Barcelona została upokorzona. 1:4 przy absencji Neymara w PSG to jest wynik niegodny takiego klubu. Po Quique Setienie miało być nowe otwarcie, miała być przebudowa, miała być zmiana stylu gry. I co? I nie zmienia się nic. Duma Katalonii dziś łudząco przypominała drużynę z sierpnia, która została upokorzona przez Bayern. Te same problemy, te same przyczyny porażki, ten sam kompromitujący obraz. Rozmiary porażki już mniejsze, ale co by było gdyby Neymar był zdrowy? Czy PSG byłoby w stanie powtórzyć wyczyn Bayernu? Szczerze – nie można wykluczyć takiej możliwości.
Bezradna defensywa
Barcelona odwaliła festiwal żenady w defensywie. Od pressingu i reakcji po stracie piłki, przez ustawienie, kompaktowość, brak wygrywania pojedynków, asekurację i odpowiedzialność za swoich rywali po bronienie stałych fragmentów gry. Najlepiej podsumowuje to obrazek Gerarda Pique próbującego rozpaczliwie złapać za koszulkę pędzącego w stronę bramki Kyliana Mbappe. Bezradność.
Nawet ostatnia deska ratunku Barcelony w kryzysowych momentach nie dała rady. Messi został zupełnie wyłączony z gry przez Paryżan. Podjął tylko 2 próby dryblingu w tym meczu (obie udane). Jak na niego to wynik wręcz kosmicznie niski. Dla porównania, Mbappe 13 razy wchodził w drybling i 9 razy mu się udało. Kean – 4/8. Jeśli ograniczyć ten mecz do pojedynków 1 na 1 to wygrana Paryżan nie dziwi. Byli bardziej odważni i nie bali się brać gry na siebie. Z 35 pojedynków wygrali aż 26. Barcelona za to podjęła ich tylko 18 – z czego aż 5 wprowadzony w 78 minucie Trincao – i połowę wygrała. PSG dominowało pod kątem fizycznym, organizacyjnym, motorycznym i pomysłu na grę, co również przekładało się na indywidualne występy zawodników.
Znów zawiódł pressing
Co mnie najbardziej rozczarowało w kontekście Barcelony? Organizacja pressingu. To był zarzut w stronę Setiena i jeden z powodów jego zwolnienia. Dlatego też sprzedany został Luis Suarez, bo nie jest w stanie pressować intensywnie przez 90 minut, bo potrzebowali napastnika o innym profilu. Bo Koeman miał wprowadzić nowe zasady, bez żadnych przywilejów dla poszczególnych piłkarzy. Dziś te słowa wydają się być kpiną.
Tak, jak Blaugrana broniła 9 na 11 w poprzedniej edycji LM, tak samo broni teraz tylko rolę Suareza przejął Ousmane Dembele. Messiego Koeman też nie przekonał do pracy w defensywie. Oczywiście, Leo już od jakiegoś czasu stał się większy niż klub i sam sobie wyznacza standardy, bo jego marka, umiejętności i zasługi mu na to pozwalają. Jednakże, jeśli Argentyńczyk chce wygrać coś ważnego z zespołem to musi się na takie mecze zmotywować. Niech sobie truchta i oszczędza siły z Elche, Realem Valladolid, czy Huescą, ale na PSG musi wyjść napakowany, jak kabanos. Głodny gry i goli. Dziś niestety tego nie było widać. W meczach o wysoką stawkę musi częściej brać odpowiedzialność na swoje barki, bo w zespole zwyczajnie nie ma zawodnika, który mógłby to za niego zrobić. To on musi pociągać za sznurki. Udowodnić, że jest najlepszym piłkarzem na świecie. Nawet, gdy rywale zrobią wszystko, aby wyłączyć go z gry.
Co dalej?
Ronald Koeman pracuje w bardzo ciężkich warunkach. Nie dość, że jako trener Barcelony ma najgorszą kadrę od lat, to jeszcze często zawodnicy wypadają z kontuzjami. Ostatnio były powody, aby Holendra chwalić – za wyniki, za wprowadzanie młodzieży, za przesunięcie Frenkiego De Jonga wyżej i odblokowanie jego potencjału strzeleckiego. Ale zwycięstwa z Betisem, Alaves, czy Elche na nikim nie robią wrażenia. To jest Barcelona, tu wartość zespołu poznaje się w meczach z najsilniejszymi. A takie sprawdziany Blaugrana Koemana regularnie oblewa. Jedyny mecz, jaki wygrali to pojedynek z Juventusem w fazie grupowej na Allianz Stadium. To zdecydowanie za mało.
Po wyborach prezydenckich na Camp Nou pewnie znów nastąpi nowe otwarcie i przebudowa zespołu. Tylko na jakich zasadach? Z pustą klubową kasą?