Ostatnie dwa tygodnie przy Łazienkowskiej to prawdziwe kuriozum. Legia Warszawa dobrze rozpoczęła sezon, choć po drodze zaliczyła kilka wpadek — jak porażki z Wisłą Płock czy Cracovią. Po zwycięstwie nad Pogonią Szczecin wydawało się jednak, że Edward Iordănescu najgorsze ma już za sobą. Dysponując jedną z najsilniejszych kadr w Ekstraklasie, miał sprostać wyzwaniu walki o tytuł mistrzowski i równoczesnej grze w europejskich pucharach. Porażka z Samsunsporem wzbudziła spore kontrowersje, ale można było uwierzyć, że rumuński szkoleniowiec rzeczywiście zamierza skupić się na lidze. Tymczasem z wyjazdów do Zabrza i Lubina legioniści przywieźli okrągłe zero punktów, notując dwie bolesne porażki. Problemem nie są jednak tylko wyniki — równie niepokojąca jest marna postawa zawodników, wśród których nadal nie wyłonił się lider zdolny w trudnych momentach odwracać losy spotkań.
Legia Warszawa bez boiskowego lidera
Kapitanem Legii jest Bartosz Kapustka. 28-latek to jeden z najbardziej doświadczonych graczy w drużynie, lecz trudno przypomnieć sobie mecz, w którym rzeczywiście odegrał kluczową rolę. W starciu z Zagłębiem Lubin został zdjęty już w przerwie — Iordănescu, chcąc wzmocnić defensywę osłabioną po czerwonej kartce Kamila Piątkowskiego, wprowadził na murawę Radovana Pankova. O występie Piątkowskiego szkoda się rozpisywać — samobój, czerwona kartka i sprokurowany rzut karny. Po meczu trener Legii stwierdził, że „Kamil Piątkowski to świetny zawodnik. Ma charakter i osobowość. Wiem, że bardzo cierpi, ale zbyt dużo punktów traciliśmy po błędach indywidualnych. Są rzeczy, które mogę kontrolować, i takie, których nie mogę”.
Paweł Wszołek? Ostatni gol z gry ponad dwa miesiące temu. Kacper Urbański póki co bezbarwny — kwestią czasu jest, aż media zaczną przypominać koszt jego transferu, bo na razie nie daje Legii żadnej przewagi. Zniżkę formy notuje też Juergen Elitim, który na początku sezonu wyglądał co najmniej obiecująco. Trudno dziś wskazać piłkarza Legii Warszawa, którego można autentycznie pochwalić za grę. Zespół ma szeroką, dobrze opłacaną kadrę, lecz to wcale nie przekłada się na wyniki. Coraz bardziej widać, że w tym zespole brakuje kogoś, kto potrafiłby wziąć odpowiedzialność za drużynę w trudnych momentach, poderwać kolegów do walki i dać impuls z boiska, nie tylko z szatni.
Lech ma Palmę, Jagiellonia ma Imaza, Pogoń ma Grosickiego…
Jeśli spojrzeć na średnie oceny pomeczowe z Sofascore, obraz staje się jeszcze bardziej niepokojący. Z ośmiu najwyżej notowanych zawodników Legii w obecnym sezonie, trzech zostało sprzedanych (!), a Jean-Pierre Nsame leczy kontuzję. Co więcej, żaden z obecnych piłkarzy nie ma w tym sezonie więcej niż jednej asysty, a tylko dwóch zdobyło więcej niż jednego gola. To statystyki, które trudno wytłumaczyć w kontekście tak bogatej kadry i wysokich ambicji klubu.
Liderzy drużyn zwykle dają konkretne liczby — to oni przesądzają o wynikach. W Lechu Poznań Luis Palma miał udział w sześciu bramkach (3 gole, 3 asysty), a Mikael Ishak w ośmiu (7+1). W Jagiellonii Białystok Jesus Imaz uczestniczył w jedenastu trafieniach (7+4), a Kamil Grosicki z Pogoni Szczecin w ośmiu (4+4). Tymczasem w Legii wyróżnić można właściwie tylko Miletę Rajovicia (3 gole) i Pawła Wszołka (2 gole, 1 asysta). Statystyki pozostałych piłkarzy lepiej przemilczeć — są po prostu dramatyczne.
Lech Poznań czy Jagiellonia mają zawodników, którzy robią różnicę. Legia Warszawa ma za to wielu graczy o głośnych nazwiskach, którzy w teorii powinni być gwiazdami ligi, ale realna korzyść z ich gry jest dziś znikoma. Iordănescu wciąż szuka równowagi i odpowiedzi na pytanie, kto może być jego prawdziwym liderem — kimś, kto w decydujących chwilach nie ucieknie od odpowiedzialności. Na razie jednak Legia to zespół wielu indywidualności, z których żadna nie potrafi przełożyć potencjału na realny wpływ na wynik. Rumuński trener nadal szuka — pytanie, czy nie pożegna się z pracą, zanim znajdzie dowódcę dla swojego zespołu.