REAL MADRYT ZNÓW TO ROBI!

Już po losowaniu było wiadomo, że dwumecz Manchester City – Real Madryt to będzie prawdziwe widowisko. W poprzednich sezonach obie drużyny trafiały na siebie notorycznie, a w każdym meczu emocji było pod korek. Pierwsze starcie na Etihad Stadium także nie zawiodło.

Spotkanie szybciutko weszło na najwyższe obroty. Real Madryt w swoim stylu próbował zaskoczyć rywali podaniami za wysoko ustawioną linię obrony. Tam adresatami najczęściej byli dynamiczni Vinicius Junior oraz Kylian Mbappe. W takowy sposób Królewscy trzykrotnie zagrażali bramce, w której stał Ederson. Za pierwszym razem Vini był na spalonym, za drugim strzał Mbappe przytomnie brazylijski golkiper, a za trzecim po strzale Ferlanda Mendy’ego Edersona wyręczył kolega z drużyny – Nathan Ake. Z punktu widzenia kibiców Realu Madryt postawa ich ulubieńców mogła się podobać, ale takie okazje trzeba było wykorzystywać. Szczególnie że przed strzałem francuskiego lewego obrońcy wymiana podań podopiecznych Carlo Ancelottiego na małej przestrzeni mogła się podobać.

REKLAMA

Jednakże w piłce nożnej często używa się maksymy mówiącej, że niewykorzystane okazje się mszczą. I właśnie tak było w 19. minucie. Akcję na lewej stronie boiska zawiązał Josko Gvardiol, a piłka została posłana na wolne pole do Erlinga Haalanda. Następnie trafiła ona do Jacka Grealisha, który świetnym podaniem tuż nad Raulem Asencio dograł ją w pole karne. Tam kapitalnie znalazł się… Gvardiol, który podążył za akcją i zgrał piłkę klatką piersiową do Haalanda. Norweg z tak bliskiej odległości się nie pomylił i napoczął rywali. W tej akcji zgadzało się wszystko – kapitalna wrzutka Grealisha (który niedługo później zszedł z boiska z urazem), instynktowne wbiegnięcie chorwackiego obrońcy, który przebiegł całe boisko, a na koniec wykończenie napastnika Manchesteru City.

Manchester City kontrolował mecz… do czasu

Real próbował szybciutko odpowiedzieć i nie był wcale od tego celu daleko. Vinicius dryblował, dryblował, aż z braku laku oddał niesygnalizowany strzał na bramkę Edersona, jednak trafił tylko w poprzeczkę. City prowadzenia do końca połowy nie wypuściło, przejmując całkowicie kontrole nad meczem. Zawodnicy Pepa Guardioli robili to, co potrafią najlepiej – wymieniali futbolówkę między sobą. Królewscy byli bezradni i długimi fragmentami tylko przesuwali się w niskim bloku. To mogło ich sporo kosztować, gdyż Obywatele łatwo dochodzili do sytuacji. Dużo madrytczycy zawdzięczają Asensio, który w pierwszej połowie grał jak Michał Pazdan na EURO 2016. Wślizgi, agresywna gra, blokowanie strzałów. Ręce składały się do oklasków.

Tak samo jak w końcówce połowy, gdy Phil Foden załadował z dystansu, ale Thibaut Courtois nie dał się zaskoczyć. Tuż przed przerwą Real jeszcze parokrotnie nacierał na bramkę, gdyż gospodarzom zdarzyło się, łatwo zgubić piłkę na rzecz rywali. Strzały Fede Valverde oraz Mbappe (dwukrotnie) nie znalazły drogi do bramki, a groźną akcję po swoim odbiorze złym timingiem rozegrania zepsuł Rodrygo.

Kwadrans odpoczynku i wróciliśmy do emocji. Zaraz po gwizdku rozpoczynającym drugie 45 minut Haaland miał piłkę na 2:0, ale obił poprzeczkę. Nie udało się podwyższyć, więc Real ruszył do ataku. Sytuacje mieli Jude Bellingham oraz Mbappe, ale wyrównanie nie nadchodziło. Do czasu, aż Dani Ceballos w po godzinie gry posłał ciasteczko za linię obrony, a tam francuski napastnik… skiksował. Piłka odbiła się Kylianowi od piszczela, jednakże fura szczęścia sprawiła, że piłka znalazła drogę do siatki ku zdziwieniu defensorów i bramkarza.

Królewscy dopięli swego, ale to im nie starczało. Nawiązali znów do pierwszych minut pierwszej połowy i huraganowo atakowali bramkę Edersona. Po błyskawicznym kontrataku Valverde posłał bombę obok słupka, później Bellingham po dograniu z prawej strony przegrał pojedynek 1 vs. 1 z bramkarzem, a na koniec Mbappe trafił w słupek (tu mimo wszystko był spalony).

Problem dla Realu był taki, że nieskuteczność jego piłkarzy znów się odwróciła przeciwko nim. Gdy mecz wkraczał w decydującą fazę Ceballos nieprzepisowo powstrzymał Fodena w polu karnym i Manchester City miał doskonałą szansę na ponowne prowadzenie. Z jedenastu metrów piłkę do bramki pewnie posłał Haaland i w ostatnie 10 minut meczi wchodziliśmy z wynikiem 2:1.

Szkoda tylko tego Ceballosa, bo dotąd wyglądał bardzo dobrze, a ten błąd to bądź co bądź rysa na występie Hiszpana. Mogliśmy się spodziewać elektryzującej końcówki, bo na boisku pojawił się także ekspert od takich sytuacji – Luka Modrić. I ekipa Ancelottiego znów dała radę wrócić do meczu, tym razem z pomocą Edersona. Brazylijczyk źle podał piłkę, później odbił przed siebie strzał Viniciusa, a tam czyhał Brahim Diaz, który dał remis. Hiszpan jako były zawodnik Obywateli nie celebrował bramki, ale z pewnością wiedział, że była ona niezwykle ważna. Tym bardziej że Real Madyt zrobił to, co zwykle. Długa piłka w doliczonym czasie gry, Vini Jr. jakimś cudem przebija się przez obronę City, a później lobuje Edersona. Piłka do bramki nie zmierza, lecz w pole karne pada Bellingham i wślizgiem pakuje piłkę do siatki. Kto by się tego spodziewał?

Tym samym to Real Madryt jest w bardziej komfortowej sytuacji przed rewanżem. Bramka zapasu i meczu u siebie? Nie można jednak skreślać Manchesteru City, bo te mecze rządzą się swoimi prawami.

Manchester City – Real Madryt 2:3 (Haaland 19′, 80′ – Mbappe 60′, Brahim 86′, Bellingham 90+2′)

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    108,729FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ