Bartłomiej Pawłowski wywalczył Widzewowi 3 punkty!

Niedzielne granie w 27. kolejce PKO BP Ekstraklasy rozpoczęło się od starcia Widzewa Łódź z Piastem Gliwice. Widzew w tabeli znajduje się na „ziemi niczyjej” – nie jest w grze o europejskie puchary, ale spadek także mu nie grozi. Z kolei sytuacja Piasta jest nieco mniej dogodna. Choć przed wyjazdem do Łodzi Piastunki zajmowały 13. miejsce, to od strefy spadkowej dzieliły ich raptem 3 punkty. W poprzedniej kolejce podopieczni Daniela Myśliwca nie dali Koronie najmniejszych szans i chcieli, aby rywali z Górnego Śląska spotkał taki sam los. Zwłaszcza, że mistrzowie Polski z 2019 roku nie imponują formą. Od powrotu do gry po zimowej przerwie wygrali tylko jeden mecz – 12 marca z Puszczą Niepołomice. Piast broni się przed relegacją i chciał wywieźć choćby punkt z Serca Łodzi.

REKLAMA

45 minut bezproduktywnego kopania piłki

Jako pierwsi do ataku ruszyli gliwiczanie. Zaczęli od spokojnego rozgrywania piłki, a pierwszą okazję wypracowali sobie w 2. minucie. W tym momencie Piast mógł objąć prowadzenie, gdyby nie fatalne wykończenie Michaela Ameyawa. Po tej akcji Widzew oddalił grę od własnego pola karnego i piłka była po jego stronie. W ciągu kwadransa zaatakowali kilkukrotnie, lecz ich próby nie były wystarczająco dobre. Po przerwie spowodowanej przez uraz Rafała Gikiewicza mecz stracił na intensywności i przeniósł się w głównej mierze do środkowej części boiska. O ile atmosfera, którą zapewniali kibice Widzewa, nie zawodziła, o tyle widowisko sportowe nie było już tak przekonujące.

Brakowało zwrotów akcji i groźnych wypadów na bramkę rywala. Golkiperzy obu zespołów mogli poczuć się jak dziecko zwolnione z lekcji wf-u, gdyż to starcie oglądali tak naprawdę z ubocza i nie brali w nim czynnego udziału. Natomiast zawodnicy z pola nie grzeszyli celnością. Na pierwszy celny strzał trzeba było czekać naprawdę długo, bo do 45. minuty. Bliżej gola byli łodzianie, ale Piast dobrze sobie radził w obronie. Atakowali bramkę Františka Placha, lecz swoimi strzałami większe zagrożenie stwarzali własnym fanom niż rywalowi. W ten oto sposób minęło 45 minut tego spotkania. Brak ofensywnej gry, dynamiki, porywających akcji, tylko szachy w piłkarskim wydaniu. Bądźmy jednak ze sobą szczerzy – gdybyśmy mieli ochotę na obejrzenie pojedynku szachowego, to większość zamiast tego meczu odtworzyłaby dowolną partię Magnusa Carlsena. Kto by pomyślał, że kiks Ameyawa będzie najlepszą akcją tej połowy…

Zwycięski gol z karnego

Początek drugiej połowy był dość wyrównany – raz przeważał Widzew, raz Piast. Niestety, to była kontynuacja tego, co oglądaliśmy w pierwszej połowie. Brakowało tego groźnego ataku, dobrze wyprowadzonego i jeszcze lepiej wykończonego. Próbował w 65. minucie Arkadiusz Pyrka, ale został zatrzymany w porę przez Serafina Szotę. Nadzieja na jakąkolwiek ciekawą akcję gasła z każdą minutą. W 67. minucie doczekaliśmy się kolejnego, już drugiego (!) celnego uderzenia w tej konfrontacji. Autorem tego strzału był Miłosz Szczepański. Największą zaletą tej próby było poprawienie statystyk Piasta – dla Gikiewicza wpuszczenie tak mizernego strzału byłoby dyshonorem na lata.

Słowacki bramkarz Piasta musiał się nieco natrudzić dopiero w 70. minucie. Po dośrodkowaniu Fábio Nunesa głową uderzył Jordi Sánchez. 1-krotny reprezentant Słowacji poradził sobie i sparował piłkę na bok. Chwilę później zrobiło się spore zamieszanie, lecz Widzewowi bramki nie przyniosło. Mimo to łodzianie dostali drugą szansę – po analizie tej sytuacji przez VAR przyznano im rzut karny. Egzekwował go Bartłomiej Pawłowski i zrobił to tak, jak trzeba – oddał mocny strzał pod poprzeczką w środek bramki. Plach nie zdołał odbić piłki i po 75 minutach katorgi dla przeciętnego widza wreszcie padł gol.

Ta bramka ożywiła graczy Widzewa i rzucili się na rywali, by pójść za ciosem. Piast natomiast nie miał zamiaru pozostać dłużnym – przejął inicjatywę i chciał doprowadzić do wyrównania. Czas jednak grał na korzyść gospodarzy i to im nigdzie się nie spieszyło. Potem to podopieczni Daniela Myśliwca utrzymywali się przy piłce, jakby chcieli wybić z głowy gliwiczanom jakiekolwiek myśli o wyrównaniu. To się łodzianom udało i koniec końców wyszli z tego meczu zwycięsko.

To nie jest mecz, który będzie długo wspominany i zapisze się w historii Widzewa złotymi zgłoskami. Jednakże zwycięstwo to zwycięstwo. 4-krotny mistrz Polski przez większość czasu tego spotkania optycznie przeważał i był trochę bliżej zwycięstwa. Mieli za to problemy z wypracowaniem składnego ataku i wygrali dzięki strzale z rzutu karnego. Widzew może cieszyć się z wygranej, bo wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały na bezbramkowy remis. Choć nie w widowiskowym stylu, Widzewiacy zapewnili sobie awans na 8. miejsce, wyprzedzając Stal Mielec. W przypadku Piasta pozycja w tabeli się nie zmieniła.

Widzew Łódź – Piast Gliwice 1:0 (75′ Pawłowski)

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    107,621FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ