GP Kanady na torze „Circuit Gilles Villeneuve” przeszło już do historii. Wyścig przyniósł wiele ciekawych rozstrzygnięć i pozwolił wyciągnąć nam kilka wniosków.
Strategia Ferrari zadziałała
Na 12. okrążeniu George Russell uderzył w bandy, rozbijając swój bolid. Spowodowało to uruchomienie żółtych flag, a na torze pojawił się samochód bezpieczeństwa. Była to oczywiście szansa dla wielu zespołów na zmianę opon. Wszystkie zespoły zjechały do boksów z wyjątkiem Ferrari. Fani włoskiego zespołu z pewnością już pisali w swoich głowach najgorsze scenariusze i przeczuwali, jak ten wyścig w wykonaniu tego zespołu się zakończy. Tym razem było inaczej i odbyło się bez „grande strategii”. Charles Leclerc i Carlos Sainz utrzymywali bardzo dobre tempo na pośredniej mieszance, wypracowali odpowiednią przewagę i zjeżdżając do boksów, nie stracili żadnej pozycji.
Bezpiecznie dojechali na dobrych miejscach (4 i 5), jednocześnie żałując jeszcze bardziej zmarnowanych kwalifikacji. Gdyby nie one, kierowcy włoskiego zespołu z pewnością walczyliby o podium. Niemniej jednak postawa kierowców i dobrze dobrana strategia zasługuje na pochwałę. Kto nie ryzykuje, nie pije szampana – takie hasło często przyświeca decyzjom Ferrari. Tym razem jednak decyzja okazała się być słuszna. Oby jak najwięcej takich wyścigów w wykonaniu Ferrari, a jak najmniej takich kwalifikacji. Jeszcze może być dobrze. Są na to papiery, tylko trzeba wiele spraw poukładać w głowach.
Fenomenalny Albon
To, że Alex Albon pozbierał się po nieudanej przygodzie w Red Bullu, pokazał już wielokrotnie. W trakcie wyścigu jak i całego weekendu o GP Kanady kolejny raz to udowodnił. Najpierw pojechał genialne kwalifikacje i bez większych problemów zakwalifikował się do Q3. Ryzykowna strategia i zmiana opon opłaciła. Niestety w Q3 już nie było tak kolorowo i skończyło się zaledwie na 10. pozycji. Nie zmienia to faktu, że sobotni dzień tajski kierowca mógł zaliczyć do udanych.
Po przetasowaniach i karach w środku stawki potrafił się odnaleźć tam, gdzie powinien. Znakomicie wykorzystywał błędy rywali i jechał swój wyścig. Wyciągał z poprawionego samochodu absolutne maksimum i pewnie bronił swojej mocnej 7. pozycji. Udało mu się dojechać na tym miejscu do mety i zagwarantował swojemu zespołowi cenne 6 punktów. Kolejny raz pokazał, że można na niego liczyć i pod żadnym pozorem nie można go skreślać. Nie bez powodu został kierowcą dnia. Po prostu na to zasłużył i sam sobie to wyrwał. Alex ciągle się rozwija i jak na razie sprawia solidne lanie swojemu zespołowemu koledze – Loganowi Sargeantowi.
Alonso znowu pokazał Strollowi miejsce w szeregu
Fernando Alonso kolejny wyścig zdobywa podium dla swojego zespołu i po raz kolejny w obecnym sezonie pokazuje światu swoje umiejętności oraz możliwości Astona Martina. Gdzie w tym czasie jest Lance Stroll? Tuła się pod koniec pierwszej dziesiątki, a kwalifikacjach opada w Q2. Kanadyjczyk udowadnia swojemu ojcu, a przede wszystkim sobie, że jest po prostu przeciętnym kierowcom. Nie radzi sobie z presją. Lanie, które dostaje od 41-letniego hiszpańskiego weterana, jest co najmniej zawstydzające. Lance jednak nie sprawia wrażenia człowieka, który w jakikolwiek sposób wie, jak temu zaradzić.
O ile początek sezonu zapowiadał się obiecująco w jego wykonaniu, tak z wyścigu na wyścig wygląda to coraz gorzej. Nie widać żadnego postępu. Obu panów w klasyfikacji generalnej dzieli już 80 punktów, a z taką jazdą jednego i drugiego przewaga Hiszpana raczej będzie rosnąć. Lance mając taki bolid i takiego partnera, który może mu wiele pokazać, powinien również walczyć o miejsca na podium. Z takimi wynikami i jazdą nie zasługuje na bycie w takim ambitnym zespole, jakim na ten moment jest Aston Martin. Tylko, czy ojciec się na to zgodzi? Na ten moment na pewno nie.
„Checo” obudź się!
To jakim wielkim kierowcą jest Max Verstappen, wszyscy doskonale wiemy. Holender udowodnił to setki razy i na ten moment nie ma kierowcy, który w jakikolwiek sposób mógłby mu zagrozić. Wielu uważało, że jedynym takim kierowcą mógłby być jego zespołowy kolega – Sergio Perez. Meksykanin jednak rozwiewa wszelkie nadzieje na taki scenariusz. Zawodzi w kwalifikacjach i nie potrafi nadrobić strat w czasie wyścigów. Traci punkty niemiłosiernie. Jest geniuszem na torach ulicznych, lecz wyścigi Formuły 1 rozgrywają się na przeróżnych torach, nie tylko na tych uliczny panie Perez.
Na 8 sesji kwalifikacyjnych w tym sezonie tylko w połowie z nich „Checo” awansował do Q3. Dramat jak na takiego kierowcę, jakim jest Meksykanin. Do tego trzeba wziąć pod uwagę możliwości samochodu i popatrzeć na to, jakie wyniki z tym samym samochodzie osiąga Max Verstappen. Zaczyna to powoli wchodzić w granicę wstydu i siać mętlik w głowie działaczy Red Bulla. Na pewno w głowie Helmuta Marko i Christiana Hornera zaczęły się pojawiać myśli o zmianie partnera dla holenderskiego mistrza. Perez zawodzi w tym sezonie i to na całej linii.
Na razie w żadnym stopniu nie przypomina kierowcy z zeszłego sezonu. Stracił swój impet i zatrzymał się w rozwoju. Zaczyna pokazywać swojemu zespołowi, że więcej z siebie na ten moment nie jest w stanie wykrzesać. Nawet ciężko powierzać mu jakiekolwiek działania strategiczne, gdy w trakcie wyścigu pozycje, jakie zajmuje, to miejsca 4-8. Jeden wygrany wyścig niczego nie zmienia. Czas się obudzić i wziąć się do roboty. Mistrzostwo praktycznie już uciekło, ale reputację naprawić jeszcze jak najbardziej można.
Quo Vadis McLarenie?
Powiedzieć, że forma Mclarena wygląda fatalnie w tym sezonie, to tak, jakby nic nie powiedzieć. Nic się nie zgadza w tym zespole od początku 2023. Złośliwi powiedzą nawet, że taki stan trwa od co najmniej początku poprzedniego sezonu. Wydawało się, że ściągnięcie Oscara Piastriego to strzał w „10” i idealnie wkomponuje się do zespołu. Pierwsze wyścigi sezonu już od kilku lat przyzwyczaiły nas do tego, że na wystrzał formy tegoż zespołu trzeba poczekać. Aktualnie jednak czekamy już dosyć długo i na razie poprawy nie widać. Pojawiają się przebłyski, głównie w kwalifikacjach, lecz w wyścigu obaj zawodnicy gubią tempo i krążą na pozycjach 10-15. W ośmiu wyścigach uzbierali zaledwie 17. punktów i na ten moment w żaden sposób nie aspirują do walki z wyżej notowanymi zespołami. Czas na poprawę wyników i osiągów.
W McLarenie muszą myśleć głównie o tym, żeby jeszcze słabsze zespoły ich nie dogoniły. Mają swoje problemy owszem, ale takiemu zespołowi jak Mclaren nie wypada tyle się z nimi borykać. Czas się obudzić. O walce o czołowe lokaty można zapomnieć, lecz na pewno warto by było się włączyć w walkę o 5. miejsce z Alpine. Na ten moment te zespoły dzieli spora różnica, przede wszystkim w punktowaniu. We francuskiej ekipie co wyścig co najmniej jeden z kierowców gwarantuje punkty. Nawet raz dołożyli podium. W Mclarenie tego nie ma. Punktują obaj, albo nikt. Chociaż póki co przeważa opcja „nikt”.