Odnotowujące ostatnio dołek formy Bournemouth podejmowało dziś na własnym stadionie pogrążony w nieustannym kryzysie Manchester United. Kryzys ten obejmuje głównie krajowe podwórko, bowiem jeśli chodzi o europejskie puchary, kibice Czerwonych Diabłów nie mogą narzekać. Ich ulubieńcy stoją przecież przed szansą, by zakwalifikować się do finału Ligi Europy. Jednak dziś całą ich uwagę skupił mecz na południu Anglii. Mimo że Bournemouth ostatnio nie zachwyca, wciąż jest drużyną, która swoją energią i zapałem do walki płata wiele figli rywalom.
Zrównoważona pierwsza połowa spotkania. Gol Semenyo i prowadzenie Bournemouth
Pierwsze minuty tego spotkania przyniosły jasne dowody, że na Vitality Stadium spotkały się dziś dwa zespoły, których forma daleka jest od ideału. Mimo prowadzenia Wisienki wykazywały się bardzo często brakiem zręczności i wyrachowania pod bramką rywala. Manchester United często żywił swoich rywali prostymi błędami, które najczęściej powzięte były pressingiem gospodarzy. Jednak nie potrafili oni w pełni wykorzystać nieudolności rywali, choć prowadzenie objęli dość szybko. Szybko i standardowo, można rzec, bowiem akcja bramkowa Bournemouth udowodniła niemoc piłkarzy Rubena Amorima pod naciskiem rywala. Stratę na lewej stronie zanotował Dorgu – po fenomenalnym doskoku Adama Smitha, który momentalnie dograł piłkę w pole karne. Tam sprytem i kunsztem w grze tyłem do bramki popisał się Evanilson, zgrał futbolówkę do Antoine Semenyo. Uderzenie Ghańczyka było naprawdę silne, dlatego szanse na interwencje Onany były marne. Warto zauważyć też, że gracze United pozostawili mu przestworze we własnym polu karnym.
🚨🏴 GOAL | Bournemouth 1-0 Manchester United | Semenyo
— Tekkers Foot (@tekkersfoot) April 27, 2025
SEMENYO OPENS THE SCORING FOR BOURNEMOUTH !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!pic.twitter.com/nflHygo1Ae
Co prawda po straconej bramce goście nieco się orzeźwili, ale ich gra wciąż była na poziomie zespołu z dolnej części tabeli Premier League. Czyli miejsca, gdzie obecnie się znajdują. Na wyróżnienie zasługuje akcja z 37. minuty, kiedy to Bruno Fernandes popisał się kapitalnym zagraniem w kierunku Garnacho. Jednak Argentyńczyk nie wykorzystał gapiostwa obrońców gospodarzy i nie zdołał wpakować piłki do siatki.
Wykluczenie Evanilsona. Manchester United skorzystał z gry w przewadze
Druga część spotkania rozpoczęła się analogicznie do pierwszej. To Bournemouth pokazywało się z lepszej strony, a Manchester United nie wyglądał jak drużyna, która ma zamiar odrobić straty. Dowodem tego jest fakt, iż pierwszy strzał na bramkę rywala w drugiej połowie oddali dopiero w 64. minucie. Chwilę wcześniej gorąco było w polu karnym Onany, gdy sprytnym uderzeniem z rzutu wolnego popisał się Dango Ouattara. Punktem zwrotnym tego spotkania mogła okazać się czerwona kartka dla napastnika gospodarzy. Ścierający się regularnie na przestrzeni tego meczu z rywalami Evanilson postawił na odwet. Zrobił to na tyle brutalnie, że – po analizie VAR – obejrzał kartkę koloru czerwonego. No i choć po tym występku Brazylijczyka inicjatywa stała po stronie graczy Amorima, to zawodziła ich skuteczność. Dogodną sytuację miał Mount, podobnie Shaw, bliski szczęścia był także Fernandes. To jednak nie wystarczało, aż do 96. minuty. W niemałym zamieszaniu w polu karnym najlepiej odnalazł się Hojlund i umieścił piłkę w bramce. Dobra dyspozycja między słupkami Kepy, poświęcenie, determinacja w obronie piłkarzy Andoniego Iraoli nie wystarczyła, by dowieść zwycięstwo grając w dziesiątkę.
Mimo że piłkarze Czerwonych Diabłów zdołali zdobyć wyrównującą bramkę i wywieść remis z trudnego terenu, trzeba przyznać, że ich gra była na bardzo niskim poziomie. Po raz kolejny mogliśmy odnieść wrażenie, iż oglądamy najgorszy Manchester United w dziejach.
— Sky Sports Premier League (@SkySportsPL) April 27, 2025