Nie był to najciekawszy początek kolejki jaki mogliśmy sobie wyobrazić. Kibice Newcastle United z pewnością nie będą na niego narzekać, ale domowy mecz z Tottenhamem był całkowicie jednostronny. Dzięki temu zrewanżowali się za porażkę 1:4 z grudnia poprzedniego roku. Wtedy nazwaliśmy to „koncertem” Spurs, teraz stać ich było tylko na bycie publicznością pod sceną. Jedyne co sympatycy Srok mogą zarzucać swoim piłkarzom, to że ich rywale nie wyjeżdżali z St. James’ Park z poczuciem niebotycznej porażki. Szanse na to były, lecz skończyło się tylko 4:0. Piszę tylko, gdyż sam Alexander Isak mógł strzelić ze cztery bramki. I to mówiąc wyłącznie o takich najlepszych okazjach. Nie zmienia to jednak faktu, że podopieczni Eddiego Howe’a zdobyli komplet punktów i mogli myśleć o tym, jak spędzą resztę weekendu. Niewątpliwie będzie to przebiegać w miłej atmosferze.
Szybkie dwa ciosy Newcastle
Od pierwszego gwizdka najaktywniejszym piłkarzem na boisku był Timo Werner. Niemiec był wszędzie tam, gdzie pojawiała się szansa na zagrożenie bramce gospodarzy. Klasycznie dla siebie jednak był w swoich działaniach maksymalnie nieporadny. Za pierwszym razem zamiast uderzyć piłkę głową, to próbował ją trafić nogą na dosyć wysokim pułapie. Za drugim natomiast dostał podanie po ziemi w polu karnym, ale będąc na siódmym metrze przed bramką, fatalnie ułożył stopę i spudłował. Nie żeby nas to jakoś szczególnie dziwiło. Prócz tego dobrze funkcjonowały skrzydła obu zespołów. To w tamtych sektorach mieliśmy najwięcej gry. Mimo takiego obrazu gry, brakowało strzałów celnych.
Na pierwsze dwa musieliśmy czekać pół godziny, ale gdy już do nich doszło, to dwa razy oglądaliśmy bramki. Wpierw Alexander Isak zachował ekstremalny spokój w polu karnym. Szwed położył swoim zwodem Micky’ego van de Vena i wykończył świetną kontrę Newcastle. Dosłownie chwile później Pedro Porro katastrofalnie zagrał piłkę we własne pole karne, gdzie dopadł do niej Anthony Gordon (asystował Isakowi przy pierwszej bramce), minął van de Vena i podwyższył prowadzenie. Naprawdę, holenderski obrońca Spurs w kluczowych momentach dwukrotnie został ograny jak dziecko. Aż nie chciało się wierzyć, że to ten zawodnik, którego w ostatnim czasie chwalą wszyscy. Piłkarze Srok szli za ciosem i zdominowali rywali. Z łatwością wychodzili z atakami, tworzyli zagrożenie i dążyli do zdobycia trzeciej bramki. I mieli do tego okazje, ale defensywa Kogutów przed przerwą już nie skapitulowała. Dowodem na przewagę gospodarzy niech będzie liczba rzutów rożnych, których nabili aż 10.
Było spokojniej, ale dalej źle dla Totków
Przed przerwą może Guglielmo Vicario nie musiał wyciągać trzeci raz piłki z siatki, za to w drugiej połowie go to nie ominęło. Kolejna kontra Newcastle to długa piłka do Isaka, który uciekł nikomu innemu, jak van de Venowi i pokonał płaskim strzałem włoskiego bramkarza Spurs. Do Vicario ciężko mieć pretensje o stracone bramki, bo przy żadnej z nich nie miał większych szans na obronę. Co więcej, gdyby nie on, to wynik mógłby być wyższy. Wiele za to zastrzeżeń można mieć do całej defensywy gości, bo ta grała na poziomie nieprzystojącym zespołowi takiemu jak Tottenham. Ange Postecoglou postanowił zainterweniować i wymienił prawie cały środek pola. Nic dziwnego. Ten w pierwszej połowie praktycznie nie istniał. A wiadomo, że samochód nie pojedzie bez działającego silnika.
Po trzeciej bramce sytuacja trochę się uspokoiła. Tottenham poukładał sobie grę po wszystkich przetasowaniach personalnych, a i Newcastle jakby zaczęli grać trochę oszczędniej. Nie podkręcali już tempa, wracając do tego co dzisiaj przyniosło im bramki. Czyli czyhanie na kontrataki. Okazji do tego nie mieli zbyt wiele, ale dalej nabijali kornery. Po jednym z nich w słupek trafił Emil Krafth. Chwilę znów się nie działo, aż jego kolega z defensywy, Fabian Schär w 87. minucie wykorzystał wrzutkę właśnie z rzutu rożnego i dobił Tottenham. Szwajcar zrobił to z niebywałą gracją. Wyglądało to, jakby był sam w polu karnym.
Newcastle zainkasowało trzy punkty na własnym terenie, co w spotkaniu z zespołem pokroju Tottenhamu zawsze dobrze smakuje. W tabeli Premier League nie zmieniło to za wiele, bo Sroki tracą do Kogutów, znajdujących się na 5. miejscu, aż 10 oczek.