Ligowy klasyk dla gospodarzy! W przedostatnim spotkaniu 7. kolejki PKO BP Ekstraklasy Legia Warszawa pokonała u siebie 3:1 Widzew Łódź.
Kosta Runjaić wprowadził kilka roszad względem czwartkowego meczu z FC Midtjylland, najwięcej zmian dokonując w bloku defensywnym. Szansę debiutu dostał Steve Kapuadi, który pełnił rolę centralnego obrońcy. W wyjściowym składzie znalazło się też miejsce dla Blaza Kramera oraz Ernesta Muciego. W Widzewie natomiast, dość nieoczekiwanie, od pierwszej minuty wybiegł debiutant Dawid Tkacz.
Pierwsze momenty były dość wyrównane
Już w 4. minucie, po mierzonej wrzutce Bartłomieja Pawłowskiego, wynik mógł otworzyć Mato Milos. Jego próbę powstrzymał jednak Kacper Tobiasz. Widzew miał jeszcze rzut rożny, po którym niecelnie główkował Patryk Stępiński. Przyjezdni ociągali się z powrotem, z czego skrzętnie skorzystał Tobiasz, wznawiając grę długim wykopem. Na połowie Widzewiaków czyhał już Muci, który popędził w stronę bramki Henricha Ravasa i w sytuacji sam na sam ze spokojem pokonał słowackiego golkipera.
Po wyjściu na prowadzenie Legia spokojnie kontrolowała mecz. Można powiedzieć, że w jej szeregach zrobiło się aż za spokojnie. Brakowało bowiem przyspieszenia i postawienia kropki nad i w ofensywie. Wszystko dlatego, że przeciwnicy nie postawili poprzeczki przesadnie wysoko. Łodzianom jeszcze bardziej brakowało dynamiki, mieli kłopoty, żeby dłużej utrzymać piłkę i w ogóle wyprowadzić ją z własnej połowy. Właściwie jedynym plusem po stronie gości były długie podania autorstwa Serafina Szoty, który w ten sposób próbował przetransportować futbolówkę na połowę rywala.
Niemal całe 45 minut całkiem nieźle z Jordim Sanchezem radził sobie debiutujący Kapuadi
Francuski stoper był twardy i stanowczy, grając na pograniczu faulu wobec Hiszpana. Wszystko do czasu. W 44. minucie to Sanchez był górą. Napastnik Widzewa przyjął podanie od Ravasa, zmylił Yuriego Ribeiro i Kapuadiego, by na końcu pokonać Tobiasza. Nie na co dzień w meczach zdarza się, żeby obaj bramkarze mieli na swoim koncie asystę.
Tuż przed końcem pierwszej odsłony Legia ponownie mogła wyjść na prowadzenie. Właściwie nawet nie mogła – a wręcz powinna. Stuprocentową okazję koncertowo zmarnował jednak Maciej Rosołek, który z bliskiej odległości nieczysto trafił w piłkę.
W przerwie reagowali obaj szkoleniowcy
Janusz Niedźwiedź ściągnął Tkacza, wpuszczając Ernesta Terpiłowskiego, Kosta Runjaić zaś w miejsce Pawła Wszołka posłał do boju Makanę Baku. Od początku drugiej części jeszcze bardziej przeważali gospodarze, momentami na długie minuty zamykając Widzewiaków nie tylko na własnej połowie, ale i we własnym polu karnym.
Legia kreowała mnóstwo akcji, brakowało jej jednak wykończenia. W końcu sprawy w swoje ręce wziął nie kto jak brylujący w ostatnim czasie Ernest Muci. Albańczyk zebrał bezpańską piłkę i bez zastanowienia uderzył na bramkę, po raz drugi dzisiejszego wieczoru pokonując Ravasa.
Ostatecznie rezultat przypieczętował kapitan Josue, wykorzystując rzut karny podyktowany po faulu Luisa Da Silvy na Gualu. Oczywiście Portugalczyk nie omieszkał jeszcze nie wykorzystać okazji i zdobycie bramki świętował pod trybuną kibiców z Łodzi.
Długimi momentami spotkanie to było dość… nudne. Legia wyraźnie dominowała, ale jednocześnie chciała zgarnąć trzy punkty jak najmniejszym nakładem sił. Widzew z kolei, oprócz tej jednej bramkowej akcji, nie za bardzo potrafił skutecznie zagrozić Legionistom.