Tottenham pewnie pokonuje Chelsea. Czy ktoś jeszcze wierzy w magię Pottera?

Spotkanie Tottenhamu z Chelsea to z pewnością hit 25. kolejki Premier League. Na Tottenham Hotspur Stadium przyjechała pogrążona w kryzysie Chelsea, która nigdy na tym obiekcie nie przegrała w meczu ligowym. Co więcej, na ostatnich 10 meczów między tymi drużynami, „The Blues” przegrali tylko jedno spotkanie w 1/8 finału Pucharu Ligi po rzutach karnych. Chelsea chciałaby się z pewnością przełamać z takim rywalem, jakim jest Tottenham, który też ma swoje problemy. Na ławce trenerskiej znowu zabrakło byłego szkoleniowca Chelsea, Antonio Conte, który będąc na stadionie, z pewnością zrobiłby wszystko, aby pokonać swój były klub, w którym osiągał nie byle jakie sukcesy.

REKLAMA

Pocieszające było jednak, że Tottenham nie przegrał jeszcze żadnego z trzech meczów, gdy brakowało Włocha, a rolę szkoleniowca zastępczego sprawował i sprawuje jego asystent Cristian Stellini. Jednakże głównym problemem Spurs jest brak środkowego pomocnika, bardzo kluczowego w tym sezonie dla „Kogutów”, a mianowicie Rodrigo Bentancura. Nie ma również Yves’a Bissoumy, a rolę pomocnika obok Hojbjerga pełnił z całym szacunkiem, średni dotychczas piłkarz, jakim jest Oliver Skipp. W Chelsea znów zmiany, Koulibaly w pierwszym składzie kosztem Benoit’a Badiashile’a. Do jedenastki wrócił Sterling, a w porównaniu do meczu z Southampton dokonano aż 6 zmian. Graham Potter chciał wygrać ten mecz, żeby w miarę możliwości oddalić od siebie widmo zwolnienia oraz uspokoić niepokój widzów, który przybiera na sile. Listy wyzywające rodzinę Pottera i grożenie śmiercią nie są z pewnością niczym miłym i łatwym dla Anglika.

Mało piłki w piłce

Chelsea agresywna, Tottenham czyhający na kontry, jednak z tej przewagi Chelsea przez pierwsze 20 minut nic nie wynikło. Jakby „The Blues” mieli mało problemów, to jeszcze w 19. minucie boisko z powodu kontuzji musiał opuścić kapitan, ich najlepszy piłkarz tego sezonu, czyli Thiago Silva. Im dłużej trwała pierwsza połowa, tym pewniejszy stawał się Tottenham. „Spurs” zaczęli bardziej pracować pressingiem, więcej mieli kontroli nad piłką i sprawiali problemy w wyprowadzaniu piłki przez obrońców Chelsea.

Bardzo niewidoczny był Ziyech, można było zastanawiać się, czy Ruben Loftus–Cheek w pierwszej połowie był w ogóle na boisku. Jedynie jaką przewagę Chelsea zyskiwała to głównie za sprawą Joao Felixa i Raheema Sterlinga. Natomiast na pochwałę u „Kogutów” zasługiwał Emerson Royal. Od przyjścia Pedro Porro, Brazylijczyk włączył wyższy bieg, stara się dawać tyle ile tylko może w ofensywie, nie zapominając o obowiązkach defensywnych. A tak słabo oceniany przeze mnie środek pola Tottenhamu, wyglądał na tle Chelsea co najmniej solidnie.

Po niemrawym początku gospodarzy znakomicie z biegiem czasu zaczęli neutralizować jakiekolwiek zagrożenia, jakie chciała tworzyć Chelsea. Bardzo twarda, ostra gra obu drużyn, widać, że derby Londynu to więcej niż mecz dla tych drużyn, żaden z zespołów nie miał zamiaru odpuszczać, jeśli chodzi o różnego rodzaju przedłużanie gry, faule taktyczne, przepychanki itp. Końcówka pierwszej połowy to doskonała sytuacja Sterlinga oraz spięcie na linii Ziyech – Richarlison. Sędzia długo analizował całą sytuację, najpierw pokazał Havertzowi i Emersonowi Royal’owi żółte kartki, a Marokańczykowi czerwoną kartkę, lecz po zobaczeniu całej sytuacji Stuart Attwell anulował wyrzucenie z boiska, dając również żółtą kartkę skrzydłowemu Chelsea. Nerwowo na trybunach, nerwowa i rwana gra na boisku ze strony obu drużyn, jednak bez goli.

Szybki cios gospodarzy, brak reakcji gości

Tottenham w tym sezonie już wielokrotnie pokazał, że drugie połowy potrafi grać na wyższym poziomie i staje się jeszcze lepszą drużyną po przerwie. Czy i w tym meczu też tak było? Pewnie, że tak. Lepiej się chyba nie dało potwierdzić tej tezy. Od razu po rozpoczęciu pierwszej połowy, zawodnicy „Kogutów” ruszyli do ataku. Po niesamowitym strzale za pola karnego gola strzelił 22-letni Anglik Oliver Skipp, który z biegiem meczu zaczął się rozkręcać. Trema zeszła i od razu lepsza gra pomocnika została zwieńczona bramką. Tottenham sprawiał wrażenie drużyny, która chciała jak najszybciej strzelić gola i oddać piłkę rywalom, czekając na kontry, które zawodnicy Spurs potrafią przeprowadzać.

Chelsea z piłką nie potrafiła sobie wykreować dogodnych sytuacji, a to zawodnikom Tottenhamu pasowało. Zaczęli coraz bardziej kontrolować sytuację na boisku, uszczelniając defensywę. U gości nie było zbytnio widać żadnej sportowej złości po straconym golu, nie było chęci dokonania czegoś nadzwyczajnego. Widzieliśmy klepanie dla samego klepania, nie było kogoś, kto chciałby zrobić różnicę. Kolejny mecz pokazujący problemy drużyny Grahama Pottera. Statyczna bez polotu Chelsea, wszystko na stojaka. Tottenham doskonale wiedział, co chce zrobić i kiedy lub na co rywalom pozwolić. Dokonali swego, przeczekali Chelsea, doprowadzili do stałego fragmentu gry. Z rzutu rożnego na dwubramkowe prowadzenie „Koguty” wyprowadził nie kto inny jak Harry Kane. Son do Diera, Dier do Kane’a i 2:0.

Tottenham lepszy od Chelsea

Ma swoje wygrane spotkanie ligowe Tottenham po prawie 5 latach. Ostatni taki mecz z Chelsea w rozgrywkach Premier League wygrali 24 listopada 2018 roku. Na pochwałę zasługuje Oliver Skipp, nie tylko za gola, ale także za udźwignięcie tego spotkania. Zdania nie zmienię w ocenie jego potencjału, jednak im więcej takich meczów, tym jego przyszłość w Spurs może nabrać rozpędu. Emerson Royal, Kane, jak i cała obrona zagrali świetny mecz. Niesamowicie skutecznie neutralizowali różne próby ataków zawodników Chelsea. Umacniają się na pozycji gwarantującej grę w Champions League i delikatnie mogą odetchnąć w rywalizacji z Newcastle o czwarte miejsce.

źródło: twitter/Squawka

Chelsea zagrała kolejny beznadziejny mecz, mało strzałów, mało wykreowanych sytuacji, marazm oraz ciągłe szukanie zmian. Pochopnych? Myślę, że tak, ponieważ wejście skreślanego Aubameyanga wiele mówi o tym, jak pogubiony jest Graham Potter w swoich decyzjach. Wiele mówią o postawie Chelsea obrazki pokazujące kibiców wychodzących z sektora kibiców gości. Warto także wspomnieć o bardzo złym prowadzeniu spotkania przez Stuarta Attwela, nie trzymał zdecydowanie ciśnienia, nie potrafił oceniać dobrze sytuacji, w których dochodziło do spięć między piłkarzami. Chelsea nie pokazuje żadnego rozwoju, ciągle to ta sama drużyna od kilkunastu spotkań. Niech o słabej grze tego zespołu świadczy fakt, że na ten moment są bliżej spadku, niż gry w europejskich pucharach. Tottenham zasłużenie pierwszy raz pokonał „The Blues” na Tottenham Hotspur Stadium.

Autor: Mateusz Topolski

SPRAWDŹ TAKŻE
Więcej
    REKLAMA
    107,596FaniLubię

    MOŻE ZACIEKAWI CIĘ