West Ham w kryzysie. Czy to koniec marzeń o Lidze Mistrzów?

Walka o pierwszą czwórkę w Premier League nabiera rozpędu. Już wiadomo, że na ostateczne rozstrzygnięcia będziemy musieli czekać do ostatniej kolejki. Jeszcze kilka tygodni temu wydawało się, że w batalię o miejsca premiowane grą w Lidze Mistrzów zaangażowane do samego końca będą cztery zespoły. Chelsea, Leicester, Liverpool i West Ham. Jednak w ostatnich kolejkach Młoty same wypisały się z tej rywalizacji. A jeszcze miesiąc temu, po 31. kolejce i wygranej 3:2 z Leicester, ekipa Davida Moyesa zajmowała czwarte miejsce. Coś niemożliwego z perspektywy początku sezonu stawało się coraz bardziej realne. Jednak słabe wyniki w poprzednich kolejkach sprawiły, że szanse na grę w Champions League są już tylko iluzoryczne.

W ostatnich pięciu meczach West Ham zdobył tylko cztery punkty. Jedyne zwycięstwo odnieśli przeciwko Burnley (2:1), w sobotę zremisowali z Brighton (1:1), a przegrali z Newcastle (2:3), Chelsea (0:1) i Evertonem (0:1). Co więcej, gdyby spojrzeć jeszcze szerzej, to w poprzednich 11 meczach Młoty zgarnęły zaledwie 14 oczek. Oczywiście, terminarz nie był dla nich najbardziej korzystny, bo mierzyli się w tym czasie m. in. z oboma klubami z Manchesteru, Arsenalem, Leicester oraz Chelsea. Jednak o, ile porażki z The Blues, Man United i Man City można jakoś wytłumaczyć, o tyle przegrane z Newcastle i Evertonem z pewnością były dla Davida Moyesa rozczarowujące. W końcu Młoty, od pierwszej kolejki i porażki z Newcastle (0:2) aż do rewanżu ze Srokami, nie przegrały z żadnym zespołów spoza Big Six. West Ham miał patent na słabsze zespoły, ale w ostatnim czasie w grze zespołu z London Stadium ewidentnie coś się zacięło.

REKLAMA

Kontuzje głównym problemem?

Co ma główny wpływ na spadek formy Młotów w ostatnim czasie? Oczywiście, na pierwszą myśl przychodzą kontuzje. West Ham musiał zmagać się z absencjami swoich kluczowych zawodników. W poprzednim miesiącu z gry wypadł Declan Rice, kapitan zespołu pod nieobecność Marka Noble’a i lider środka pola oraz Aaron Cresswell, lewy obrońca, który wnosi również sporo do gry ofensywnej. Sporą część sezonu przez kontuzje opuścili również jedyny nominalny napastnik ekipy z London Stadium Michail Antonio oraz Arthur Masuaku. Ponadto pod nieobecność Rice’a pauzował również Noble, w skutek czego Moyes musiał głowić się, jak zestawić środek pomocy. W obliczu wąskiej kadry, jaką posiada West Ham nie była to zbyt komfortowa sytuacja.

Niemniej jednak, we wcześniejszych fazach obecnej kampanii zespół z Londynu również musiał radzić sobie z wieloma urazami. Mimo to, za każdym razem udawało się tuszować braki podstawowych zawodników. Przykładowo pod nieobecność Antonio, Moyes zdecydował się zastosować wariant bez klasycznej „dziewiątki”, stawiając z przodu na trzech zawodników będących wolnymi elektronami, poruszającymi się na całej szerokości boiska. Na takim ustawieniu najbardziej skorzystał Jesse Lingard, którego forma eksplodowała po zimowym wypożyczeniu z Manchesteru United. Ponadto w wyniku kontuzji na środku obrony objawił się Craig Dawson, który miał bardzo dobre wejście do zespołu i do tej pory zachował miejsce w składzie.

Jednak w minionej kolejce menadżer Młotów miał do dyspozycji już Rice’a, Cresswella i Antonio, a mimo to Młoty nie potrafiły pokonać Brightonu. Gra zespołu Davida Moyesa, podobnie jak we wcześniejszym starciu z Evertonem, po prostu się nie kleiła. West Ham często był zmuszony do gry w ataku pozycyjnym i miał duże problemy ze stwarzaniem klarownych sytuacji. Lingard nie jest już w tak dobrej formie, jak jeszcze kilka tygodni temu i nie zamienia każdego strzału na bramkę. Problem w tym, że nikt nie potrafi go wyręczyć i wziąć odpowiedzialności na swoje barki.

Problemy w defensywie

Jednak ofensywa to nie największy kłopot Młotów. W poprzednich spotkaniach West Ham znacznie gorzej radzi sobie w defensywie. Starcie z Brighton było już dziewiątym kolejnym, w którym ekipa Moyesa traci co najmniej jednego gola. Co gorsza, w tym okresie Młoty traciły trzy bramki z Newcaslte i Arsenalem oraz dwie przeciwko Wolves i Leicester. O, ile jeszcze wcześniej, słabą postawę obrony, udawało się tuszować dobrą grą w ataku i dużą liczbą strzelanych goli, tak ostatnio błędy popełniane przez defensorów West Hamu nie mogły już ujść uwadze kibiców.

Tak naprawdę przez większą część sezonu mogliśmy chwalić podopiecznych Davida Moyesa za dobrą organizację gry w obronie. West Ham bazował na kolektywie i bronieniu całym zespołem. Jednak ostatnie mecze pokazały, że z takimi zawodnikami jak Issa Diop czy Craig Dawson na środku obrony ciężko bić się o Ligę Mistrzów. Obaj nie mają za sobą najlepszych tygodni, a ich błędy (takie jak faul Diopa w polu karnym w meczu z Burnley czy czerwona kartka Dawsona przeciwko Newcastle) mogą sporo kosztować West Ham na finiszu sezonu. Każdy zespół potrzebuje lidera i szefa defensywy. Niestety w ekipie Młotów ewidentnie takiego brakuje.

West Ham wcale nie taki pewny pucharów

Dla zespołu Davida Moyesa miejsce w TOP4 i udział w przyszłorocznej edycji Ligi Mistrzów byłoby niczym spełnienie pięknego snu. Wielu neutralnych kibiców lubi takie historie i z całego serca życzyło tego Młotom. Na dzień dzisiejszy jest to bardzo mało realne. Jednak już same występy w europejskich pucharach – mimo, że mogą być niewielkim niedosytem, zarówno dla piłkarzy, jak i fanów West Hamu – przed sezonem każdy związany z ekipą z London Stadium wziąłby w ciemno. Jednak i to na dwie kolejki przed końcem nie jest pewne.

Obecnie Młoty są na siódmym miejscu, gwarantującym grę w Lidze Konferencji Europy, z dorobkiem 59 punktów. Tyle samo ma szósty Tottenham, ale West Ham musi również patrzeć za siebie. Będący na ósmej pozycji w tabeli Everton ma tylko trzy oczka straty, a dziewiąty Arsenal cztery. Teoretycznie wyprzedzić ich może też Leeds, które ma sześć punktów straty, ale jest to mało realny scenariusz. Swoich nadziei West Ham może upatrywać w korzystnym terminarzu. Podopieczni Davida Moyesa zmierzą się jeszcze na wyjeździe z pewnym już spadku West Bromem oraz z niegrającym już o nic Southampton przed własną publicznością. Młoty nie muszą się więc oglądać na innych. Kwestię gry w pucharach mają w swoich rękach. Jeżeli się uda, bez wątpienia będzie to największa niespodzianka tego sezonu Premier League. Choć i tak pozostanie pewien niedosyt.

Zdjęcie: Twitter/West Ham

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    108,642FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ