Bournemouth potrzebuje większej wszchstronności

14 punktów i czwarte miejsce w tabeli po siedmiu kolejkach. Start sezonu w wykonaniu Bournemouth jest niemal perfekcyjny. Po odejściach Kepy Arrizabalagi, Deana Huijsena, Ilyi Zabarnyiego i Milosa Kerkeza wydawało się, że Wisienkom cieżko będzie powtórzyć drugi tak dobry sezon. Tymczasem ekipa Andoniego Iraoli jest jedną z rewelacji początku rozgrywek. Od meczu pierwszej kolejki z Liverpoolem The Cherries są niepokonani. Tym samym wysyłają coraz mocniejsze sygnały, że zamierzają powalczyć o pierwszy w historii awans do europejskich pucharów. Piątkowe spotkanie z Fulham – pomimo zwycięstwa 3:1 – pokazało jednak, że zespół z Vitality Stadium wciąż ma spore pole do rozwoju.

Zwycięstwo siłą indywidualności

Krytykowanie Bournemouth po zwycięstwie nad Fulham, a więc zespołem będącym solidnym średniakiem Premier League, i który zalazł za skórę już niejednemu faworytowi, może wydawać się szukaniem dziury w całym. Niemniej jednak, było to zwycięstwo inne niż pozostałe. Poprzednie spotkania Wisienki wygrywały siłą kolektywu. Dobrą organizacją w pressingu, intensywnością oraz szybkimi przejściami do ataku po odzyskaniu piłki. Są to elementy gry, które w drużynie Iraoli są opracowane niemal do perfekcji. Mimo, że kadra Bournemouth pod względem indywidualnej jakości nie wyróżnia się na tle ligi, to Iraola stworzył system, który wyciąga z jego graczy maksimum. W skrócie: Bournemouth jest mocniejsze niż suma indywidualnych umiejętności poszczególnych jednostek.

REKLAMA

Natomiast mecz z Fulham Wisienki wygrały głównie dzięki indywidualnym przebłyskom poszczególnych piłkarzy. Najpierw, przy stanie 0:1, Antoine Semenyo popisał się fantastycznym dryblingiem i samemu trafił do siatki. Następnie Justin Kluivert dał Bournemouth prowadzenie po kapitalnym uderzeniu z dystansu. Trzecia bramka to już kontratak pod sam koniec meczu, gdy Fulham ruszyło po wyrównująca bramkę. Dwa pierwsze gole – kluczowe dla końcowego wyniku – nie były składnie zawiązanymi zespołowymi akcjami w ataku pozycyjnym czy chociaż wypracowane dzięki dobrze założonemu pressingowi. Były to po prostu dwa przebłyski indywidualne. Tym razem Bournemouth nie wygrało dzięki zespołowości, a w wyniku umiejętności poszczególnych piłkarzy.

Bournemouth żyje z wolnych przestrzeni

To, że nie był to najlepszy mecz Bournemouth w tym sezonie potwierdzają również statystyki. Wisienki strzeliły trzy gole podczas, gdy ich współczynnik xG (goli oczekiwanych) – na bazie danych z Fotmob – wyniósł 1,12. Co więcej, ponad połowa tej wartości to gol na 3:1 Semenyo w końcówce spotkania (0,57 xG). Niższy wskaźnik xG w obecnym sezonie podopieczni Iraoli zanotowali jedynie w dwóch wcześniejszych spotkaniach – z Leeds (2:2) oraz Newcastle (0:0). The Cherries mieli sporo szczęścia, że w piątkowy wieczór zainkasowali trzy punkty. Po takim meczu Iraola powinien mieć świadomość, że kolejne takie występy prawdopodobnie nie zakończą się kompletem „oczek”.

Marco Silva opracował bardzo mądry plan, jak zatrzymać Bournemouth. Fulham nie zagrało w otwarte karty. Zamiast iść na wymianę ciosów ustawili się w niskim bloku na własnej połowie, pozwalając rywalom rozgrywać piłkę. The Cottagers podejmowali próbę odbioru średnio raz na 19 podań przeciwnika. Dla porównania, wcześniej wskaźnik PPDA (passes per defensive action) rywali Bournemouth wynosił średnio 9,6 i był trzeci najniższy w lidze. Oznacza to, że zespoły grające przeciwko drużynie Iraoli stosowały trzeci najbardziej intensywny pressing w stosunku do innych drużyn. W meczu z Fulham Bournemouth wymieniło także najwięcej podań ze wszystkich spotkań w trwających rozgrywkach. Z kolei przez 35% czasu gra toczyła się tercji ofensywnej Wisienek, co – obok meczu z Wolves (1:0), kiedy rywale niemal całą drugą połowę grali w osłabieniu po czerwonej kartce – jest najwyższym wynikiem.

Sposób na Bournemouth

Planem Marco Silvy było zabranie Bournemouth wolnej przestrzeni i zmuszenie ich do gry w ataku pozycyjnym. A z tym Wisienki mają spory problem. Zespól z Vitality Stadium nie miał pomysłu, w jaki sposób przedrzeć się przez zasieki obronne Fulham. Większość akcji kierowali w boczne sektory do Semenyo lub Brooksa. Skrzydłowi Wisienek przeważnie byli jednak podwajani i nie mieli możliwości stworzenia przewagi poprzez wygranie pojedynku. Dlatego głównym pomysłem na stworzenie zagrożenia były dośrodkowania, których ekipa Iraoli wykonała 25 w całym meczu. Fulham jednak skutecznie broniło dostępu do własnego pola karnego, gdyż tylko jedno z nich było celne.

To nie był pierwszy mecz, w którym Wisienki miały wyższe posiadanie piłki, jednak nie przekładało się to na wykreowane sytuacje. Już w poprzednim sezonie było wiele takich spotkań, a w obecnym podobna strategię zastosował trener Brentfordu Keith Andrews w meczu Pucharu Ligi, przegranym przez Wisienki 1:2. Wówczas The Cherries zagrali w mocno zmienionym składzie. Z jedenastki, która rozegrała w tym sezonie najwięcej minut w lidze w podstawowym składzie znalazło się tylko czterech piłkarzy: Djordje Petrović, Bafode Diakite, Alex Scott i James Hill. Porażkę tę można więc było w pewnym stopniu wytłumaczyć.

Niemniej jednak, mecz przeciwko Brentford wyglądał bardzo podobnie, jak ostatni z Fulham. Bournemouth również prowadziło grę, zostało zmuszone do ataków pozycyjnych i w pierwszej połowie nie było w stanie wykreować sobie zbyt wielu okazji. Obraz gry uległ zmianie po wejściu rezerwowych (na boisku pojawił się m.in. Semenyo). W drugiej połowie Wisienki oddały aż 13 strzałów, z czego dziewięć z pola karnego, a ich współczynnik xG wyniósł 1,42. Mimo, że Bournemouth stworzyło więcej sytuacji i odpadło głównie przez nieskuteczność, nie zmienia to faktu, że zespół Iraoli ma jeszcze spore pole do rozwoju w grze w ataku pozycyjnym.

Zespół określonego stylu gry

Patrząc przez pryzmat statystyk, obecne wysokie miejsce Bournemouth nie jest dziełem przypadku. Co prawda, według modelu xG Wisienki „zasłużyły” na 1-2 punkty mniej niż mają w rzeczywistości, jednak wciąż daje im to czwarte miejsce w tabeli sporządzonej na bazie punktów oczekiwanych. Andoni Iraola bez cienia wątpliwości wykonuje znakomitą pracę na Vitality Stadium. Głosy, że Wisienki mogą włączyć się w walkę o europejskie puchary są jak najbardziej uzasadnione. System gry, który hiszpański trener stworzył na południu Anglii, oparty na wysokim pressingu, dużej intensywności i szybkich atakach, pozwala wyeksponować atuty jego zawodników.

Ostatnie spotkanie z Fulham przypomniało jednak, że aby doskoczyć do czołówki Bournemouth będzie musiało stać się bardziej wszechstronne. Nie bazować tylko i wyłącznie na tym, co robi najlepiej, ponieważ rywale mogą ich łatwo rozczytać. Wraz z rozwojem zespołu, przeciwne drużyny coraz częściej będą oddawać Bournemouth piłkę i zmuszać ich do ataku pozycyjnego. Tak jak zrobiło to Fulham w ostatniej kolejce. Z jednej strony, podopieczni Iraoli wygrali to spotkanie, w którym zostali zmuszeni do wyjścia ze swojej strefy komfortu. Z drugiej jednak zawdzieczają to przede wszystkim przebłyskom indywidualnym. Jeżeli Bournemouth takie spotkania zacznie wygrywać dzięki zespołowości, dopiero wtedy będzie można bezsprzecznie stwierdzić, że są gotowi na europejskie puchary.

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    138,208FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ