Najpierw wzięli trenera wychowanego w klubach Red Bulla, a teraz tym samym kluczem sprowadzają piłkarzy. Mimo, że firma produkująca napoje energetyczne nie jest właścicielem żadnego klubu w Anglii, to w nadchodzącym sezonie Premier League, to właśnie Leeds prawdopodobnie będą uosobieniem stylu, w jakim grają te zespoły. W pierwszej pełnej kampanii Jessego Marscha Pawie mają być już jego autorskim projektem. Właściciele dali trenerowi pełną swobodę w wyborze nowych zawodników. Amerykanin jako główny cel obrał sobie tych, z którymi już wcześniej współpracował. Tych, którzy znają i pasują do jego redbullowego stylu.
Sześć transferów na początku lipca
Brenden Aaronson i Ramus Kristensen z Salzburga oraz Tyler Adams z Lipska. Jesse Marsch z tymi trzema nowymi piłkarzami Leeds pracował w poprzednich klubach i teraz sprowadza ich na Eland Road. Do tego dochodzą również Marc Roca z Bayernu, Luis Sinisterra z Feyenoordu i Darko Gyabi z Manchesteru City. Mamy dopiero początek lipca, do startu nowego sezonu pozostał prawie cały miesiąc, a Pawie zasiliło już sześciu nowych piłkarzy. Ponadto sporo mówi się również o przyjściu Charlesa de Ketelaere’a, reprezentanta Belgii z Club Brugge, którym zainteresowany jest także m.in. Milan oraz innego byłego podopiecznego Marscha z Salzburga – Mohammeda Camary.
Niewątpliwie Leeds uczy się na błędach. Głównym powodem tego, że Pawie do ostatniej kolejki poprzedniego sezonu walczyły o utrzymanie była wąska kadra oraz liczne kontuzje. Z tymi na różnych etapach sezonu zmagali się niemal wszyscy zawodnicy wyjściowego składu. W efekcie Marcelo Bielsa często musiał sięgać po graczy z klubowej akademii, którzy nie mieli praktycznie żadnego doświadczenia na poziomie seniorskim. Ponadto często „rzucał” piłkarzy po różnych pozycjach, przez co zespołowi brakowało zgrania i wypracowanych automatyzmów. Teraz ma się to zmienić. Zanosi się na to, że Leeds wreszcie będzie miało kadrę, o której szerokość Marsch nie będzie musiał się martwić przy pierwszej kontuzji któregoś z podstawowych zawodników.
Leeds robi transfery z myślą o przyszłości
Pawie na rynku transferowym działają nie tylko szybko, ale również myśląc o przyszłości. Wszystkich nowych piłkarzy Leeds łączy to, że żaden z nich nie ma więcej niż 25 lat. Ich średnia wieku wynosi 22,3. Jest to kolejny dowód na to, że Marsch dostał zaufanie i wolną rękę w doborze transferów. Amerykanin do swojego stylu potrzebuje zawodników wybieganych, mogących grać wysokim pressingiem przez pełne 90 minut. Takich, którzy będą w stanie podporządkować się wymaganiom trenera i najlepsze lata swojej kariery mają jeszcze przed sobą.
Z resztą to również pokazuje, że na Elland Road chcą podążać zbliżoną drogą do tej, którą wytyczają kluby Red Bulla. Nie tylko prezentować szybki, energiczny, oparty na wysokim pressingu i błyskawicznym przejściu do ataku styl gry na boisku, ale także budować drużynę na młodych, głodnych sukcesów zawodnikach i sprzedawać ich z zyskiem do silniejszych zespołów. Średnia wieku Lipska w sezonie 2020/21 wynosiła 24,7 i była drugą najniższą w Bundeslidze (taką samą miał Koln, a niższą (24) Stuttgart). Z kolei Salzburg ze średnią wieku 23,7 w tym samym sezonie w swojej lidze nie miał sobie równych.
Odejścia dwóch kluczowych piłkarzy
Niemniej jednak, żeby nie było tak kolorowo, od początku tegorocznego okienka niemal pewne było, że Leeds pożegna się ze swoimi dwoma najlepszymi zawodnikami. Raphinha i Kalvin Phillips swoimi umiejętnościami znacznie przewyższali kolegów z zespołu. Naturalnym krokiem w kierunku dalszego zespołu było odejście do silniejszego klubu. Anglik został już sprzedany do Manchesteru City za prawie 50 mln euro. Natomiast Brazylijczyk jest jedną nogą poza klubem i jego odejście wydaje się być tylko kwestią czasu. Strata dwóch tak ważnych piłkarzy dla zespołu, który poprzedni sezon skończył tylko trzy punkty nad kreską, automatycznie umieszcza go jako jeden z kandydatów do spadku. Oczywiście zastąpienie Phillipsa i Raphinhi będzie niezwykle trudne, jednak na Elland Road robią wszystko, aby odczuć to jak najmniej boleśnie.
Wszyscy sprowadzeni dotychczas zawodnicy – pomimo, że są relatywnie młodzi – doświadczyli gry w europejskich pucharach na wysokim poziomie. Mimo, że nie są oni sprawdzeni na poziomie Premier League, to są podstawy do tego, aby twierdzić, że będą oni dla zespołu wartością dodaną. Marc Roca przed transferem do Bayernu był jednym z najlepiej rokujących defensywnych pomocników w Hiszpani. Tyler Adams ma za sobą 19 występów w pierwszej reprezentacji USA i sporo meczów w Lidze Mistrzów. Luis Sinisterra był kluczową postacią Feyenoordu w drodze do finału Ligi Koneferencji. Brenden Aaronson i Rasmus Kristensen grali w podstawowej jedenastce Salzburga w Champions League i także regularnie są powoływani do swojej reprezentacji. Jedynie 18-letni Darko Gyabi, sprowadzony w rozliczeniu za transfer Phillipsa, jest raczej melodią przyszłości. Jednak i on może być wartościowym uzupełnieniem kadry i z pewnością dostanie szanse w mniej ważnych spotkaniach pucharowych.
Czy w Leeds jest miejsce dla Mateusza Klicha?
Niemniej jednak, z polskiej perspektywy, pozostaje pytanie jaką rolę Amerykanin widzi dla Mateusza Klicha. Polak w minionych rozgrywkach nie grywał już tak często jak w pierwszym sezonie w Premier League. Co prawda, po przyjściu Marscha, w 12 meczach Klich dziewięć razy wychodził w podstawowym składzie. Jednak trener nie miał zbyt dużego wyboru, a dwa razy Polak był zmieniany już w przerwie. Znamienny był ostatni, decydujący o utrzymaniu mecz z Brentford, kiedy to w środku pomocy Amerykanin wolał postawić na 20-letniego napastnika Sama Greenwooda.
Jako, że Marsch preferuje ustawienie z dwoma środkowymi pomocnikami, Klichowi ciężej będzie o miejsce w wyjściowej jedenastce. Ponadto latem do klubu przyszło aż trzech piłkarzy mogących grać na tej pozycji. Tyler Adams, Marc Roca i Brenden Aaronson są młodsi, bardziej pasują do koncepcji, a dwóch z nich Amerykanin zna już z poprzednich klubów. Oceniając realnie, szanse na regularną grę Polaka w Leeds są dzisiaj niewielkie. Zważywszy na fakt, że Marsch buduje zespół według własnej filozofii z pewnością będzie chciał postawić na „swoich” zawodników. Niestety Klich może być jednym z przegranych rewolucji na Elland Road.
Na papierze transfery Leeds wyglądają obiecująco. Jeżeli Jesse Marsch wkomponuje odpowiednio w zespół nowe nabytki, nawet strata Raphinhi i Phillipsa nie musi być aż tak odczuwalna. Właściciele obdarzyli Marscha sporym zaufaniem, zapewniając mu odpowiednie narzędzia. Teraz czas, aby przy ich pomocy zbudował w Leeds zespół na własną modłę. Najlepiej taki, jak lubi – na wzór Red Bulla.