,43 na mecz). W kolejnych siedmiu – 15 (2,14 na mecz). Potwierdza to także statystyka oczekiwanych goli (0,82 xGC na mecz w pierwszym okresie przy 2,04 w drugim). Kto wie, czy kontuzja Bena Mee (jednego z członków obecnego sztabu szkoleniowego) nie okazała się gwoździem do trumny Seana Dyche’a.

REKLAMA

Kolejną kwestią, która jest w tym wszystkim niezrozumiała pozostaje moment zwolnienia. Zwłaszcza, że na Turf Moor nie mieli przygotowanego następcy. Tymczasowym trenerem został dotychczasowy menadżer zespołu U-23 Mike Jackson. Do końca sezonu pozostał tylko miesiąc, a The Clarets mają do rozegrania jeszcze siedem spotkań. Być może Burnley miało podstawy do rozstania się z Seanem Dychem. Niemniej jednak po zwolnieniu trenera musisz mieć jakiś plan. A to, co dzieje się teraz w klubie pokazuje, że Burnley tego planu raczej nie ma. Pozostaje liczyć teraz tylko i wyłącznie na efekt nowej miotły.

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    107,595FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ